CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

czwartek, 18 listopada 2010

Parada.

-Gdzieś nam zaginęli! - krzyknął Marcin do Pauliny.
-Nie znajdziemy ich!
-Wracamy?
Twierdzącą kiwnęła głową. Idąc pod prąd, znaleźli się na samym końcu, aż w końcu odłączyli się od tłumu. Ale... gdzie wracać, jak lud idzie do ich domu w Pałacu?
-Pójdziemy do mojej Siostry.
To im się opłacało.

Roberta weszła w wąską, zaniedbaną uliczkę. Musi to zgłosić Najwyższej Władzy, bo to wstyd jest widzieć taki brud. Przechodząc obok śmietnika, przed nią stanęła grupka mężczyzn – było ich trzech.
-Dokąd to maleńka?
-Chcę przejść. - oznajmiła.
Zaśmiali się. Nic dobrego to nie zapowiadało – wpadła w kłopoty.
-Grzeczne dziewczynki nie chodzą takimi drogami. Tylko te niegrzeczne szukają tu niegrzecznych chłopców.
Cofnęła się by odwrócić się i uciekać, lecz jeden z nich ją złapał. Drugi ścisnął mocno jej nadgarstki tak, że ją zabolało. Ten pierwszy wyciągnął nóż i przystawił do jej gardła.
-Nie uciekniesz już suko!
Ten trzeci podciągnął jej bluzkę i zaczął obmacywać jej biust. Zaraz potem nagle upadł na ziemię. Pojawił się Szymon. Wypatrzył Robertę na poboczu i poszedł jej śladem. Gdy zobaczył tych gwałcicieli, to jedyne co chciał, to zabić ich.
Trzech na jednego? Dał radę strongmanowi, więc im tez powinien. Napastnik, popchnął dziewczynę na kosz. Upadła, poczuła ból w nodze i nie mogła się podnieść. Tego Galupienko nie mógł znieść. Uderzył kilka razy w twarz z pięści tego, którego zaatakował. Zbliżał się do niego ten z nożem. Krzyknęła. Na szczęście dał radę pozbawiając go noża oraz kilku palców. Krew trysnęła na dłonie Roberty i jej spodnie oraz na Szymona. Zobaczyła, że przyjaciel jej chłopaka jest bezlitosny, kiedy staje się agresywny. Zaczął masakrować pozostałych gwałcicieli – bił aż do nieprzytomności, łamał im kości oraz dodatkowo wszędzie była krew. Podczas tego miała zakryte oczy dłońmi, bo taki widok nie był na jej nerwy.
Jej „wybawca”, kiedy stwierdził, że nic im nie grozi, znalazł się obok niej. Tym razem był już normalnym, spokojnym Szymonem Galupienko. Pogłaskał jej włosy i dłonie. Odsłoniła mu zapłakane oczy.
-Roberta... nic Ci nie jest? Czy oni cie...?
Przecząco kiwnęła głową. Pokazała na swoją nogę.
-Nie mogę wstać... - szepnęła.
Jedną ręką podniósł jej nogi, a drogą objął jej talię. Oplotła jego szyję dłoniami.
-Ty krwawisz! - zobaczyła, że krew mu leciała z ramienia i biodra.
-To nic... pikuś...
Oparła głowę na jego zdrowym ramieniu zamykając oczy. Niósł ją tak przez całą trasę, a nie była ona krótka. Nie zmęczył się, nie miał powodów do narzekania – dobrze mu było mieć przy sobie ją. Byli w bloku, gdzie mieszka. Bez problemu otworzył drzwi. Dziewczyna zasnęła w trakcie drogi, więc położył ją na łóżku. Zdjął jej martensy, chciał też spodnie, by obejrzeć ranę i uprać je, ale nie odważył się. Mogłaby pomyśleć, że znowu chce z nią to zrobić.
Umył się i usiadł na łóżku będąc tylko w czarnych bokserkach. Obejrzał swoje rany, więc miał za sobą zestaw medyczny. Najgorzej wyglądało jego ramię, ponieważ tam dostał największy cios. Polał miejsce wodą utlenioną, następnie wziął igłę i nić. Zszywał sobie ranę, a nie raz w życiu robił to – zawsze po walkach na ulicy. Kolejno zszył sobie ranę na biodrze.
Po tym nalał sobie piwa i usiadł przy stole. Zerkał często na Robertę. Był dumny, że uratował ją, ale żałował, że musiała patrzeć na tak brutalne sceny z jego udziałem. Pomyślał, że jak wstanie, to może być głodna, więc zajrzał do szafek – nie ma bułeczek! A w lodówce tylko alkohol... Nie może jej zostawić przecież... Sklep w sumie niedaleko... wziął kasę i szybko wybiegł z mieszkania. Wrócił po ok. 10 minutach z artykułami spożywczymi. Ona nadal spała i nic nie wskazywało na zagrożenie. Sam zgłodniał i zrobił sobie kanapkę. Standardowo zapalił papierosa siadając na parapecie okna i wpatrując się w widok za szybą.

Kiedy to panowało zamieszanie w Pałacu z powodu pijaka Dzikowicza i discopolowca Mariana, znowu ktoś zadzwonił do drzwi. Andrzej czuł się kompletnie skołowany, bo kto to tym razem mógł ich odwiedzić?
Otworzył drwi:
-Gdzie je Poziomka?! - wydarła się jakaś dziewczyna, a za nią stała grupka ludzi.
Wbiegli oni do Pałacu i gdy zobaczyli Mariana i Szyszę, krzyknęli!
-POZIOMKA!!!
Tak... oni też się tam rzucili.
-Stop kurwa! - ktoś krzyknął z leżących.
Wszyscy wstali. Dopiero teraz Władczyni Prypeci przyjrzała się im.
-O kurwa! Moi przeprznięci przyjaciele!
Rysiek, Stefan, Gercio, Zbyszek, Łajza, Widelcu, Kubuś, Grzesiu, Tomuś, Krystian (zwany Krysią), Michał, Rafał, Jaruś, Karina, Czaruś – to są przyjaciele Szyszki. Wszyscy przyjechali w odwiedziny na kilka dni do Prypecia. Oj... będzie się działo.
-DISCO!

Robertów nie było w mieszkaniu, ale Paulina z Marcinem nie przejęli się specjalnie tym faktem. Czuli się jak u siebie – włączyli muzykę i polali sobie po whiskey. To ich rozpaliło do namiętnego seksu na łóżku jej siostry i jej narzeczonego. Zdjęli ubrania i wleźli pod kołdrę. Najpierw były namiętne pocałunki, a potem on zaczął dotykać jej ciało. Świadomość, że sąsiednie bloki są puste, Paulina mogła krzyczeć, kiedy on pieścił jej miejsce intymne.
-OOOO TAAAAAK!!! - krzyczała. - NIEEEEEEEE PRZESTAWAJ! NIE PRZESTAWAAAAAAAAAAJ!!!
Teraz ona zaczęła pieścić go, a potem jak to mówią Robertowie – malować zawodnika.
-O GORZEEE!!! O GORZEEE!!!
A gdy przeszli do etapu najważniejszego w pozycji misjonarskiej:
-SZYBCIEJ!!! SZYBCIEJ!!! SZYBCIEJ!!! - krzyczała. - OCH! ACH! OOOOOOCH! MARICN!!! OCH YEAH!
Robił to tak szybko i krzyczeli najgłośniej jak się dało.
-AAAAAAAAAAAAA! - krzyknęli jednocześnie, gdy osiągnęli szczyt.
Gdy trochę odpoczęli, teraz ona siedziała na nim.
-AAAACH!
-TY KOCICO!
Znowu szczyt i zmiana pozycji.
-O FUCK! NIE PRZERYWAJ! AAAAAAA! - krzyczała.
-TYGRYSIE MRAAAAAAAAAUUUU!
I jeszcze inne pozycje z 101, które oglądali na kasecie przemyconej przez Gahanowicza w nocy.
A po seksie:
-Ja pier...daczę! Ale z Ciebie ogier!
-Wiesz... ja lubię to, co naturalne.
Namiętnie ją pocałował.
-A... co z Magdą? - zapytała.
-Ona... nie wróci prędko... teraz jest gdzieś w Rosji, bo pociągi nawalają...
-Co będzie, jak wróci?
-Cóż... to samo zanim to się zaczęło. To moja narzeczona.
-Tak... - zrobiło jej się smutno. - Ja mam Alana, ale... nie chcę już z nim być...
Był zaskoczony.
-Nie wierzę!
-Uwierz, mam dosyć jego pijackich wybryków, ginięcia pieniędzy i ignorowania mnie. Ja chcę mieć kochanego chłopaka, a nie pierdołę. Wciąż coś do niego czuję, ale nie dam rady tego ciągnąć dalej.
-Rozumiem...
-Mam dosyć czuć się niekochana... - wtuliła się w niego kładąc głowę na jego torsie.
-Ja naprawdę to rozumiem, każdy tego chce... każdy... - zaczął głaskać jej włosy, a ona się uśmiechnęła.
Zakochała się - w Marcinie. Czas spędzony z nim był wspaniałym przeżyciem. Dlaczego wcześniej z nim nie była?! Przecież gdy go poznała, był kawalerem. Już wtedy chodziła z Alanem, ale mogła go rzucić! Wtedy Gorowiczow wydał jej się atrakcyjny, ale ona wolała swoją miłość z dzieciństwa. Zresztą, wtedy Alan nie pił tyle i był naprawdę kochany. Dopiero później, kiedy to zaczął być sławny, a szef naciskać na niego, to sięgał po whiskey. Ich relacja w związku zaczęła się stopniowo się zmieniać. Teraz rzadko się widywali, a jak już, to on pokazywał jej się pijany. A za nic nie chciał porzucić swojego nałogu. Z żalem pomyślała, że wódka stała się jego kobietą, ważniejszą od niej.

Perła w objęciach z Czarną, spacerowali po ulicach ich rodzinnego miasta. Zdziwili się, dlaczego jest tak pusto.
-Zawsze o tej porze jest sporo ludzi. - powiedział.
W kawiarence, do której poszli było pusto. Przy kasie była kartka, odczytali ją:
-Sklep zamknięty aż do powrotu właściciela. Powód: wycieczka do Pałacu Szyszy Szyszenko w sprawie Święta Szymona Galupienko... co?! Szymona Galupienko?!
Swietłana jeszcze raz zobaczyła to, co on przeczytał.
-A co takiego się musiało stać, że chcą jego święta?
-Ja nie wiem! Na pewno coś wielkiego, bo nie bez powodu chce się czyjegoś święta!
-To chyba nici z dyskoteki...
Zastanowił się.
-Może chcesz iść do mnie?
-Wiesz... nie wiem, czy powinnam.
-Ja nie jestem zły! Jeśli coś Ci bym zrobił, to mi jaja utnij!
-Bez przesady...
-W twoim domu będzie całe miasto...
-Wiem... dobrze... ech... pójdę do Ciebie!
Zrobił minę jak Rageman Weeeee!
-Weeeeeee!
Zrobiła taki uśmieszek - :-J
-A mogę Ci dać buzi?
-Już mnie całowałeś!
-Ale w policzek!
Spuściła wzrok.
-Nie umiem się całować...
-Eeee tam! To pikuś jest! Chodź do mnie, to cię nauczę!
Gdy mieli iść, zatrzymał się.
-Ale i tak buzi w usta!
Otworzyła delikatnie usta. On zbliżył się i pocałował ją. Stali bez ruchu i nie wykonując żadnego ruchu. W końcu ona objęła jego szyję, a on trzymał w dłoniach jej twarz. Poruszał delikatnie wargami i ona też.
-Perła?! - ktoś krzyknął.
Natychmiast przerwali. Zobaczyli, kto to był.
-Robert? - zapytała.
-Szukam Roberty, ale nie mogę jej znaleźć! - był spanikowany.
-A patrzyłeś w domu?
-Jeszcze nie... - głośno oddychał. - Nie mogłem się wydostać...
-To idź jej szukać tam, może tam jest.
-Dobrze... dzięki! Na razie! - zniknął.
-Chodźmy do mnie już! - złapał jej dłoń i biegła z nim w nieznanym jej kierunku.

0 komentarze: