CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

czwartek, 11 listopada 2010

Fryzjer i zakupy.

Jak myślicie – czy Prypecianie poznali Gorowiczowa na ulicy?
No?
No?
No?
No pewnie... że nie!
Mówiono, że jest on podobny do tego Gorowiczowa, ale nikt nie pomyślał, że to naprawdę on! Pojawiły się pogłoski, że to Alan się obciął.
-Gdzie idziemy? - zapytała się Paulina.
-Na zakupy! Kupię sobie coś fajnego!
-Normalnie cię nie poznaje! - zaśmiała się.
Weszli do najlepszego w mieście sklepu z ciuchami. Znaleźli się w dziale, gdzie są skórzane kurtki dla kobiet i mężczyzn. Marcin wypatrzył ramoneskę dla siebie. Przymierzył ją i zaprezentował się jej. Pokazała mu kciuki. Teraz jej kolej – poprzebierała między wieszakami aż w końcu wypatrzyła dla siebie skórę. On pogratulował jej wyboru, gdy ją założyła.
-Kupujemy! Wyglądasz zabójczo! - komplementował ją, a ona oblała się rumieńcem.

Czy Szymon zdał sobie sprawę z tego, co zrobił?  Pozbył się Ewy z mieszkania, bo nie chciał jej wykorzystywać seksualnie – codziennie uprawiali seks, czy ona tego chciała czy nie. Dopiero łzy Roberty mu to uświadomiły, jakim jest człowiekiem. Dlatego chciał dobra Ewy – ona przecież będzie się męczyć w tym papierowym małżeństwie. Nie liczyło się, że kochała go przecież. On i tak wolał inną – Robertę. Czas spędzony w hotelu sprawił, że odkrył to uczucie. Sam był tym zaskoczony – on nigdy nikogo nie kochał. To uczucie musiało się rodzić powoli, by ujawnić się teraz. Obiecał jej, że ożeni się z Ewą – złamał obietnicę. Obiecał, że nie będzie chciał się z nią kochać – też ma ochotę złamać tą obietnicę. Tym razem nie byłby ten sam seks.  Dałby jej tyle czułości i miłości...
-Chociaż do niej pójdę...
Zabrał się z mieszkania i ruszył w stronę mieszkania Robertów. Nie zastał tam ich, więc przypomniało mu się, że są w pracy. Tam na pewno ich spotka...

-Twoje włosy są takie piękne! – Perła pogłaskał włosy Swietłany, kiedy to zajęła miejsce na fotelu fryzjerskim. – Jak Ty masz na imię?
-Swietłana.
-Uuu... za długie! Wolę cię nazywać „Czarna”! Pozwolisz?
-Pozwolę... Tak jak pozwolę Ci zrobić mi dobrą fryzurę.
-Wiesz... mogę Ci coś doradzić?
-To Ty masz tu nożyczki.
-Nie obcinaj włosów! – złożył palce jak do modlitwy.
-Myślę, że mi takie włosy nie pasują. Kiedy Paulina Plichtenko zrobiła sobie grzywkę i loki, to Alan Dzikowicz od razu się nią zainteresował.
-Ależ liczy się wnętrze!
-Moje nie jest ciekawe.
-Ależ jest! Bardzo ładnie mówisz, tak po dorosłemu. To jest cool!
-Czuje się jakbym miała co najmniej 30 lat. A te włosy – wzięła kosmyk w palce. – tylko to pokazują. Tapir pozwoli mi mieć znowu 15 lat i nie będę taka jaka jestem. W moim życiu nie ma rozrywki.
-Z tymi włosami możesz szaleć! Tak nimi kręcić! O! Kręcone włosy... nie...
-No to obetnij mnie tak, by zachować te moje niby śliczne włosy!
Zastanowił się przez chwilę.
-Zrobię Ci grzywkę prostą i zrobię Ci tak ładnie związane włosy... zobaczysz!
-Dobrze... działasz...
-Mów mi Perła!
Najpierw asystentki umyły jej włosy, by Perła mógł przystąpić do pracy. Zanim to zrobił, głaskał, dotykał, sprawdzał jej włosy.
„Kocham takie włosy!” – pomyślał.
Przeczesał wilgotne włosy i zaczął podcinać włosy. Grzywka już była zrobiona. Podciął jej jeszcze końcówki włosów.
-Perfecto...
Suszył suszarką jej włosy i jednocześnie je przeczesywał. Gdy były już prawie gotowe.
-Podobasz się sobie?
Zrobił jej wysokiego koka i popsikał sprayem. Dokonał ostatecznym poprawek.
-Jupi! Jesteś moim najlepszym dziełem! Sama zobacz!
Wstała i przyglądała się sobie. Musiała mu przyznać rację, bo zrobił jej ładnie włosy.
-Perła...
-Tak?
-Nie, nie! Mówię, że wyglądam perłowo!
-Weeeee! Naprawdę cię już lubię!
Podeszli do kasy.
-Ile płacę?
-Hmm... – pogrzebał w notesie. – A co powiesz, jeśli nic?
-Nic? – zdziwiła się. – No nie przesadzaj!
-A co powiesz, że chcę się z tobą umówić?
-To żart rozumiem?
-Poważnie mówię! Dzisiaj jest zabawa w klubie młodzieżowym „Radioaktywni”! Daj się zaprosić, no...
-Ja nigdy nie byłam na dyskotece...
-To czas to zmienić! Nie chcę iść sam! Robert będzie z Robertą i Alan miał być z Pauliną, ale on chyba znowu weźmie whisky i się upije...
-Paulina ma chorą nogę, chociaż potrafi dać ciosa... – przypomniała sobie postrzelony tyłek jej ojca.
-Pójdź ze mną. Będziesz moją dziewczyną!
-Ja jestem sztywna i nie umiem się bawić. Zresztą... dopiero co cię poznałam...
-Co cię przekona? – uklęknął przed nią. – Bąąąądź mooooojaaaa teeeeej noooooooooocy! – śpiewał i położył się na podłodze.
Czy po czymś takim mogła mu odmówić?
-Dobra... przestań już. Ech... pójdę z tobą.
Podskoczył do góry i wycałował jej policzki. Ona sama nie wiedziała jak ma na to zareagować.
Robertowie, którzy pozwolili sobie w trakcie pracy na małe tapirowanie (mieli potargane włosy i nie do końca poprawione ubrania i nie mieli już szminki na ustach, co świadczyło, że do tego doszło), nie poznali Swietłany.
-Tylko nie mów... – zaczęła Roberta. – że to nasza Swietłana!
-Ty ją tak odpicowałeś?
Perła dumnie się wyprostował i uśmiechnął najszerzej jak tylko potrafił zamykając przy tym oczy.
-Wasz fryzjer również zamierza mnie zabrać na dyskotekę dzisiaj.
-My idziemy! – powiedzieli jednocześnie Robertowie.
Do salony przyszedł Szymon. Czarnej nie poznał, a na widok Roberty zaczęło mu bić serce.
-Szymon? – zdziwił się Robert.
-Idziesz dzisiaj na imprę? – zapytał go Perła. – Ja idę z Czarną – i wskazał na nią.
-Cześć. – wystawił ku niej dłoń.
-Nawet Szymon Galupienko – sokole oko – mnie nie poznaje!
-Eee... Swietłana Fleczerowicz?
-Brawo!
-Hehe... nie poznałem cię. – po czym spojrzał na Robertę i miał nadzieje, że zrozumie jego spojrzenie.
Odczytała tylko, że chce z nią porozmawiać.
-Kochanie – Kowalow zwrócił się do ukochanej. – Musimy znaleźć Gorowiczowa...
-Tak... chodźmy!
-Idę z wami... – oznajmił Galupienko.
Cała trójka znikła w ciągu kilku chwil.
Czarna zwróciła się do „swojego” fryzjera.
-Jak Ty naprawdę się nazywasz?
-Paweł Krawczuk
-Dlaczego jesteś „Perła”?
Spod koszulki wyjął perłowy naszyjnik. Zdjął bluzkę i zobaczyła, że na klatce piersiowej ma bliznę w kształcie kuli.
-Kiedyś mnie postrzelono przypadkiem i mam taką bliznę. Komuś się to skojarzyło z perłą i już nigdy mnie nie nazwał Paweł.
Spojrzała jeszcze raz na niego. Szkoda jej się zrobiło i pomyślała sobie zaraz o ojcu. Boi się, że i on jest urodzonym pechowcem.

Marcin i Paulina stanęli przy kasie z kurtkami. Już byli tak zadowoleni i kiedy kasjerka podała kwotę, zaczął grzebać w kieszeniach.
„Gdzie ten portfel?”
Ups...
Został w salonie u Robertów.
-Hehe, a to Ci dopiero! Masz mój portfel... albo swój?
Pogrzebała po kieszeniach – nie ma.
-Płacicie państwo? – zapytała kasjerka.
-Wie pani... hehe... poznaje mnie pani?
Kiwnęła przecząco głową.
-Towarzysz Marcin Gorowiczow!
Zrobiła oczy jak polskie 5 zł.
-Obciąłem się... ogoliłem... ale to ja!
Za nimi stanął ochroniarz.
-Jakiś problem? – zapytał.
-Jestem Marcin Gorowiczow!
-A ja Julia Tymoszenko.
No to mają naprawdę problem. Nikt nie poznał jego, a obecność najbardziej znanej trenerki karate nie pomogło. Ochroniarz, który miał jakieś 2 metry i mięśnie, to Mariusz Pudzianowicz. Z im to nie ma co zadzierać. Bez komplikacji podniósł za kołnierz Marcina i za sukienkę Paulinę i wyrzucił ich za drzwi. Jajć! Nie zauważył, że akurat wchodził Szymon Galupienko. Został zgnieciony przez ciężar ich ciał. Robertowie mieli szczęście i szli za nim.
-No to będzie wpierdol... – szepnął jej Robert.
-Chciałeś powiedzieć format...
Upadli podnieśli się. Szymon spojrzał na Pudzianowicza. Oj dobrze go pamięta. To on kiedyś go pobił kilka lat temu, kiedy szukał swojego kąta w Prypeci. Czas na rewanż.
Stanęli naprzeciw siebie i groźnie się w siebie wpatrywali. Wszyscy wiedzieli na co się zanosi...

0 komentarze: