Ewa nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. To nie było mieszkanie Szymona, bo on nie miał tak czysto. Jedyne co pamiętała z wczorajszego dnia, to uderzenie od buta. Ktoś musiał tu ją zabrać i patrząc na niego wiedziała, że to on. Pogłaskała jego policzek i go w to miejsce pocałowała.
Usłyszała jakiś dźwięk. Drzwi balkonowe się otworzyły. Ranne światło wpadło do pokoju. Pokazała się postać dziewczyny, która zawiązała szlafrok i trzymała w rękach kieliszki i pustą butelkę po winie. Spojrzała na nią.
-Dzień Dobry! Jak się czujesz? - odstawiła przedmioty i usiadła na brzegu łóżka.
-Dziękuje, że pytasz. Czuję się dobrze.
Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń.
-Katjerina Roberta Tarnow!
-Ewa Iwanow. - uścisnęła jej rękę.
-Ewuniu, tylko mów mi Roberta? Bardziej to do mnie to pasuje! – zrobiła minę chomika.
-Spoko!
-Zrobić ci śniadanie? Coś do picia?
-Nie dziękuje, nie wiem czy mogę... w obcym miejscu coś robić.
-E tam obcym! U swoich jesteś! To mój i mojego narzeczonego Roberta dom! Szymek cię tu przyprowadził. Spokojnie, zajmiemy się tobą – puściła oczko.
-No dobrze... Chciałabym kawę... z mlekiem...
-Ok. Grzanki?
-Czemu nie.
Wstała z łóżka wyrywając się z Szymonowych objęć. Stanęła obok Roberty, która przyrządzała jedzenie. Usiadły przy stole.
-Szymon mówił nam o tobie co nieco. Wiem kim jesteś, ale nie denerwuj się! Ja to akceptuje z Robertem!
-Wiesz dlaczego na to się zgodziłam? Na bycie tu?
Kiwnęła przeczącą.
-Bo mają mi zapłacić pieniądze. Zgodziłam się na to, bo Paparazzi są wszędzie... chyba. Teraz... przestaje mi na tym zależeć...
-No tak... takk zwykle jest...
Grzanki się zrobiły i wyjęła je i podała.
-Mogłabym tu zostać... - Roberta podała jej kawę. - ale... no... ale...
-Nie wstydź się.
-Chodzi o – spojrzeniem i ruchem głowy wskazała na Galupka.
Roberta wiedziała, o co chodzi. By Szymek kogoś naprawdę pokochał, to niemal wyczyn niemożliwy. Po spojrzeniu dziewczyny zobaczyła, że darzy go uczuciem. On nie potrafił kochać. Nikt mu tego nie uświadomił. Lubił tylko ją i Roberta. Pozostałych albo nie znosił albo byli dla niego powietrzem. Miała przed sobą trudne zadanie – pomóc Ewie, by sprawiła, żeby Galupienko nauczył się miłości. Przypomniała sobie, że kiedyś po przekroczeniu limitu picia whisky, prawdopodobnie przespała się z nim. Przypuszczenia wzięły się stąd, ponieważ kiedy obudziła się trzeźwa, była naga z nim i leżeli obok siebie na łóżku. Cóż... Szymon nawet na trzeźwo chciałby uprawiać z nią sex. Doskonale wiedziała, że go pociągała. Może... gdyby nie Robert, to on by starał się o jej względy na poważnie.
Czuła, że musi coś ofiarować jemu. Znała go dobrze i dlatego spróbuje pomóc tej dziewczynie, by dotarła do jego ochłodzonego serca.
-I nie wiem – mówiła Ewa. - jak się z nami potoczy, czy przy jego zachowaniu wytrzymamy.
-Musisz z nim jak z dzieckiem – opiekować się. Bądź dla niego... tak jakby mamą.... której nigdy nie miał. Bądź ukochaną osobą.
-Postaram się...
-O! - wstała z miejsca – Czytałaś swój list? Chociaż... chyba nie zdążyłaś, bo jest zaklejony. - podała go jej.
Rozerwała kopertę i wyjęła kartkę. Czyta... czyta. Jej wyraz twarzy się zmienia – wygląda na zdenerwowaną.
-Ewa? - usiadła obok niej i położyła rękę na jej ramieniu.
-Jest źle... jest źle...
-Co się stało?
Podała jej list. Przeczytała go i zrozumiała co się stało.
-Nie wiedziałam, że tak długo tu przebywasz. Więc deportują cię do Polski, bo nie masz Ukraińskiego obywatelstwa?
-Tak... jestem w czarnej dupie... - schowała głowę w ramionach.
-Zawsze jest jakieś wyjście...
Do pokoju wszedł Robert w samych czarnych bokserkach. Roberta już miała grzeszne myśli.
-Uszanowanie moje panie! - schylił się przed nimi.
-Ewa ma kłopoty.
-Powiedz kto, gdzie i kiedy, to mu zapierdolimy!
-Nie taki kłopot miałam na myśli! - machnęła ręką. - Sam zobacz – podała mu kartkę.
Przejrzał.
-Jest tylko jedno, znane rozwiązanie: PAPIEROWE MAŁŻEŃSTWO.
-Hę? W ich przypadku byłoby ciekawie.
-To... oszustwo... nie skapną się, że to małżeństwo na niby?
-Jesteś tu na tyle długo, by być z nim. Robcio po pół roku znajomości mi się oświadczył, a w dniu kiedy się poznaliśmy, to od razu mnie pocałował, a potem...
-TAPIROWANIE!
Głos Roberta pełen entuzjazmu na myśl o tej rzeczy obudził Szymka. Serce biło jej szybciej, gdy widziała jego nieułożone włosy i nagi tors. Wzięła ją ochota, by pieścić jego ciało. Spojrzała na jego twarz... jego usta potrafiły kusić. Ruch brwi, warg i oczu... on chyba dawał jej jakieś znaki.
-Jest sprawa. - zakomunikował mu Rob.
-Czekaj... umyje się... - po czym zamknął się w WC. Wyszedł po około 10 minutach w samym ręczniku na biodrach.
Został wtajemniczony w sprawę. Słuchając, zapalił papierosa.
-Papierowe małżeństwo to oklepana historia. - skomentował.
-Jakbym ja miała taki przypadek, to Rob by nie odmówił.
Wypuścił dym z płuc.
-E... zapłacić Ci? - zaproponował Robert.
-Przestań. Ja pewną kwestię muszę ustalić sam na sam z Ewą...
Obserwując go, odczytała tą pewną kwestię.
-Dziękuje wam, że chcecie mi pomóc. - uśmiechnęła się.
-Hehe, nie ma za co! - Robertą ją przytuliła. - Znajomi Szymka są naszymi znajomymi!
-To ja... pójdę się umyć... - powiedziała.
-Ależ oczywiście! Ręcznik dla ciebie to ten różowy!
Kiwnęła głową i zamknęła się w toalecie. Zimny prysznic dobrze na nią działał. Gdy skończyła, wycierała swoje wilgotne ciało. Wtedy do pomieszczenie wszedł Szymon. Bez słowa zdjął z siebie ręcznik i szybkim ruchem z niej. Podszedł do niej i wsadził swój język między jej wargi. Objęła jego ramiona. Ten zaraz ją obrócił i złapał jej talię przyciągając do siebie. Odkręciła wodę z kranu i złapała się zlewu. Gwałtownym ruchem wszedł w nią. Jęknęła. Robił to dość szybko i mocno. Miała ochotę krzyczeć z rozkoszy, ale i z bólu, który pojawiał się, gdy Szymon był ostry. Nawet za ostry. Wolałaby, żeby był bardziej czulszy, ale tego ma go właśnie nauczyć. On preferował dziki seks zamiast czułego. Musi ożywić w nim tego, czego nigdy nie miał.
Poczuła krople ciepłej cieczy na plecach. Tak – skończył. Zmoczył dłonie i umył jej plecy po czym pocałował je.
„No... nie do końca źle z jego czułością.”
Gdy stanęła naprzeciw niego, przytuliła się do niego. Powoli jego ręce spoczęły na jej plecach. Nie był przyzwyczajony do przytulania się. Zauważył, że Ewa była spragniona takich gestów. Jemu samemu tego brakowało, ale nikomu by się nie przyznał. Wszyscy przecież go znają jako agresywnego człowieka...
Towarzysz Gahanow obudził się późnym rankiem. Pierwsze co dostrzegł, to że zasłony w oknach są inne. Następnie jego oczu dosięgnęła gitara Towarzysza Gorowiczowa. Dopiero potem ujrzał Towarzyszkę Szyszenko śpiącą obok niego. Mruknął coś niewyraźnie i wstał z łóżka. Zorientował się – To nie jest Carska Sypialnia!
Zaczynał sobie przypominać:
Wczoraj był tak stęskniony za Gorowiczowem, że nawet butelka whisky wydała mu się samotna, że postanowił się nią zająć. I tu mu się film urywa.
Pochylił się nad ukochaną i dotykał jej policzka swoim majestatycznym wąsem. To ją obudziło. Leniwie się przeciągała.
-Witaj Szanowna Małżonko! - pocałował ją.
-Cześć kochanie... - szepnęła.
Z powrotem znalazł się w łóżku obok niej. Ułożył się na boku za jej plecami i wtulił w jej ciało. Mruczał jej do ucha.
-Jak Ty się tu znalazłeś?
-Długa historia – obdarowywał jej szyję pocałunkami.
Wsadził dłoń pod jej koszulkę i zajął się pieszczeniem jej dużego biustu. Sam już dawno był pozbawiony ubrań. Odwróciła się do niego i wessała w jego usta. Dłonią delikatnie pchnęła go, by położył się na plecach. Usiadła na nim i zdjęła sukienkę. Zaraz po tym on znalazł się w niej. Najpierw, wolno opadała na niego. Przyśpieszała. Na ich ciałach pojawił się pot. Najpierw było im zimno, teraz gorąco. On widząc jej nagie ciało, czuł się bardzo podniecony. Dotykał jej piersi ściskając w dłoniach i kręcąc nimi. Jednak, długa droga była jeszcze, by ona szczytowała. Kiedy on chciał już kończyć, to dla niej najlepsze się zaczynało.
-Jeszcze! - dyszała. - Jeszcze!
Nie mógł jej tego odmówić.
Zaraz dopnie najwyższego. Świadczyły o tym jej głośno jęki. Były słyszalne nawet po drugiej stronie Pałacu. To one obudziły Towarzyszkę Malejkowicz i jej narzeczonego.
-Nie dziwię się, że nas uciszali. Tutaj to tak słychać... - powiedziała.
-Chodź! - wskazał na strzelbę – Rewanżyk będzie! - zacierał rączki.
-Nie... ma mowy!
I pchnęła go, że upadł na pościel i rzuciła się na niego swoim ciałem i z tysiącami buziaków.
0 komentarze:
Prześlij komentarz