Ewa wałęsała się po nieznanych jej ulicach tego miejsca. Ludzie których mijała byli zadowoleni, zajęci sobą i razem. Tylko ona czuła się między nimi samotna i zagubiona. Łzy zbierały jej się do oczu, kiedy przypomniała sobie te słowa:
-Ech... sama widzisz kim jestem... Wracaj do Polski... Tam nie będziesz musiała brać ślubu i żyć ze mną. Zapomnij o mnie. Odejdź...
-Ja cię kocham...
-I w tym jest problem...
-Powiedz, że choć coś czujesz...
-Nie jest to miłość... nie wiem, co to jest...
-Ty się chcesz mnie pozbyć...
-Dla naszego dobra...
Spuściła głowę, by ukryć zapłakany wzrok. Zatrzymała się przy barze. Pomyślała, że musi się upić, by zapomnieć. Przetarła mokre oczy i weszła do środka. Unosił się dym tytoniu, uderzenie kieliszkami i rozmowy ludzi. Usiadła na krzesełku przy blacie. Barman zapytał ją, co chce.
-Coś mocnego.
Postawił największy kufer i wlał trunek. Do niej przysiadł się pewien chłopak.
-Whiskacza mi daj! - krzyknął do barmana.
-Hehe, a potem wrócisz do domu pijany, ale jak chcesz. To Ciebie narzeczona będzie kopać.
Barman nalał mu to samo, co jej.
-Twoje zdrowie! - zwrócił się mężczyzna do niej.
-Oby twoje na lepsze niż moje... - wypiła łyk i omal nie zwróciła tego z powrotem.
-Oj! - przysunął bliżej, że dotykali się ramionami. - Coś się stało?
Znalazł się pocieszyciel.
Ewa spuściła wzrok. Przypomniała sobie Szymona. Łza spłynęła jej po oku, więc oparła ramiona na blacie i schowała w nich głowę. On pogłaskał jej plecy, że aż położył się na nich i szeptał jej do ucha.
-Alan Dzikowicz cię pocieszy!
Tak... naszym pocieszycielem jest Alan.
Podniosła się i sama nie wiedziała czemu, ale wtuliła się w niego zawieszając ręce na jego szyi wypłakując się w jego koszulę.
-Ciiii.... - głaskał jej włosy. - Alanek tu jest... spokojnie...
-Czy... życie ma sens?
-Ze mną... zawsze!
-Ale... chlip... ja nie mam nikogo buuu!
Dzikowicz się tym przejął.
-Powiedz Alankowi, a on Ci pomoże... - wciąż ją głaskał.
Barman obserwował ich, a kiedy nalewał whiskey swojemu stałemu klientowi, powiedział:
-Dzikowicz zamienił się w Matkę Pocieszycielkę.
-Lej pierunie!
Dziewczyna zaczęła mu opowiadać:
-Tak naprawdę poszukuje tutaj mojego ojca. W Polsce wychowała mnie tylko mama, ale wzięła nazwisko po tacie. Podobno Borys Iwanow mieszka tutaj pod zmienionym imieniem i nazwiskiem i to gdzieś w Pałacu...
-Kurde, nie wiedziałem!
-Pod dach przyjął mnie jeden chłopak... ale teraz mnie wyrzucił...
-Biedactwo! Jak on mógł Ci to zrobić?
-Stwierdził, że to dla naszego dobra...
-Ble! Co za typ! Ja Ci pomogę! Mam dla Ciebie domek! - poruszał brwiami.
-Naprawdę?!
-No jaha!
-Ale...
-Tak?
Wypił całą szklankę niemal naraz, a potem majestatycznie beknął.
-Wypij bronka i coś Ci powiem!
Wypiła, ale gdy nie mogła do końca, to Alan za nią dokończył.
-No to daj buzi! - wystawił usta przygotowane na całusa.
Podpita dziewczyna skuszona jego wargami, pocałowała go. Nie skończyło się na jednym. Zaraz potem zaczęła się seria namiętnych pocałunków między nimi.
-Barman! Whiskacz! - krzyknął Alan, gdy na chwilę przerwał, by móc znowu kontynuować.
Dał im na spółkę jeden kufer i 2 słomki:
-Wyjdzie taniej. - dodał i wrócił do pracy.
Zawartość szklanki znikła w mgnieniu oka.
-Tera... - bęknięcie. - pójdziem... do mnie! - Alan wstał z nią.
Objęli się w pasie, a gdy wyszli, barman pokiwał tylko głową.
Idąc ulicami Prypeci, głośno śpiewali... przepraszam... „śpiewali” piosenki, że mieszkańcy z balkonów uciszali ich.
Szysza i Dawid znaleźli się w łóżku. Tam oddali się swoim pragnieniom i namiętności, jakie nimi rządziły w ich miłość. Usłyszeli, że ktoś głośno fałszuje znane piosenki.
-Dzikowicz wrócił! - krzyknął Gahanow.
Przerwali więc stosunek i w ekspresowym tempie ubrali się, by ocenić sytuacje. Gdy znaleźli się w salonie, zobaczyli Alana, który tańczył z pewną, rudą dziewczyną i śmieli się bez przerwy.
-Alan... Alan... - Szyszka zrobiła facepalm. - Znowu się upiłeś!
-I sprowadził gościa. - dodał Dawid.
-To jest... - beknięcie. - Ewunia... - beknięcie. - Będzie tu... - beknięcie. - mieszkać!
-Co?! Ja u rządzę matole! - władczyni Prypeci uderzyła do w głowę. - To ja decyduje, kto tu mieszka!
-Kupa! - odpowiedział pijany Towarzysz.
Szyszce puściły nerwy. Rzuciła się na niego z pięściami, ale jej mąż ją powstrzymał.
Ewa poczuła się senna, więc usnęła na stojąco i tracąc równowagę, Alan ledwo co ją złapał, po czym on sam padł zmęczony.
Na miejscu pojawił się Andrzej w szlafroku (niezależnie od pory dnia chodził tak) z kubkiem kawy, zastanawiał się, co się dzieje.
Ruda została przygnieciona ciężarem ciała Alana, a Szysza zaczęła go odciągać od niej.
-Wstawaj Ty chodząca beko piwa! Kur... jak on ciężki!
Dawid ruszył z pomocą Szanownej Małżonce. Dźwięk dzwonka do drzwi rozprzestrzenił się po całym Pałacu. Wyraźnie to przestraszyło Gahanowa i ten przewrócił się z Szyszką obok pijaków. On znalazł się nad nią i widząc, że są w takiej pozycji, ochoczo mruknął jak kot.
Fleczerowicz zakłopotany zaistniała sytuacją, otworzył drzwi a tu pojawia się okrzyk:
-DISCO!
Marian w koszuli hawajskiej wszedł do środka i widząc swoją idolkę, rzucił się na plecy jej męża. Ten zdenerwowany nieproszonym gościem, krzyknął:
-Spierdalaj duposówie!
Komiczna sytuacja.
Kolejnym gościem okazał się Perła, który umówił się tutaj z Czarną. Gdy zobaczył mieszkańców w nietypowej/typowej sytuacji, dłonią musiał zakryć swój śmiech.
-Pan... do kogo? - Andrzej zapytał gościa.
-Dobry! Ja przyszedłem po Swie... Swietłanę!
-Swietłana?! - był zaskoczony. - To moja córka!
-O! Perła Krawczuk – wyciągnął dłoń ku niemu, a Andrzej nieśmiało wystawił swoją i uścisnął jego.
-Jak? Perła?
-Tak, naprawdę jestem Paweł, ale mówią mi Perła! Miło mi poznać ojca tak pięknej dziewczyny!
-To mój mały skarb...
Czarna pokazała się wszystkim i zrobiła facepalm na widok sytuacji, jaką zobaczyła. Ucieszyła się na widok Pawła.
-Perła! - krzyknęła radośnie.
Ten również był zadowolony i podbiegł do niej całując ją w policzek. W Prypeci między kobietą i mężczyzną tak szybko się wszystko rozwija (popatrzmy na Gahanowów czy Robertów). Fleczerowicz nie wiedział, co powiedzieć.
-My idziemy do kawiarenki, a potem do klubu z Robertami. Wrócę wtedy, kiedy się skończy zabawa, więc możliwe, że rano. Jakby co, ktoś będzie cię informować, jaka jest sytuacja. Buziaki! - wyszli z domu.
-Ale w twoim domu orgia jest! - zaśmiał się.
-No cóż... kiedy Dzikowicz i Paździochowicz pojawią się w tym samym miejscu, to nie ma mowy o normalności...
Szymon czuł nienawiść w kierunku Mariusza Pudzianowicza – gościa z masą wręcz tonową! Czy Galupienko da radę? Przecież został pobity przez niego... a do historii przeszła walka Pudzianowicza z Najmanowiczem, którego tak szybko pobił w ciągu 4 sekund.
-Zrobię to dla Ciebie... - szepnął pod nosem Szymon, mając na myśli Robertę.
Spojrzał na nią i przesłał jej wiadomość wzrokiem:
„Robię to Dla Ciebie. Nawet jeśli nie wyjdę z tego żywy...”
Dziewczyna wtuliła się jeszcze bardziej w Roberta, a on ją pogłaskał bojąc się o życie przyjaciela.
Laurenty Popow (zwany też Lolek), który chodzi z bębnem, uderzył w niego jako start walki.
Pudzianowicz miał na twarzy uśmieszek kpiący i był pewien swojego nadchodzącego zwycięstwa.
Wymierzył cios, ale Galupienko go ominął. Gdy ciężka masa kilowa podbiega do niego, dostał cios w twarz. Upadł i wypluł krew z ust. Od razu miał czerwoną twarz i fioletowy nos ora zpękniętą wargę. Mariusz zacisnął w ramieniu jego szyje i zaczął dusić. Roberta miała łzy w oczach. Szymon to dostrzegł. Nie... nie może przegrać... nie... Zebrał w sobie siły przez ten widok. Ugryzł ramię przeciwnika, a ten krzyknął i puścił go. Młody czuł teraz tylko narastającą agresję. Szybko podchodził i uderzał oraz kopał. To niemożliwe, myślą ludzie. Czyżby... Mariusz Pudzianowicz miał być pokonany?! Coraz silniejsze ciosy... coraz szybsze... Nienawiść... miłość... agresja... zakochanie – te 2 uczucia przeplatały się ze sobą w tej walce... Wszystkie złe emocje w stronę rywala, a miłość w stronę Roberty.
Pudzianowicz wyraźnie słabł, zawracał się. Wten Szymon wymierzył ostatnie uderzenie – w głowę. Mariusz zrobił zeza i wywalił jęzor. Galupienko chuchnął na niego, a tamten się przewrócił na ziemię.
Lolek zaczął radośnie bębnić, a nie wiadomo skąd pojawili się trąbkarze i saksofoniści. Wszyscy krzyczeli z radości i skakali do góry. Lud porwali tego, który zwyciężył trzymając do na rękach i podrzucając do góry.
-Viva la Galupienko! - krzyczał tłum.
Wynieśli go aż na zewnątrz i niosąc go jak Boga, szli w stronę Pałacu. Robertowie wybiegli za nimi włączając się do Parady.
-No, to zaraz media ze świata przyjadą i Szymon zostanie Mistrzem! - skomentował to Kowalow.
Dołączyli do nich Paulina i Marcin:
-Ale jazda! - krzyknął.
-Muszę przyznać, że jest dobry w walce. - powiedziała.
-I jako jedyny pokonał Pudzianowicza! Wiedziałem, że on jest the best!
Przepychali się przez tłum ludzi, który nieustannie wzrastał, by być najbliżej bohattra.
-Opuście mnie! - krzyknął Galupienko.
Nie słuchali.
-A zrobić wam masakrę jak przed chwilą?
Posłuchali i opuścili go. Oglądał się do tyłu szukając przyjaciół. Przecież miał porozmawiać z dziewczyną, którą kochał.
W pewnym momencie, Robertowie zostali rozdzieleni.
-ROBERT! - krzyczała szukając go.
-ROBERTA! - krzyczał szukając jej.
Jej siostra z kochankiem zaginęli gdzieś na końcu.
Dziewczynie udało się wyjść na pusty chodnik. Stawała na palcach szukając znajomych twarzy. Główną ulicą nie ma jak przejść, musi iść tymi bocznymi. Skręciła w najbliższą z nadzieją, że znajdzie ukochanego.
0 komentarze:
Prześlij komentarz