CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

środa, 29 grudnia 2010

Basen.

W mieszkaniu Robertów, Szymon usiadł na sofie. Roberta przyniosła mu zimne piwo Perła. Gdy zasiadła obok niego, opowiedział jej z detalami o całym dzisiejszym dniu.
-Naprawdę zaczęło mi zależeć na niej.
Pogłaskała jego ramię. On przycisnął jej dłoń, jakby nie chciał, żeby ją zabierała.
To co powiedział przed chwilą, było prawdą. Nie zmieniło to jednak jego uczuć do niej – wciąż żywił do niej silne uczucie.
„Mogę kochać dwie dziewczyny?” - spuścił głowę. Przez chwilę był w takiej pozycji.
-Nie poddawaj się... - mówiła do niego. - Jesteś w stanie przekonać ją do siebie. Musisz tylko być szybszy od Borysa zanim on ją skrzywdzi.
Twierdząco kiwnął głową.
Wstała z siedzenia, westchnęła.
-Może być dla niej bardzo kochanym chłopakiem – skrzyżowała ręce. - Może się czuć przy nim wyjątkowa. Może z nim planować przyszłość... lecz prędzej czy później, bardziej lub mniej ją zrani. Nie sądzę, by się zmienił w ciągu dwóch lat.
Podniósł wzrok na nią. Odwzajemniła to.
-Tamtego dnia nigdy nie zapomnę, choć umiem żyć z nim normalnie. Tamten dzień był dniem sądu dla mnie. Mogłam umrzeć albo żyć dalej. Gdyby... gdyby... gdyby ten ktoś... ten ktoś by mnie nie uratował... - westchnęła. - Nikt nie wiem, kim on był...
-I chyba nikt się nie dowie...
-Nawet ja...
-Roberto... właśnie... muszę Ci coś powiedzieć...
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszła i otworzyła je.
-Ewa!
Stała przed nią.
Szymon gwałtownie podniósł się i stanął przy Robercie. Ruda zrobiła wielkie oczy i dało się zauważyć zdenerwowanie na jej twarzy.
-Co... on tu robi?
-Przyszedł porozmawiać.
-Ja też... ale bez niego...
Brunetka spojrzała się na niego.
-To ja pójdę... - odezwał się Szymek. - Wrócę później...
Katja Roberta twierdząco kiwnęła głową.
Ewka odsunęła się, gdy wychodził, po czym weszła do środka.
-Kawy, herbaty? - zapytała gospodyni domu.
-Nie, dziękuje. - usiadła na kanapie.
Przyszła pani Kowalow usiadła na fotelu ze szklanką Coli.
-Chyba... - zaczęła Iwanow. - wiesz z kim obecnie jestem w związku.
-Coś słyszałam...
-Wiem, że byłaś z Borysem. To nie jest dla Ciebie dobra wiadomość.
-Szczerze? Nie jest.
-Chciałby cię przeprosić za to, że niechcący cię wepchnął do wody i...
-Niechcący?! Niechcący?! - wstała. - Jak to niechcący?!
Opowiedziała jej całą historię przedstawioną przez Borysa.
-Fajnie! Szkoda, że pominął tyle istotnych faktów!
Ewa patrzyła na nią wręcz przerażonym wzrokiem.
Tarnow zaczęła opowiadać jej swoją wersję wydarzeń.
-Jak przyłapałam go w ukryciu z moją siostrą Pauliną, jak obściskiwał się z długonogą laską! Widziałyśmy, że wieczorami chodzili na basen. Któregoś dnia poszłam za nim. Zobaczyłam ich, jak się całowali w wodzie, omal nie doszło tam do wiadomo czego!
Ruda przełknęła głośno ślinę.
-Co miałam ukrywać, że tego nie widzę! Gdy mnie zauważyli, tamta wyskoczyła jak oparzona! On wyszedł z basenu, zaczął się mi tłumaczyć, ale to było śmieszne. Gdy dostrzegłam, jak ta dziunia się ubiera, to rzuciłam kilka słów krytyki w jej stronę. Odpyskowała mi i odeszła normalnie obrażona! Ojejciu, jak on się przejął, że sobie poszła! Jęczał „Och Katji”, to mu odpowiedziałam: „Masz za swoje dupku!”. Nie spodziewałam się, że on mówiąc „Cicho bądź” pchnie mnie z niemal całej siły do wody. Hah, przecież dobrze wiedział, że nie umiem pływać. Darłam się: „Pomocy! Topię się! Ratunku!”. A on zdenerwowany stał i nic nie zrobił. Dupeczka wróciła kładąc mu łapę na ramieniu i coś mu szepnęła. Ten normalnie oczarowany uciekł z nią. Dopiero pewnie później pomyślał o czymś takim jak wyrzuty sumienia czy zabójstwo. Więc, zostałam sama tam.
Ewa szepnęła „Boże”.
-Wiedziałam, że to mój koniec – to ten dzień, w którym zakończę swoja ziemską wędrówkę. Modliłam się tylko, by Bóg wybaczył mi wszystkie moje grzechy i pozwolił na spokojne życie wieczne. Oddech już uciekał, byłam całkowicie zanurzona pod wodą. Moją ostatnią myślą było „Amen”. Straciłam przytomność. To właśnie wtedy ten ktoś... ten ktoś wskoczył do wody i zabrał mnie na suchy „ląd”. Zrobił mi sztuczne oddychanie – skuteczne. Obudziłam się w jego silnych, męskich ramionach. Oświetlony był tylko basen, więc nie dostrzegłam jego twarzy. Wiem tylko, że był chłopakiem o krótkich, czarnych włosach. „Kim jesteś?” wyszeptałam mu i ponownie urwał mi się obraz. Ocknęłam się tym razem wśród Pauliny, Alana, Szyszy, Dawida, Marcina, Magdy i Andrzeja. Moja Sis płakała i całowała mnie po twarzy dziękując Bogu, że żyje i zapewniając, że wykastruje Borysa. Pytałam się o mojego wybawiciela, lecz oni nic na ten temat nie wiedzieli. Tak naprawdę mało kto wie o tym incydencie, a jeśli ktoś będzie do publicznie rozgłaszać na moją niekorzyść, to spotka go kara – tak rozporządziła Szyszka. Mój już wtedy były chłopak uciekł z Prypeci, a ja unikałam basenów – dopiero jakiś czas po tym odważyłam się na Jacuzzi z RŚT (skrót od Radioaktywnej Śmietanki Towarzyskiej). W tym roku poznałam Roberta... pobierzemy się za kilka dni... Lecz wciąż marzę, by poznać tego, który mnie uratował... - opadła na siedzenie po wyczerpującej opowieści.
Ewka zszokowała się jej opowieścią.
-Nie musisz nic mówić... tego się komentować nie da... po prostu nie da...
Ruda wstała z sofy i gdy otworzyła usta, by coś powiedzieć, nie zrobiła tego. Spojrzała tylko na Robertę i opuściła mieszkanie bez słowa.
Przy budynku stał Galupienko, który z trudem powstrzymywał się od myśli o papierosach. Gdy ją zobaczył, te myśli zupełnie znikły.
-Tylko odejdź ode mnie! - krzyknęła. - Daj mi spokój!!! - odeszła.
Jednak on poszedł za nią, złapał ją, obrócił i pocałował. Odrywając usta, dostał od niej cios w policzek.
-Nie dotykaj mnie!!
-Kocham cię Ewo.
Zaśmiała mu się w twarz.
-Wiem, że Ty kochasz mnie też, tylko boisz się tego powiedzieć teraz!
-Nie kocham Ciebie! Nigdy nie kochałam!
Zamilkli.
-To była tylko przygoda z Tobą! Nie przyjechałam tutaj, byś się ciągle z tobą pieprzyć! Szukam tu kogoś, rozumiesz?! Szukam!!
Szymon po przesłuchaniu jej wypowiedzi, wpadł na pewien pomysł – ryzykowny jak stwierdził, ale warto spróbować.
-Dobrze! Jak sobie mała chcesz! Jak chciałaś ruchania, to go dostałaś! Ja nie będę cię już o nic błagał. Idź do Boryska – Ruska i żyjcie długie i szczęśliwie i z gromadką dzieci! Widać, on woli taką nadąsaną księżniczkę jak Ty. A my nie jesteśmy siebie warci. Hasta la vista, baby! - wszedł do bloku.
Czuła, jakby rozpadała się na miliony kawałków. Nie chciała od niego tej wypowiedzi.
-Nie... - łzy kapały jej z policzków. - Nikt mnie już nie chce... nikt mnie nie rozumie... - otarła dłońmi oczy. - Nikt mnie już nie kocha... - zaczęła biec. - Po co ja się w ogóle urodziłam?

-Lauro... - Babcia Adiel zwróciła się do niej. - Sprawdź, co z Tomusiem, bo długo go nie ma.
-Dobrze...
Chcąc zapukać w drzwi od łazienki, on akurat je otworzył.
-Jejku! Nic Ci nie zrobiłem? - zapytał z troską w głosie.
-Ależ nie... nie...
Popatrzyli na siebie w ciszy.
-Twoja... babcia prosiła mnie, bym sprawdziła, czy żyjesz.
-Ach ta babcia Adiel... więc... idziemy?
-Tak... znaczy ja za chwilę...
Twierdząco kiwnął głową i wrócił do salonu. Ona śledziła go wzrokiem. W toalecie zebrało jej się na różne myśli.
„Jaki on jest piękny i miły. Już od prawie dwóch lat podkochuje się w nim, tylko on teraz wraca i to zaręczony. Magda jest bardzo przyjazną osobą, w końcu Tomek musiał mieć powód, by ją wybrać. Nie popsuję czyjegoś szczęścia – czas skończyć z nierealnymi marzeniami i wziąć się w garść, ot co!”.
Wróciła do gości i starała się nie robić maślanych oczu do Riddla.
-Mam pewien pomysł. Lauro...
Poliki paliły ją od jego głosu, który wypowiedział jej imię.
-Byłaś kiedyś w Prypeci?
-Nie...
-Więc, może chcesz z nami pojechać... i zwiedzić miasto?
-Poznasz RŚT! - wtrąciła Magda. - Właściwie, to już poznałaś jedną osobę z niej – mnie!
-Jej.. dziękuje wam... chętnie pojadę.
Staruszka pogłaskała jej dłoń i posłała jej serdeczne spojrzenie.
-Jedź moje dziecko.
Twierdząco kiwnęła głową.
„New life... new life...”


-Szefie, Szefie!!! - Perła pobiegł do Roberta. - Paczaj, co znalazłem! - zaczął wymachiwać przedmiotem.
Robert wziął to w ręce.
-Barbi projektantka mody?! A kto tą grę tutaj zostawił?
-Ni wim.
-Przyznaj się!
-Ja niet!
-Powiedź, bo...
-Bo...
-Zrobię Ci z dupy Pearl Harbor!
-Dobra... graliśmy ostatnio w to z Marianem...
Cisza.
-WŁACZAJ KOMPY!! Zrobimy takie kreacje, że Tomasz Pajacykow uściśnie nam dłonie!!
-I posra się ze szczęścia!!
Skacząc do góry, odpalili grę...

Szymon z powrotem znalazł się w mieszkaniu Kowalowów.
-To na nic Robi, ona nadal jest obrażona!
-Kurczę...
-Ale... jak powiedziałem, że mi już na niej nie zależy, to ją to poruszyło!
-Bo... czułe coś do Ciebie!
-Ale te gierki mnie męczą!
-Nie dziw się jej, zraniłeś ją.
-Ja wszystkich ranie.
-Oj przestań.
-Co przestań? Kurwa... - usiadł na dywanie. - jakie moje życie jest pojebane...
Ukucnęła przy nim.
-Życie jest piękne... naprawdę. - dotknęła jego ramienia.
-A co Ty wiesz o życiu?! - odepchnął ją tak, że się przewróciła.
Spuściła głowę, włosy zakamuflowały jej twarz. Gdy usłyszał dźwięk, jakby płakała, podszedł do niej.
-Roberto... och moja maleńka... - próbował ją przytulić. - Przepraszam... ja nie chciałem... nie chciałem cię uderzyć... misiu.. - uniósł jej pod brudek i dostrzegł łzy w jej oczach. Drugą dłonią gładził jej policzek. Widok jej spojrzenia poruszył go tak bardzo, że przełykając ślinę, zebrał w sobie odwagę, by powiedzieć.
-Muszę Ci coś powiedzieć... mój sekret, który od dwóch lat trzymam w sercu...

środa, 22 grudnia 2010

Prypeć Wg Robertów: Wydanie Specjalne: Święta w Prypeci.

Ach, cóż to za dzień!
Mnóstwo bieli dookoła...
dźwięki dzwoneczków...
i kolęd...
oraz śmiechów.
Wszystko jest tak... zimowo... radioaktywne!
A więc oznacza to jedno...
NASTAŁ CZAS ŚWIĄT W PRYPECI!

-Szanowna Małżonko!
-Och mój miły! - owa Małżonka rzuciła się na żyję Szanownemu Małżonkowi i napotkała jego miękkie i ciepłe wargi gotowe na całusy.
-Maam prezencik dla Ciebie! - ochoczo powiedział.
Zagwizdał, otworzył szerzej drzwi do Radioaktywnego Pałacu. Szymon Galupienko wraz z Perłą Krawczukiem i Robertem Kowalow oraz kilkunastoma mężczyznami wnieśli ponad... 50 metrową choinkę!
-Och kochanie! - Szysza Szyszenko się zachwycała. - Ale ona duża!
-Duża jak chuj! - skomentował Szymon.
-Ale urwał! - krzyknął rozbawiony Perła.
Szysza złożyła dłonie. Spytała.
-Skąd ją macie?
-A, zajebaliśmy z Carrefura! - odpowiedział Robert.
-Och, grzeczny chłopiec. - pogłaskał go po jego natapirzonej głowie.
Dzyn, dzyn!!
Dzyn, dzyn!!
Dzyn, dzyn!!
Dzyn, dzyn!!
Marian jeździł na rowerku w salonie.
-DISCO!
Niektórzy tylko kręcili głową.
-PUNK! - wiadomo, kto to powiedział.
-DISCO X-MAS!
-PUNK X-MAS!
-Prypeciowych Świąt i już! - Szysza ich objęła. - A teraz kurwa ubierać choinkę!
Wszyscy panowie posłusznie rozpoczęli akcję ustawiania drzewka.
Niedługo potem zjawiły się dziewczęta: Roberta, Ewa, Czarna i Magda.
-Chłopaki!! - wrzasnął Krawczuk. - Laski przyszły!
-ROBERTA!!! - wydarł się Kowalow.
Ona pomachała mu i wysłała buziaki. Chłopak po linie, sprawnie zszedł do niej. Gdy tylko znalazł się przy niej, chwycił ją w pasie i obracał. Gdy postawił ją na ziemię, nie potrafił oderwać swoich warg i języka od niej.
-Stary, nie widzieliście się tylko kilka godzin, a zachowujesz się jakbyś nie widział jej latami! - powiedział Galupienko.
Ewa skrzyżowała ręce.
-On chociaż zszedł z choinki do swojej żony!
-Oj, już nie fochaj. - zaczął schodzić po linie.
Objął ją, lecz ona udawała obrażoną. - Wiesz, że jesteś tylko moja wyjątkowa! Tylko ja Ciebie tak bardzo kocham! - wystawił wargi, ale ona odchyliła głowę.
Gdy zrobił minę smutnego kaczorka, pstryknęła go w nos śmiejąc się.
-Wiem kochanie, jak bardzo mnie kochasz!
Mruczał niczym kot, po czym zatopił języczek w jej wargach.
Punkowiec również chciał przywitać się ze swoją drugą połówką.
-Czekajta no! Ja zejdę o tak! - wyciągnął spadochron. - Dżeromimo!!! - skoczył.
Leci...
Leci...
Leci...
Leci...
-Odpal spadochron! - ktoś krzyknął.
Na nieszczęście, nie dało się go otworzyć...
-Aaaaarrrrrrghrrrr!! Chuja iglesios dupos jebs (Perła starał się przeklinać po hiszpańsku, lecz nie wychodziło mu to zupełnie...)!!! Aaaaaaaaaaaa! - „wylądował”
Swietłana zrobiła oczy jak polskie 5 zł i dłonią stłumiła krzyk.
-No i w pizdu, skoczył. - skomentował Szymek.
-I cały misterny plan też w pizdu. - dodał Robert.
Jednak, zdarzył się cud i... chłopak nie potłukł się w ogóle i co najważniejsze – przeżył.
-Punk bejbe! - krzyknął.
-Ty... Ty... - Czarna uklęknęła przy nim. - Ty debilu! - wymachiwała rękoma. - Kto normalny tak robi?! Mogłeś się zabić! - prawdopodobnie chciała go uderzyć, ale on przyciągnął ją do siebie ze śmiechem, który zarażał innych. Sama zaczęła się z nim śmiać i położyli się w spadochronie, gdzie namiętnie się całowali.
-No... ale chłopaki miał wejście. - powiedział Galupienko.
-Gustowne... oryginalne... eleganckie...
-DISCO!
Szysza widząc to, stanęła między nimi.
-Hahaha! O jezu, hahaha! Zajebiście panowie... ale czy możecie kurwa wrócić do pracy?!
-TAK JEST! - odpowiedzieli i razem z Perłowiczem wspięli się na sam szczyt choinki.
-Eee... chłopaki... - Krawczuk mówił to z niepewnością w głosie. - Który z was ma gwiazdkę?
Obejrzeli się na siebie.
-O kurwa... - powiedzieli jednocześnie.

Panny zajęły się przygotowaniem potraw na Wigilijny stół. Swietłana pokazała wszystkim, że zna się na tym najbardziej, a Roberta, że nienajlepiej.
-Hmmm... to co Ty jesz z Robertem? - Czarna spytała panią Kowalow.
-Umiemy robić naleśniki, kanapki... spaghetti, placki ziemniaczane... ciastka czekoladowe, lody o prawie każdym smaku...
-O, to nieźle.
-Wiesz, dzięki temu schudliśmy hihihi!
-Dobre to! - skomentowała Magda.
-Jak widać, jak nie jesteś mistrzem w gotowaniu, to masz figurę! - powiedziała Ewa.
-Ja już tyje! - Swietłana pokazała im swój brzuch.
-A może to ciąża?
-Pyknij się! Jakby tak było, to bym to wiedziała!
Roberta dotykała swojego ciała. Powiedziała.
-Jaki ja byłam kiedyś pulpet... dzięki Bogu, że schudłam!
-A wy... - dziewczyna Szymona podeszła do niej – znaczy Ty i Robert, to próbujecie gotować coś innego?
-Tak, eksperymentujemy czasami. Zwykle to nigdy nam nie wychodzi i kuchnia wygląda wtedy jakby ktoś jej z bańki wyjechał. Ale ja i Robert dostajemy ataku śmiechu, a potem on bierze mnie i tapirujemy się w sypialni. - przy ostatnim zdaniu mrugnęła okiem i uśmiechnęła się znacząco.
-Aaa, spoko! - kiwnęła głową z uśmieszkiem.
-Och! - Szysza położyła dłoń na ramieniu Kowalow. - Dobra dzieczynka!
-Dziewczyny, chono tu! - Magda zawołała je, by wzięły jedzenie i położyły na stół. Gdy stanęły przy wigilijnym stole, ktoś postawił talerze wcześniej.
-Co to jest? Dlaczego ta woda jest z widelcem? - zapytała Szysza,
Marianek podjechał rowerem.
-Bo to jest Wodolec!
Panienki spojrzały na siebie z minami „WTF?”
-WTF?
-No... woda z widelcem! - wyjaśnił Marian.
Wszystkie zrobiły facepalm.

Jakiś czas później...

-No! - krzyknął dumnie Perła. - Możecie odpalać!
-ODPALAMY! - wydarli się duet Kowalow-Galupienko i podłączyli do kontaktu świecidełka w choince.
Wszyscy krzyczeli brawo i bili brawa.
-Panowie! - Krawczuk stanął przy duecie i po męsku się objęli - Rozjebaliśmy tym system!!
-DA!
-Och jak pięknie! - Szyszka tańczyła. - A na dworze? Zapalone?
-Jeszcze nie Szanowna Władczyni!
-To na co kurwa czekacie?! Jazda!!
Do Pałacu weszli państwo Paulina i Marcin Gorowiczow z Tomkiem oraz Andrzejem Fleczerowiczem.
-Aleee kolejki były! - opowiadał Marcin.
-No, ale szybko wróciliście.
-Pewnie, ale kiedy nie chcieli nas wpuścić na pierwsze miejsce, to Paulina.. hahha tak huknęła, że aż takiego wstrząsu od czasów koncertu Płonących Dup nie czułem!
Paulina podeszła do niego i chwyciła za pod brudek.
 -No co Ty skarbie nie powiesz?
-Wiele... - mruknął.
Pociągnęła go za krawat i pobiegli do kuchni. Zrzucili wszystko z blatu jednym ruchem. Obdarzając się namiętnymi pocałunkami, zdejmowali z siebie ciuchy. Zupełnie nadzy, wleźli na stół i w pozycji misjonarskiej, zaczęli uprawiać seks.
-Och dobrze, och kuźwa dobrze! - krzyczała.
-Och skarbie ooooooch!
Co 5 minut zmieniali pozycje.
-Jeszcze... jesszczeee oooooch - jęczała.
-Mrrrrrrrrrrraaaaaaauuuuuu!
Nasienie Marcino prysnęło na blat.
W tym czasie do kuchni wszedł Gahanow. Gorowiczow i Plichtenko płonęli ze wstydu. Jednak on jakby zupełnie nie zauważył ich, lecz coś innego...
-Ale ten stół upierdolony jest! Rurku! Rurku!!
Rurek pojawił się natychmiast.
 -Który idiota tu dowodzi?
 -W sumie... ja.
 -Czy wiesz, co grozi za taki ujebany stół?
 -W sumie... nie.
 -Nie wkurwiaj mnie, dobrze? Od dwóch dni tak upierdolony stół jest tutaj!
 -W sumie... tak...
 -Ma tu więc wszystko lśnić jak moje dupsko!
 -Ale...
-Czy to jasne?!
 -Jak choinka...
Gdy Gahanow się oddalił trochę.
-Mam cię w dupie. - szepnął Rurek.
Dawid się odwrócił.
 -Co ty powiedziałeś?!
 -W sumie nic...
 -No!
 Pojawił się Marian.
 -A na upierdolony stół... KAMILEK! - machnął wszystkim przed nosem butelką z... twarzą Kamila Durczoka i napisem "Kamilek". - KAMILEK - NA UPIERDOLONY STÓŁ! - wręczył Gahanowowi i znikł
 Również pozostali oprócz Marcina i Pauliny zniknęli z pomieszczenia. Kochankowie nie wiedzieli kompletnie, co się stało. Szybko się ubrali i uciekli z "miejsca zbrodni".

 Krawczuk podszedł do Andrzeja.
-Siemaneczko Teściu! - mocno go wyściskał.
-Perł... Pawełku... nie musisz być taki czuły wobec mnie!
-Och, ale muszę!
-Musisz?
-Muszę!
-Musisz?
-Muszę!
I tak kilka razy.
Szyszenko nerwy puściły.
-Zamknąć ryje!
Umilkli.
Ewa podeszła do Magdy.
-Chodź, mam dla Ciebie coś fajnego! - szepnęła ruda do niej.
Zaprowadziła ją po schodach do jej pokoju. Na łóżku znajdowało się pudełko – różowe i wyglądające naprawdę pięknie.
-To dla Ciebie! Rozpakuj! - zachęcała.
Niebieskooka uśmiechnęła się i staranie rozpakowała. Wyjęła nową, czerwoną sukienkę. Wstała i stanęła naprzeciw lustra. Przystawiła materiał do swojego ciała. Podobała jej się.
-Ewusiu! Pięknie Ci dziękuje! Nie musiałaś naprawdę...
-Oj tam! Musiałam, bo jesteś jak moja siostra! - objęła ją.
-Myślisz... że Tomkowi się spodobam?
-Hihihi, na pewno!
Tomasz czekał w salonie na ukochaną. Ona powolnym krokiem schodziła po schodach. Serce zabiło mu szybciej, gdy ją dostrzegł. Posłał jej serdeczny uśmiech. Odwzajemniła to.
-Witaj Magdo. - chwycił jej dłoń i ucałował.
-Witaj Tomaszu.
Patrzył głęboko w jej oczy. Pogłaskał jej policzek. Wręczył jej różę, którą chował za swoimi plecami.
-Dziękuje. Jest śliczna.
-Jak Ty...
Trzymając kwiat, objęła go w pasie, a on trzymał w dłoniach jej twarz. Zbliżali swoje wargi do siebie.
Dzyn, dzyn!
Dzyn, dzyn!
-DISCO!

-Wszystkie ozdoby na zewnątrz zawieszone? - pytała Szysza.
-DA!
-To odpalajcie już! Idziemy na dwór, wszyscy! No, chodźcie!
Ubrali się ciepło i wyszli na zewnątrz.
-Gotowi?? - Perła trzymał w napięciu.
-DA!!!
-SO LET'S PUNK YEAH!!!
Duet Robert-Szymon podłączyli wszystkie tyczki tam, gdzie trzeba. I tak właśnie cały Pałac i pobliskie choinki w ogrodzie zabłysnęły na całe miasto.
-Panowie! - Szyszenko ich zawołała. - Odpierdoliliście kawał porządnej roboty! - poklepała każdego po ramieniu.
-DJAKUJEMY!!!
-No! A teraz wracamy na... Wigilię!

Wszyscy zajęli swoje miejsca przy stole. Szyszka po spojrzeniu na zegar, podniosła się z krzesła, wzięła kieliszek i zastukała w niego. Dzięki temu cała uwaga była skupiona na niej.
-Kochani! Dziś... ten dzień... jest dniem... wyjątkowym dla każdego Prypecianina... i każdego człowieka na Ziemi. Nastał teraz czas, kiedy to spotykamy się... radujemy... jednoczymy... - wzięła opłatek w dłoń – To... - machnęła nim. - jest symbol zgody... i miłości. Niech te... wartości... zagoszczą na stałe... w naszych sercach. Powstańmy.
Wstali wszyscy.
-Każdy ma ten symbol. Niech więc każdy do weźmie i podzieli się nim z ukochana osobą, a potem z każdym.
Tak też czynili.
Np. Robertowie.
-Kochanie – on zaczął. - Życzę Ci jak najlepiej. Życzę nam, żebyśmy się jeszcze bardziej kochali i żeby wkrótce nasz dom się powiększył oraz abyśmy my nie opuścili aż do śmierci...
-Dziękuje skarbie. Kocham cię.
-Ja Ciebie też.
Wymienili między sobą mnóstwo objęć i pocałunków.
I właściwie tak samo wyglądały życzenia pozostałych par. No, może oprócz...
-Punka bejbi!
-Wzajemnie Perełko!
Oraz...
-Disco koteczki!
-Chciałeś powiedzieć – Disco robaczki!
Śmiech.
-A więc... POSIŁKU CZAS ROZPACZĄĆ! - krzyknęła Władczyni Prypeci!
-Wpierdalamy?! - Perła miał zaciesza jak nigdy.
-Wpierdalamy! - odpowiedziała mu Szyszka.
-I na zdrowie! - ktoś dodał.
Jedzenia było tyle, że chyba przez kilka miesięcy będzie zapas. Wiadomo było, że wszystko od razu ze stołu nie zniknie, a prezenty czekają.
-Stop ludki! Na razie koniec żarcia! Teraz prezenty, a potem wpieprzajcie to, co chcecie! - Szanowna Władczyni co niektórych musiała odciągać siłą od stołu.
Wszyscy ustawili się przy choince. Nagle, wyłączono prąd.
-Ratujcie mnie, Niemcy mnie biją!!! - wydarł się Paździochowicz.
Słychać było, jak ktoś zrobił facepalm i uciszył krzykliwego osobnika. Ponownie włączono światło, a pod świątecznym drzewkiem znalazły się prezenty.
-PREZENTY! - krzyczeli.
Każdy uważnie popatrzył na paczki i znalazł te właściwie. Każdy, kto rozpakował je i zobaczył zawartość, był szczęśliwy.
-DZIĘKI ŚWIĘTY MIKOŁAJU! - krzyczeli.

-No, teraz czas na świąteczne zdjęcie koteszki! - krzyknął Marianek.
-Daj to! - fotograf wyrwał mu aparat. - Proszę się wszyscy ustawić.
Polecenie wykonano.
-Uwaga.... na 3 mówimy...
-DISCO!!!
-Dobrze, niech będzie... disco. A więc uwaga. 3...2...1...
-DISCO!!!
Pstryk!
Oto fotografia naszych Prypecian została zrobiona.
Teraz wszyscy zaczęli śpiewać fragment kolędy.
-Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem.
A u żłobka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta,
Nad Dzieciątka snem,
Nad Dzieciątka snem
.

Jakiś czas przerwy....

NA SCENĘ WCHODZĄ... PŁONĄCE DUPY!!!
-(śpiewa Perła)
Kiedy patrzę na Ciebie
Dziwię się samemu Sobie
Co Ty w Sobie masz
Ile Ty mi teraz dasz
Piękna moja dziewczyno
Masz ze sobą dziś wino
A ja krzyczę niedobry
Zupełnie nie mądry:
(śpiewa Perła, Robert, Szymon, Marcin)
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
(śpiewa Perła)
Wylewam całą buteleczkę
Rozpinam Ci bluzeczkę
Nie rozumiesz mnie
Ale kochasz mnie
Czuje do Ciebie to samo
Moja ty damo
Wstaję i mówię do Ciebie
Patrząc dumnie na Siebie:
(śpiewa Perła, Robert, Szymon, Marcin)
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
(śpiewa Perła)
Tańczymy poloneza
Co za poza!
Chyba oszaleję
To się upiję
Zjedz Szyszki
Będziesz Wielki!
A w ciepłym łóżeczku
Z Tobą misiaczku
A więc...
(śpiewa Perła, Robert, Szymon, Marcin)
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ...

A teraz kilka słów od Autorki:
ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT, WYMARZONYCH PREZENTÓW POD CHOINKĘ, POGODNEJ ATMOSFERY WŚRÓD RODZINY, SZALONEGO I PIJANEGO SYLWESTRA ORAZ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!

PS: Notka opublikowana 2 dni przed Wigilią, ponieważ dwie oddane fanki domagały się tej notki szantażując mnie xD ! Miejcie zaciesza moje panny xD

niedziela, 19 grudnia 2010

Notka Specjalna!

*PYTANIE DO PUBLICZNOŚCI*

Ano, odnośnie Prypeci:

CZY CHCECIE SPECJALNY, ŚWIĄTECZNY ODCINEK PRYPECI? Z GÓRY UPRZEDZAM, ŻE BYŁBY NIEZGODNY Z FABUŁĄ I BYŁBY JEDNOPARTÓWKĄ. JEŚLI CHCECIE, PISZCIE!!!

*NEWSY*

Uchylę rąbka tajemnicy! xD

Wprowadzę wkrótce do opowiadania 3 nowe postacie, z tym że jedna z nich będzie głównym bohaterem pewnego wątku, a dwie pozostałe będą mieć epizodyczny udział, ale będą powiązane z jednym z głównych bohaterów.

*ZDJĘCIA*

Dzisiejszym bohaterem notki jest...

Simon Gallup - basista The Cure i ogólnie jeden z najlepszych basistów świata (mój ulubiony basista zresztą). Choć nie należy on do założycieli zespołu i miał przerwy w zespole, to on zaraz po Robercie Smithie jest najdłużej w zespole. Choć ma już 50 na karku, to od zawsze jest mega przystojny *.* Sami spójrzcie, zwłaszcza panie ^^

Ewuś - fanko moja - mam nadzieje, że nie zemdlejesz czy jak Ty to mówisz - "zaliczę zgona" xD

*CIEKAWOSTKI*




































HEHE, A KIJ ZOBACZYSZ!
xD

Romanse i miłostki.

Paulina i Marcin wybrali się na spacer po radioaktywnym ogrodzie za Pałacem. Róże świeciły się intensywnie w porównaniu do innych kwiatów. Unosił się zapach słodkich wanilii. Położyli się na trawie obok siebie i patrzyli na błękitne niebo pełne chmur. Gdy zamknęła oczy, poczuła jego ciepłe wargi na ustach. Jego język lizał się z jej językiem. Jego dłoń macała jej piersi. Zdjął koszulę, a ona swoją. Bez problemu odpiął jej stanik. Rozpięła rozporek w jego jeansach i wsadziła mu tam swoją dłoń. Palcami obejmowała twardego i grubego członka. Położył się, ona wraz z bielizną zdjęła mu spodnie. Pieściła ustami jego penisa. Mruczał jak kot zadowolony z rozkoszy. Czuła, że w jej ustach zebrała się biała substancja, którą natychmiast wypluła. Rozebrała się do nagości. Usiadła na nim, łącząc w ten sposób ich ciała. Opadała rytmicznie na jego męskość, a jego ręce wędrowały po jej biodrach, czy biuście. Ona jęczała, a on ciężko oddychał. Odnosiła wrażenie, że krew wrze w jej ciele, a on czuł jak jego „zawodnik” pulsuje i wkrótce nastąpi wytrysk. Poruszała się coraz szybciej, a jej dźwięki rozkoszy były głośniejsze. On sam zaczął z nią głośno wzdychać.
-Och Marcin, och Marcin, och Marcin...
-Och Paulina, och Paulina, och Paulina!
Osiągnęli najwyższy szczyt.
Ich ciała lepiły się od potu, a serca jakby nie potrafiły znaleźć rytmu. Tak jak na początku, położyli się na trawie na plecach. Wtuliła się w niego, a on ją objął. Wsłuchiwali się w ćwierkanie ptaków i wpatrywali się w wolno przemijające chmury.

Tymczasem...

-A gdzie jest Towarzysz Gorowiczow? - pytała niemal wszystkich Towarzyszka Szyszenko.
Wszyscy odpowiadali jej, że nie wiedzą.
-Dobra, sama go poszukam. Pewnie jest gdzieś na dworze – wyszła z Pałacu.
Rozejrzała się wśród drzew – nie ma.
Placu zabaw – nie ma.
„Biesiadki ogrodowe” – nie ma.
Został więc radioaktywny ogród. Dostrzegła tam, że w radioaktywnych różach coś się porusza. Podeszła bliżej.
-O kurwa ja jebie w pizdu kurwa jego mać o w dupę jeża! – krzyknęła.
Gorowiczow i Plichtenko płonęli ze wstydu przed Szyszą. Szybko ubrali bieliznę i część ubrań.
-Bracie, kurwa mać... coś Ty kurwa zrobił?
-To nie jest... – zaczął się tłumaczyć.
-Ryj! Ok... ona ma tego przydupasa pijanego, więc mogła go zdradzić, ale Ty kurwa mać zdradziłeś Magdę! Czy Ciebie już pojebało?! To moja Siostra!
Kochankowie spuścili wzrok i kontynuowali zakładanie na siebie ciuchów.
-Wierz mi... kochałem Magdę... nie sądziłem, że pokocham inną...
-Że co kurwa?!
-To się stało tak nagle... niespodziewanie... – dodała Paulina.
Szyszenko zrobiła facepalm, a potem usiadła na trawie i zaczęła rozmyślać nad tym wszystkich.
-W sumie... ja i Towarzysz Gahanow... jak go poznałam, to był żonaty... Fajnie, że się kochacie, ale... Marcin, kurwa znasz dobrze Magdę! Rozumiesz, że nie jej nie da się rzucić?! Chyba nie muszę wam przypominać jej ostatniego rozstania...
Wszyscy spuścili głowy.
-Chciałbym być z Pauliną, ale tak by nie zranić Magdy...
Władczyni Prypeci myślała nad jego słowa.
-Obawiam się, że nic nie zrobisz w tym kierunku... Musisz poślubić Magdę... decyzja zapadła...

-No dobra miśki kolorowe – zwróciła się do wszystkich Roberta przy stoliku, gdzie siedzieli Robert, Szymon, Perła i Swietłana. – Trzeba pomóc naszemu szanownemu koledze, zatem... pytanie badawcze do was panowie... Co należy zrobić, by zaimponować kobiecie?
-Zadzwonić po Gracjana?
-Spieprzać?
-Poklepać po tyłku?
-Ja to bym zjadł batona...
Interesujące odpowiedzi, nieprawdaż?
-Panie, panowie... skupmy się kurwa! – krzyknął Szymon.
-Co kurwa? – zapytał Perła.
-Nic kurwa! – odpowiedział mu.
-Co kurwa?!
-Jajco kurwa!!
-A więc, to tak kurwa?!
-Tak, kurwa!!
-Ja cię zapierdole, kurwa!!!
Robert wkroczył do akcji.
-Panowie, panowie, panowie... Za mało kurwa KURWA! Powtarzamy!
Po tych słowach chłopacy zaczęli się śmiać wniebogłosy. Spojrzeli na dziewczęta, które miały skrzyżowane ręce i jednoznacznie patrzyły na nich. Wtedy opanowali się.
-Wy to potraficie podejść do sprawy. – skomentowała Czarna.
-Faktycznie... ale chociaż Szymon się cieszy. – posłała mu uśmiech, a on poczuł , że w nim było tyle ciepła, szczerości i... może miłości.
Dlatego odwzajemnił jej gest, pokazując chyba po raz pierwszy szeroki uśmiech pełen białych zębów. Była dumna, że spowodowała w nim takie uczucia.
-Ok., to może pójdziemy dzisiaj na impre gdzieś? – zaproponował.
-Po ostatniej bibie, to nie wiem, czy pójdę hehe – odpowiedział Robert.
-Ale chłopaki... – wtrąciła Roberta. – mieliście iść do firmy dziś na całą noc...
-A no tak.. – strzelił się w czoło jej narzeczony. – nie chcę mi się, ale muszę... och misiu.. – przytulił ją. – co Ty zrobisz beze mnie?
-Nie martw się! – pocałowała go. – Dam sobie radę, jestem duża dziewczynka.
-Pójdzie do mnie i co się boisz? – powiedziała Swietłana.
Znaleźli się pod salonem fryzjerskim.
-3maj się kochanie... tak bardzo będę tęsknił – całowali się.
I całowali...
I całowali...
I całowali...
Trwało to dość długo, by Perła chrząknął. Para przerwała zatem tą czynność i jeszcze oglądali się na siebie, gdy on znikał za drzwiami, a ona szła w kierunku Pałacu.
-Szymek, idziesz z nami czy...? – zapytała go Czarna.
-Mogę z wami iść.
Roberta wzięła go pod ramię.
-Mówiłam Ci.... że masz strasznie silne ramię?
-Hehe, chyba nie.
Chwila ciszy.
-Nie gniewasz się naprawdę o... – westchnął. – chciałbym o tym jeszcze raz pogadać...
-Nie, nie gniewam się... u mnie czy tam?
-U Ciebie...
Kiwnęła twierdząco głową.
-Swietłano! – zawołała ją, a ona odwróciła się w jej stronę. – Ja muszę iść z Szymkiem do mojego mieszkania. Wrócisz sama, czy...
-Spoko. Przecież już widać mój dom, jest niewielki kawałeczek.
-Dobrze... do zobaczenia!
-Papa!
Wtedy Galupienko chwycił ją za dłoń. Policzki zapiekły ją z wrażenia. Ten dotyk wywołał w niej przepływ prądu. Nie rozumiała siebie, dlaczego on wywołuje w niej takie uczucia. Przecież... kocha Roberta... a Szymon... to nie mogła być miłość! Skoro to nie miłość, to... co? Wciąż trudno było jej uwierzyć, że on ją pokochał. Wciąż trudno było jej uwierzyć, że to jej powiedział.
Doszli do jej bloku, weszli po schodach i znaleźli się w jej mieszkaniu. 

-Znałaś ją? – spytał Magdę zaskoczony Tomek.
-Nie wiem... lecz jej twarz nie jest mi obca... musiałam chociaż raz ją kiedyś w życiu widzieć. – odpowiedziała mu.
-Magda była taka śliczna... – powiedziała babcia Adiel. – Żyła tylko 27 lat... ale...los... dał mnie i Henrykowi – mojemu mężowi – wnuczka. Dzięki niemu, znów mogłam być matką, ale i jednocześnie babcią.
-Chociaż przez 7 lat mogłem być z mamą...
-Wiem, że była dla Ciebie dobrą matką... wychowywała Ciebie bez ojca... ale Ty i tak wyrosłeś na prawdziwego mężczyznę. Tomaszku... znalazłeś swojego ojca w Anglii?
-Nie babciu... nie znalazłem.
-To może dobrze... i źle... skrzywdził i uszczęśliwił moje dziecko... i tak mu wybaczyłam. Lauro, podał mój kalendarzyk. 
Dziewczyna posłusznie odeszła od stołu i po czasie wróciła z grubym, czarnym notesem. Staruszka uprzejmie podziękowała i przewracała kartki szukając czegoś. Znalazła w nim małą paczuszkę, którą wzięła do dłoni i skierowała w stronę Tomka.
-Weź to wnusiu... to dla Ciebie i twojej ukochanej.
Przyjrzał się temu bliżej. Wyciągnął pierścionek z małym brylantem oraz dwie złote obrączki.
-Babciu... ale to są twoje...
-Mój pierścionek zaręczynowy, który Twój dziadek kupił mi za swoje  pierwsze, prawdziwe pieniądze. Obrączki kupiliśmy wspólnie z naszych pieniędzy. Byliśmy bardzo młodzi, lecz biedni, ale jednak szczęśliwi. Kiedyś ludzie pobierali się wcześniej i żyją ze sobą bardzo długi czas. Daję więc wam je, by wasza miłość przetrwała wszystkie przeszkody aż do śmierci...
-Babciu... dziękuje Ci z całego serca... ale... ja... my... nie możemy przyjąć ich... – westchnął. – To są twoje i dziadka ... ukochane... symbol miłości...
-To jedna z moich ostatnich woli Tomeczku. Musicie je przyjąć... podaruj jej ten pierścionek... a tymi obrączkami połączcie się... na wieki... wieków amen.
Riddle spojrzał na Malejkowicz. Pływali w głąb swoich błękitnych spojrzeń. Nie wiedzieli czemu tak bardzo ich to wciągało.
„Ma niezwykłe oczy. Jest taka śliczna...” – myślał o niej.
„Nie wiem, dlaczego pociągają mnie aż tak jego oczy. Są takie niebieskie...”
Spuścili wzrok, po czym on znowu popatrzył na nią. Wstał od stołu przepraszając innych, że musi skorzystać z łazienki. Tam zmoczył swoją twarz i patrząc z swoje odbicie, powiedział.
-Zakochałem się w niej...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Wielkie Sprzątanie rozpoczęte!

Kilkanaście ekip sprzątających jechało do Pałacu. Tysiące ludzi wracała stamtąd. Takie są skutki wielkich bib...
-Ile czasu wam to zajmie? - spytała Władczyni szefa jednej z ekip.
-Szacując... jeden dzień.
-No cóż... a koszty?
-Szacując... nie umiem powiedzieć... dopiero, gdy skończymy, to będziemy wiedzieć.
-No, to do roboty!
-Ok... CHŁOPAKI ODPALAMY SPRZĘT!
No to chłopaki sprzęt odpalili i zaczęło się Wielkie Sprzątanie.
-Nic nie słychać przez te maszyny. - powiedział do niej Towarzysz Gahanow.
-Może to lepiej.
-Oj tak... - mruczał jej do ucha. - Nic nie będzie słuchać.
Pociągnęła go za krawat i pobiegli do swojej sypialni.

Roberta wybrała się z swoją siostrą Pauliną do sklepu z sukniami ślubnymi.
-Jestem taka podekscytowana! Już za niecałe 2 tygodnie będę panią Kowalow! Ach...
-Cieszę się twoim szczęściem! - przytuliła ją. - O, patrz na tą! - wskazała sukienkę.
-Hmm... nie.. ta nie...
Przechodziły, przebierały, Roberta przymierzała, obie oceniały...
Aż w końcu przyszła panna młoda zobaczyła suknię ślubną powieszoną dalej niż suknie. Wiedziała, że to jest TA.
-O, masz rację, ta jest niezła.
-Przymierzam!
Gdy Paulina zobaczyła swoją siostrę, była nią zachwycona.
-Jejciu, jak Ci w niej ślicznie! - założyła jej welon. - Naprawdę wyglądasz zjawiskowo!
-Myślisz, że Robertowi się spodoba?
-Na pewno!
Obie zaczęły piszczeć „weeeeeeeeeee” i tańczyć ze sobą.

Robert zabrał Perłę a on Czarną do sklepu z garniturami. On też musi mieć strój na swój ślub!
-Ty siedź tu, ja Ci coś wybiorę z moją misią!
W końcu Perła znał się nieco na modzie. Zwykle tak zachowują się geje, ale na szczęście on jest 101 % hetero i ma przecież Czarną. Ona natomiast nie znała się na modzie, ale pomagała wybierać chłopakowi.
-Dobra, mamy dla ciebie kilka kompletów! - oznajmiła.
-Będę Ci pokazywać, a Ty mów!
Robert twierdząco kiwnął głową.
-LECIM NA SZCZECIN!
Spośród kilkunastu gajerków, wybrał 5. Wszystkie przymierzył i ostatni okazał się najlepszy.
-Ale wyglądasz seksi hihihi! Widzisz jak z moją misią – objął Swietłanę. – wybraliśmy Ci najlepszy garniturek?
-Dziękuje wam! A.. spodoba się on mojej misi?
-Pewniocha!
-A ona pewnie to samo się pyta Pauliny jeśli chodzi o suknie ślubną.
-Ach... chciałbym ją zobaczyć teraz.
-I PUNK!
-I gitara! - dodała Czarna.

-DISCO!!!
-Szanowna Władczyni, tej pedzio nam przeszkadza!
Szyszka zrobiła facepalm, a Gahanow wrzasnął.
-Jeszcze jeden numer kurwa, to zostaniesz wyjebany odkurzaczem!!!
-Odkurzaczem? - zrobił takie oczka *.* - Jedna laska, którą posuwałem miała orgazm jak odkurzacz. Ach... kiedy słyszę odkurzacz, to widzę ją ooooch! Daj rurę! Ja chce rurę! - zaczął gościowi z ekipy wyrywać odkurzacz.
-Ja jebie! Co tu się kurwa dzieje?! Paździochowicz pojebie!!! Spierdalaj, bo Ci przypierdole!!! - zaczęła go gonić, a ten uciekać przed nią i jednocześnie szukać odkurzacza.

Borys niepewnie wypił łyk kawy. Ewa podparła się ramionami na stoliku. Gruszenko splótł swoje palce. Wyglądał na nieco zdenerwowanego. Zaczął opowiadać.
-Pewnego dnia byłem nocą na basenie. Jak zawsze, pływałem sobie, ponieważ jest to jedno z moich hobby. Kiedy skończyłem, ubrałem się i szykowałem do domu. Wtedy zastałem Katję.
-Ty świnio! Co Ty tu robisz nocą?!
-Ależ kochanie, ja tylko tu pływam!
-A ta kobieta, to co?
Nie wiedziałem o jakiej kobiecie mówi. Byłem przecież sam.
-Ale o czym tu mówisz?
-Ty mnie nie wkurzaj! Zdradzasz mnie!
-Nie zdradzam, przysięgam!
-Nie no, wcale! A tamta dziewczyna, to nic, no nie?
-Jaka dziewczyna? Kochanie, nigdy bym cię nie zdradził!
-Mam tego dosyć! To koniec! Nie mogę być z kimś, kto mnie zdradza!
-Przestań. Tak bardzo cię kocham. Nie wiem skąd bierzesz te bzdurne teorie o mojej zdradzie. Nie kłóćmy się już.
-Jaki... jaki Ty jesteś beznadziejny!
Nigdy jej nie zdradziłem, a ona była święcie o tym przekonana.
-Wracajmy do domu. - zaproponowałem i chwyciłem ją za ramię. Zrobiłem to za mocno i przez to straciła równowagę i wpadła do wody. Chciałem jej pomóc wyjść z wody, ale ona się darła na mnie, więc uciekłem przestraszony. Nie wiedziałem, że nie umiała pływać... Poza tym zobaczyłem jej siostrę i przyjaciółki, więc tym bardziej odszedłem. Dobrze, że ktoś ją uratował, bo by się utopiła... Do dziś nie mogę się pogodzić z tym, że chociaż jej nie ratowałem. Może by nie myślała tak źle o mnie. Żałuje tego, nie chciałem zrobić jej krzywdy.
Po tym wszystkim wyjechałem do Rosji. Tam się zmieniłem, na lepsze. Postanowiłem wrócić do Prypeci i przeprosić Katję. Mam nadzieje, że chociaż mi wybaczy. Chcę tu zacząć zupełnie nowe życie...- napił się łyka kawy i spojrzał na Ewę.
-Wiesz... nie wiem, czy ona by chciała z Tobą gadać. No, ale próbuj.
-Marzę, żeby przyjęła moje przeprosiny, bo przecież ma już chłopaka, a ja... dziewczynę. - posłał jej zalotny uśmiech.
Odpowiedziała mu tym samym uśmiechem. Chwycił jej dłoń i złożył na niej pocałunek.
„Będzie mi z nim dobrze”.

Robertowie, Perła i Czarna spotkali się w lodziarni, gdzie rozmawiali o ślubie Roberty i Roberta.
-Kto będzie świadkami? - spytał Perła.
-Świadkową będzie moja siostra.
-Świadkiem będzie... Szymon.
-O, no proszę! A można być druhną? - Perła posłał Robertowi szeroki uśmiech
-Hahaha, nawet panną młodą! - odpowiedział mu.
-Och Robercie! - Perła naśladował kobietę. - Ślubuje Ci gitarę, punka, kostkę do gry aż do bisu, AMEN!
Towarzystwo wybuchło śmiechem.
Szymon widział ich z daleka, lecz nie odważył się podejść bliżej. Jednak Roberta go dostrzegła i przeprosiła znajomych na chwilę i podeszła do Szymona.
-Hej! - zatrzymała go.
-Roberta...
-Chodź, usiądź z nami!
-Nie chcę wam przeszkadzać...
-Nie będziesz. No chodź! - wzięła go pod ramię. Nie chciał już protestować, więc uległ jej. Była pod wrażeniem jego mięśni – były takie silne i męskie.
Wszyscy ucieszyli się na widok Szymka, więc z chęcią go przyjęli. Ten po czasie zdobył się na wyznania z dzisiejszego incydentu z Ewą.
-Pomożemu mu. - powiedział Perła.
Wszyscy twierdząco kiwnęli głową, a Galupienko uśmiechnął się pod nosem.

Sypialnia, w której Tomek miał spać z Magdą w jednym łóżku, sprawiała dobre wrażenie – tak jakby uspokajała człowieka. Weszli do niej, by zostawić tu rzeczy. Zaraz mieli zejść i obejrzeć coś w pudełku pani Adiel.
-Jeśli chcesz, to będę spał na krześle, a Ty na łóżku. - zaproponował Tomasz.
-Nie wygłupiaj się. Będziemy spać w jednym łóżku i tyle.
-Wiesz.... ale możesz się czuć dziwnie z obcym mężczyzną.
-Możliwe, ale nie mogę cię traktować jak psa i to w domu twojej babci.
Przysiadł na łóżku.
-Żałuje, że tak późno przyjechałem do niej.
Usiadła obok niego.
-Wcześniej nie mogłeś. Lepiej późno niż wcale.
-Wiesz, wcale aż tak świata nie zwiedziłem. Zmarnowałem ten czas, a babcia tęskniła za mną, a teraz umiera! Jestem taki głupi!
Pogłaskała jego dłoń, a on rzucił na nią swoimi błękitnymi spojrzeniami.
-Masz oczy jak morze. - stwierdził.
-Dziękuje, o twoich mogę powiedzieć to samo.
Uśmiechnął się do niej, odpowiedziała mu tym samym gestem.
-Myślisz, że twoja babcia pozwoli mi skorzystać z telefonu?
-Pewnie.
-Chcę zadzwonić do domu...
-Rozumiem.
Wstała i podeszła do urządzenia. Wykręciła numer i przyłożyła słuchawkę do ucha.

W Pałacu panował huk, więc nic nie było słychać. Poza tym panował o zamieszanie za sprawą Mariana, który chciał wsadził sobie rurę odkurzacza na... penisa....
-Kurwa, jaja Ci urwie pierdolcu! - krzyczała Szyszka.
-Będzie chujowo! - uśmiechnął się jak debil.
-Zostaw to kurwa! - wyrywała mu rurę, gdy ten ją trzymał i jednocześnie rozpinał rozporek. - Wsadź sobie butelkę, albo wibrator w dupę!
Marian uspokoił się.
-O, to je to! Disco! - i uciekł gdzieś w nieznanym kierunku.
Panował spokój, dopóki Paździochowicz nie wrócił... nagi z butelką na członku.
-Kto będzie mnie gwałcić? - zrobił takie oczka - *.*
Wszyscy zrobili facepalm.

-Hmm... dlaczego nikt nie odbiera? - dziwiła się Magda, gdy po któreś próbie dodzwonienia się nikt nie odebrał. - Jeśli biba nadal tam trwa i jest tam burdel, to ja im dam!
-Wydaje mi się, że tam trwa wielkie sprzątanie. Wiesz... ekipy sprzątające itd.
-Hmm... twoja myśl nie jest zła i wygląda na prawdziwą... zadzwonię później.
Twierdząco kiwnął głową i oboje zeszli na dół.
Babcia Adiel miała przygotowane stare zdjęcia jej rodziny. Zależało jej, by Magda je zobaczyła. Pokazała jej małego Tomasza.
-Śliczny chłopiec. - skomentowała.
-A to jego matka. - staruszka wskazała fotografię z kobietą.
Malejkowicz przyjrzała się jej uważnie.
-Jej... ja chyba ją skąd znam...

niedziela, 12 grudnia 2010

Babcia Adiel i wypad na miasto.

Tomek szedł obok Magdy chodnikiem. W sumie nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Byli już dorośli, a przy sobie czuli się jak nastolatkowie.
-To tu! - przerwał ciszę między nimi.
Malutki, biały domek z małym ogrodem mieścił się na ulicy, gdzie było pełno podobnych domków. Podeszli do drzwi i nacisnęli dzwonek. Otworzyła im dziewczyna, wyglądająca na 20 parę lat.
-Słucham państwa?
-Dzień Dobry! Czy zastaliśmy panią Adiele ?
-Czy... może to Pan jest Tomek Riddle?
-Tak, to ja.
-Zapraszam do środka.
Weszli do mieszkania, gdzie gorące powietrze uderzyło ich w lodowate poliki i dłonie.
-Państwo poczekają. - powiedziała kobieta przepraszającym tonem i poszła do pokoju. Słychać było, że mówi coś. Po chwili szła pod rękę ze starszą panią, którą dodatkowo podpierała się drewnianą laską. To była jego babcia. Spojrzała spod okular na wnuczka.
-Wiedziałam, że kiedyś mnie odwiedzisz. - powiedziała.
-Babciu... - podszedł do niej i ją przytulił.
Magda uśmiechnęła się widząc ten widok.
-To ja zaparzę herbatki. - oznajmiła dziewczyna i zaprosiła wszystkich do salonu. Babcia Adiel usiadła na wielkim, czerwonym fotelu, a Tomek z Magdą na zielonej kanapie.
-Tomeczku, czy spełniłeś swoje marzenie, jakim było zwiedzenie świata? - zapytała wnuka.
-Chyba tak...
Dziewczyna przyniosła herbaty.
-To jest Laura. Odpowiedziała na moje zgłoszenie w gazecie i mi pomaga. - wyjaśniła babcia.
-Szukałam pracy. - wyjaśniała Laura. - Nie miałam jeszcze 18 lat. Znalazłam w gazecie ogłoszenie, że starsza pani potrzebuje osoby, która by z nią mieszkała i jej pomagała. Odpowiedziałam na nie i mieszkam tu już 2 lata. Na początku brałam kwotę od pani Adiel, jednak po pewnym czasie przestałam. Zatrudniłam się jako sprzedawczyni w miejscowym sklepie i to mi wystarczy.
-Teraz musisz Tomusiu ustalić z Laurą kwestię tego domu. Chcę jej po śmierci przepisać połowę majątku. Ona jest jak moje dziecko.
-Byłam tym bardzo zaskoczona. Tak samo tym, że...
-Wnuczku... - przerwała jej. - Wybrałeś dobry moment na przyjazd. Wkrótce spotkam się z twoją matką i twoim dziadkiem...
Na twarzy Tomka było widać zdenerwowanie.
-Ale babciu, Ty masz dopiero 71 lat...
-Mam paskudne chorubsko. Nie mam siły na walkę z nim. Zawsze marzyłam spotkać znowu moją ukochaną córkę i męża. Potrzebują mnie.
Riddle spuścił głowę.
-Ciesze się, że przyprowadziłeś mi twoją dziewczynę. Jak masz na imię kochanie?
-Ale.. ja... nie... - Magda spojrzała na niego, a ten jej szepnął.
-Proszę... ona wkrótce umrze... uszczęśliwimy ją...
Posłuchała się go.
-Nazywam się Magda Malejkowicz.
-Magda... moją córkę tak nazwałam... podejdź do mnie dziecko...
Niepewnie podeszła do staruszki.
-Masz przepiękne oczy. Chyba rozumiem mojego wnuczka, dlaczego cię wybrał. Masz w sobie wdzięk i urok.
-Dziękuje pani.
-Ech... nie dożyje waszego ślubu niestety, lecz z nieba będę oglądać was.
„Dziewczyna Tomka” chwyciła jego dłoń, gdy dostrzegła smutek w jego oczach i pogłaskała ją. Ścisnął ją mocno na znak, że dziękuje jej za wsparcie.
-Na jak długo zostajecie tu? - zapytała babcia.
-Mieliśmy już jechać, ale... chyba zostaniemy... - ostatnie słowa Riddle wypowiedział niepewnie patrząc na Malejkowicz.
-Tak... - odpowiedziała po chwili zastanowienia i z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Wspaniale! Na górze jest pokój dla was. - oznajmiła Laura.
-Pokój? - zapytał Tomasz.
-Przewidziałam, że przyprowadzisz do mnie ukochaną, więc sypialnia na górze jest dla was. Ja i tak od lat śpię w tamtym pokoju – wskazała palcem. - a Laura u Ciebie.
-Aha... - powiedział nieśmiało.
-Lauro, podaj mi moją skrzynkę.
-Tą złotą?
-Oczywiście...

-Pójdę na miasto. - oznajmiła Ewa Borysowi, kiedy to ubierali się po seksie w łazience.
-Sama?
-Możesz iść ze mną.
-Mogę iść, ale będę musiał wstąpić do kogoś. Zgoda?
Twierdząco kiwnęła głową.
Na ulicach Prypeci szli objęci ze sobą. Czuła się przy nim taka zadowolona, a on serdecznie się do niej uśmiechał. Znaleźli się przed pewnym klubem, gdzie już było czuć zapach tytoniu.
-Zaczekasz, czy pójdziesz w swoją stronę?
-Hmm.... na pewno wyjdę z tej uliczki.
-Ok, za ok. 15 minut spotkamy się przy butiku, ok?
-Ok.
Pocałował ją i zniknął za drzwi budynku. Ona jak powiedziała, wyszła z uliczki i usiadła na ławce pod butikiem.
W tym samym czasie przez główną ulice szedł Szymon, który wracał od mieszkania Robertów. Dostrzegł najpierw rude włosy na których widok jego serce przyśpieszyło tempo. Gdy przyjrzał się bliżej i zobaczył, że to Ewa, miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z klatki piersiowej. Podchodził do niej tak, by go nie zauważyła. Dopiero gdy znalazł się przy ławce i usiadł na niej, zobaczyła go.
-O nie.. nie.. nie... nie... - wstała z ławki gwałtownie.
Zrobił to samo i obrócił ją przodem do siebie.
-Nie uciekaj. Musimy porozmawiać.
-Nie mamy o czym.
-Mamy. Chociaż porozmawiajmy.
-Nie! - wyrwała się z jego ramion i ruszyła do przodu.
Poszedł za nią.
-Masz prawo być na mnie zła.
-Ohohoho! No co Ty nie powiesz?!
-Dlatego chcę pogadać z Tobą ostatni raz.
-Odwal się!
-Za bardzo mi zależy na tobie, by się odwalił.
Zatrzymała się i odwróciła do niego.
-Już nic dla mnie znaczysz. - po czym ruszyła przodem.
To go nie powstrzymało, więc poszedł za nią.
-Borys to zły człowiek.
-Ale Ty i tak przebijasz go w tym.
-On jest exRoberty!
-No i?
-On ją skrzywdził!
-Bla, bla bla! Wolę to usłyszeć z jej ust niż z twoich zakłamanych.
-To się jej zapytaj o Borysa i to jak pokazał, że nic nie jest warty. Kim to trzeba być, żeby się z nim zadawać... wyrucha cię, a potem...
Plask!
Odcisk jej dłoni został na jego policzku.
-Przepraszam... ja nie chciałem...
Lecz ona gdzieś przepadła w tłumie.
„No to znowu wyszedłem na skurwysyna” - i poszedł przed siebie.
Ewa weszła na uliczkę przy barze. Chciała ukryć swoje łzy, lecz one wciąż wypływały z jej oczu. Borys zadowolony wyszedł z klubu i dostrzegł zapłakaną dziewczynę.
-Kochanie – objął ją i czule pogłaskał. - Co się stało?
-Szymon... – chlip. - Znowu...
-Ojejku... nie martw się nim... masz mnie... ciiiiii...
Gdy się trochę uspokoiła.
-Musisz mi powiedzieć, czy chodziłeś z Robertą.
-Roberta? Nie znam jej.
-Nie znasz? To podobno twoja ex, którą skrzywdziłeś...
-A coś Ci mówi nazwisko Tarnow?
Chwila ciszy.
-Ech... chodźmy do kawiarni, opowiem Ci wszystko.

Galupienko skorzystał z budki telefonicznej.
-Słucham? - odezwał się głos Roberty.
-Roberta, spierdoliłem to.
-O matko... to znaczy?
-Nie chciała gadać ze mną, ale gdy gadaliśmy, to powiedziałem o Borysie, że pokazał, że nic nie jest warty i kim to trzeba być, żeby się z nim zadawać. Dodałem, że wyrucha ją, a potem... i dała mi plaskacza. Policzek wciąż mnie piecze.
-Szymon... Szymon... musisz się czasem ugryźć w język.
-Wiem... chyba nie mam szans.
-Do trzech razy sztuka. Masz jeszcze jedną szanse. Nie poddawaj się proszę. Chociaż dla mnie to zrób.
-Dla Ciebie wszystko...
Rozłączył się. Przez jego głowę przechodziła Roberta i Ewa. Czuł do tych dwóch kobiet pociąg. Tą pierwszą kochał, a to drugą... no właśnie. Wiedział, że zależy mu na niej. A więc może jednak coś czuje? Sam nie wiedział.
Wyszedł z budku i wyciągnął papierosa Gdy to zrobił, zapalił jednego. Zawsze gdy to robił, wszystkie jego emocje opadały.
-I jak tu rzucić to świństwo, kiedy ono tak pomaga. - stwierdził. - Ale jeśli miałbym być ojcem, to musiałbym rzucić. Chyba nie dałbym rady.
Po chwili pomyślał.
-Dla Ewy mógłbym rzucić... - spojrzał na skręta. Rzucił go na ziemię i przygniótł glanem. - Od dziś nie palę!
Pomyślał też o jeszcze jednym ważnym uzależnieniu – seks.
-Też muszę to opanować. Skoro mam siłę w ramionach, to w umyśle też.
Widać czas by Szymon przeszedł w końcu zmiany.

Borys i Ewa usiedli w kawiarni przy stoliku zamawiając wcześniej 2 kawy z mlekiem. Gdy im je podano, przeszli do tej najważniejszej rozmowy.
-A więc byliście razem?
-Tak... 2 lata temu.
-Jak długo?
-Ok. 3 miesiące.
-Jak się poznaliście?
-Miałem romans z jej przyjaciółką. Odwiedzał ją i tak zobaczyłem Katję. Oszalałem na jej punkcie, co nie podobało się Magdzie. Chciałem się z nią rozstać. Zrobiłem to, ale nie sądziłem, że będzie się wtrącać do mojego nowego związku.
-Co się stało, że Ty i Roberta... Katja znaczy nie jesteście razem.
Westchnął.
-Pewnego dnia byłem nocą na basenie...

sobota, 11 grudnia 2010

After Party.

Ranek w mieście Prypeć...

Władczyni wychodzi ze swojej sypialni w potarganych włosach, ubraniach. Boli ją głowa i musi się zaraz napić kawy. Ma nieprzytomny wzrok i cienie pod oczami, dlatego nie dostrzega tego, co jest wokół niej. Nie zauważyła, jak wiele osób śpi w wielu miejscach, np. pod ścianą, w pralce, na pralce, na sedesie, w wannie, pod wanną, w prysznicu, pod stołem, na stole pod łóżkiem, na łóżku, w szafie, za szafą, na podłodze,  pod kominkiem, na dywanie, pod półką, w półce, na blacie, na parapecie, na kanapie, pod kanapą, za kanapą, na fotelu, za fotelem, pod fotelem, na schodach, pod schodami...
Można by było wymieniać w nieskończoność tak, dlatego wymieniliśmy te najważniejsze.
Dopiero, gdy Szysza zaparzyła sobie kawę i wypiła łyczek, obudziła się. Teraz przyjrzała się powadze sytuacji. Zrobiła oczy jak polskie 5 zł.
-O kurwa!
Takie widoki nie należały do ciekawych.
Zostawiła kawę i omijając tor przeszkód (czytaj śpiący ludzie, rzygi, butelki piwa i whiskacza itd.), znalazła się w salonie. Tam to dopiero doznała szoku.
-Scena?!
Na której spali nadzy ludzie.
-Instrumenty?!
Które leżały też na scenie.
-Samochód?!
Nie wiadomo skąd, ale znalazł się tam czarne porsche Dawida.
-Whiskacz!!
Pełno po nim pustych butelek się walało.
Wróciła do kuchni.
-Przejebane. Magda to mnie zabije. Znowu kupa kasy pójdzie.
Coś zaczęło jakby szeleścić.
-Marian kurwa! – krzyknęła.
Niektórzy się obudzili.
-Jezus Maria! Kryje Elejson! Co Ci się kurwa stało?!
To jest dopiero bezcenny widok widzieć takiego Mariana –butelka była na jego penisie....
-Ja nie wiem... – szepnął falsetem Marian.
-TY MASZ PTAKA W BUTELCE!!!
Ludzie w kuchni, podnosili się w tym Alan. Po czasie dotarło do nich, co się stało z Paździochowiczem. Co niektórzy parskali śmiechem.
-Jak to Ty kurwa zrobiłeś to nie wiem. Trzeba być idiotą, żeby... żeby.... – Szyszka zaczęła się śmiać z innymi.
Najgłośniej oczywiście Alan.
-Ty się Dzikowicz nie śmiej, bo żeś wpierdolił damskie majtki!
Śmiał się, ale potem spoważniał.
-J..j..j...j.. jak to?!
-No nie pamiętasz? Zjadłeś tej rudej dziewczynie majtki i nici z seksu!
Stał spokojnie, a potem się wydarł i uciekł. Coraz więcej ludzi się budziło.

Zajrzymy do naszych ulubionych par.

Roberta i Robert spali okryci kołdrą w wannie. Mimo małemu bólu głowy jaki im dokuczał, to byli zadowoleni i dali sobie buziaka na powitanie.
-Ale biba była misiu... – masowała jego nagi tors.
-Zajebiście było... – głaskał jej ramię.
-Umyjemy się?
-Oczywiście kociaku.
Rozpoczęli pocałunkiem poprzez wyrzucenie kołdry z wanny i odkręceniem kranu. Woda się lała, a oni namiętnie się kochali. Poranny seks był jeszcze lepszy niż ten nocny. Zawsze po nim czuli się wypoczęci, zadowoleni i pełni energii.

Marcin i Paulina wstali z niewielkim bólem głowy. Pierwsze co powiedzieli sobie, gdy na siebie spojrzeli.
-Ubierzmy się, nikt nie może nas zobaczyć.
Wychodząc z pokoju, rozstali się i każde z nich poszło w swoją stronę.

Perła i Czarna leżeli wtuleni w siebie. Obudziła się, zobaczyła jego i siebie nagich oraz zużytą prezerwatywę, która leżała na pościeli po jego stronie.
A jednak... – syknęła - chociaż.... – podniosła kołdrę i spojrzała sobie między nogi, były niewielkie plamki krwi. – No to jednak...
Usiłowała sobie przypomnieć ten moment... pamiętała niewiele z tego jak się kochali. Po chwili przypominała sobie jak znaleźli się w pokoju.
-Just like heaven...
 Pamiętała już, że to śpiewali. Pamiętała, że to jemu oddała cnotę. Spojrzała na jego niewinną twarz podczas snu.
„Przecież to nie był przypadek, że poznałam go wtedy. Nie sądzę, że jest kimś przypadkowym dla mnie. Tylko... czy ja nie przesadziłam? Chyba nikt w mojej klasie nie przespał się z kimś.”
Opadłą na poduszkę i obróciła się w stronę Perły. Przybliżyła się bardziej do niego. Dłonią pogłaskała jego policzka. Następnie dotykała jego warg. Pocałowała je. Uśmiechnął się, chociaż nie otworzył oczu. Poczuła jego dłoń na plecach, którą przyciskał ją jeszcze bardziej do siebie. Językiem oblizywała jego dolną wargę, a on czuł się zadowolony z takiej pobudki. Teraz wsadziła język do jego ust i nim bawiła się  z jego językiem. Gdy przerwali, otworzyli oczy. Jego zielone oczy przypominały dwa, błyszczące szafiry. On widząc jej błękitny wzrok, odpływał. Wrócili do całowania się. Obrócił się na plecy, a ona z nim leżąc teraz na nim. Podniosła się i patrzyła mu prosto w oczy. Uniosła do góry biodra, a dłonią chwyciła jego członek. Nakierowała go na swoją kobiecość i usiadła na nim. On chwycił jej talię i nadał jej ruchom rytmu. Jej palce wędrowały po jego klatce piersiowej. W pewnym momencie opadła na niego. Obrócili się, on był nad nią. Dłonią dotknęła jego nagiego torsu, a drugą pleców. Gdy położył się na niej wykonując ruchy, ona objęła nogami jego biodra.
-Paweł... – mówiła nieprzytomnie, kiedy doprowadzał ją do rozkoszy.
Był zaskoczony, ponieważ dawno nikt nie mówił mu po imieniu.
-Och Ty moja Swietłanko! – pocałował ją czule w usta.
Po cudownym seksie, leżeli wtuleni w siebie.
-Swietłana...
-Tak?
-Kocham cię...
-Ja Ciebie też...

Tłum w Pałacu zaczął się rozchodzić. Wszyscy jęczeli, jak to ich boli głowa lub inne części ciała. Gahanow wszedł do kuchni i omal oczy z orbit nie wypadły, kiedy to jego Szanowna Małżonka ciągnęła butelkę na członku Mariana, a on dostawał ekstazy.
-Szanowna Małżonko! – krzyknął do niej.
-Ty nie stój, tylko mi pomóż! – odpowiedziała mu.
-Disco... och disco... – jęczał Paździochowicz.
-Kurwa, on rucha butelkę! – Dawid zrobił facepalm.
-Jeśli mogę wtrącić... – odezwała się jakaś dziewczyna. – To do takiego przypadku należałoby wezwać pogotowie....
Wszyscy się zastanowili.
-Zobaczą ten chlew i jeszcze obgadają nas... – powiedziała Szyszka
-Chuj tam! Jak coś powiedzą, to będą 101 razy okrążać reaktor w Czarnobylu!
Była tak dumna ze swojego męża, że nie patrząc na Mariana, wychyliła się do tyłu, by odszukać ust ukochanego. On stał przywiązany linami do kaloryfera, by się nie ruszać. Odchylenie się Szyszenko powodowało, że na maxa ciągnęła jego penisa, a on ledwo co się trzymał z wrażenia.
-UWAGA!!! – krzyknął.
Nastąpił wytrysk, który swoją siłą odepchnął butelkę, dzięki czemu jego członek był wolny. Mimo tego, jego sperma wciąż wypływała.
-O kurwa... ale strzelił bombę! – ktoś skomentował.
-Disco! – krzyknął dumnie Marian.
-To na pogotowie dzwonić nie trzeba... ale trzeba zamówić kilkanaście ekip sprzątających... – powiedziała Władczyni Prypeci.

Szymon obudził na dywanie okryty ubraniami, a wokół niego leżały nagie kobiety.
-Mam nadzieje, że za 9 miesięcy nie zostanę ojcem ponad 10 dzieci.
Odszukał swoje bokserki i założył je. Wyszedł za kulis na scenę, a z niej do salonu.
W tym samym czasie Robertowie znaleźli się w tym samym czasie co on.
-Cześć Szymek! – przywitali się.
-Potrzebuje was...
-Ubierz się, to pójdziesz z nami do domu.
Twierdząco kiwnął głową.
Znalazł swoje ubranie i wyszedł z nimi. Szedł za nimi, a oni byli w swoich objęciach. Ona szepnęła coś swojemu ukochanemu i odwrócili się do Szymona.
-Chodź tutaj, nie idź sam za nami! – powiedziała i wyciągnęła ramię.
On przez chwilę się zastanowił.
-Nie każ się prosić.
Znalazł się obok niej, a ona objęła jego ramię. Poczuł, jak po jego ciele przeszła ciepły, przyjemny prąd. Widać chciała mu dać czułość, chociaż nie mogą być parą. Doceniał to.
W mieszkaniu zaparzyła kawę. Usiedli przy stole.
-Ewa odeszła ode mnie z innym...
-Wiesz, kto to był?
-Nie wiem... pierwszy raz go widziałem... blondyn taki... Borys jakiś tam...
-Borys? – zapytała jakby przestraszona. – Nie...to na pewno nie ten...
-A! Borys Gruszenko... już pamiętam.
Roberta nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Robert mocną ją objął.
-Czy... Ty go znasz? – zapytał nieśmiało Galupienko.
Dziewczyna schyliła głowę.
-Znasz jej historię z basenem? – zapytał go Kowalow.
-Czyli to on...?
Robert twierdząco kiwnął głową.
Szymek wstał i podszedł do okna. Czuł, że jego agresja wzrasta. Najpierw Borys skrzywdził Robertę, a teraz może skrzywdzić Ewę. Wyciągnął papierosa i go zapalił.
-Ona go nie kocha i on też. – szeptała Roberta. – Ona wciąż kocha Szymona...
Spojrzał na nią, a Robert na niego.
-Masz rację skarbie... – pogłaskał ją narzeczony.
-Tylko... nic siłą... nic siłą... – podniosła głowę i spojrzała na Galupienko.
Ten wiedział, że to on musi ostrzec Ewę przed Borysem bez używania siły, tylko rozumu.

środa, 8 grudnia 2010

Pokój.

Tymczasem w mieście Orzeł w Rosji.

Tomek Riddle szczęśliwie doleciał na miejsce. Jedyne co teraz musiał zrobić, to odszukać Magdę Malejkowicz i dotrzeć z nią do Prypeci. A co potem? Albo zamieszka w jej mieście albo wróci do Moskwy. Miasto to znał dobrze, ponieważ tutaj mieszka jego babcia Adiel. Przez pewien czas, to ona go wychowywała, ponieważ ojca nigdy nie miał, a matka zginęła w wypadku samochodowym.
-Wypadało by ją odwiedzić... ale najpierw...
Znalazł się przed budynkiem, gdzie miała być Magda.
-Witam! Czy Magda Malejkowicz wynajęła tu pokój? – zapytał recepcjonisty w tymże mini hotelu.
-Hmmm... a co Ci do tego?
-Umówiliśmy się tutaj.
-To chyba powinna tu czekać, a Ty wiedzieć, że twoja laska tu jest.
-Jestem jej przyjacielem. Proszę ją powiadomić, że przyleciałem i czekam tutaj.
Recepcjonista patrzył na niego podejrzanie.
-A pan nie jest... ten no... Killer?
-Ależ nie! Chce się tylko spotkać z przyjaciółką!
-Pan jest dziwny! Idź pan w cholerę albo wezwę milicję!
Tomasz pod wpływem impulsu, krzyknął.
-Magda, to ja Tomek! Jestem tutaj!
Recepcjonista gwałtownie wstał z siedzenia.
-WON!!! – wrzasnął.
Zrezygnowany Tomek opuścił biegiem pomieszczenie. Pod nosem przeklinał i myślał, jak się do niej dostać.
Całe zajście słyszał cały mini hotel. Ludzie wyszli na korytarz tudzież dzwonili do recepcji, by dowiedzieć się o zdarzeniu.
-Jakiś dziwak szukał tu Magdy M.! – tłumaczył.
Magda, która brała prysznic, usłyszała wrzask „Won”, więc szybko zakończyła swój pobyt w łazience. Założyła szlafrok, białe kapciuszki i wyszła z pokoju. Gdy usłyszała, co mówił recepcjonista, zapytała.
-A jak się nazywał?
-A.... Tomek, jakoś tak.
„A więc to był ON!”
-Przecież to... przecież to... ach nie pana weźmie... – krzyknęła i wybiegła z mini hotelu.
Rozglądała się wokół siebie i szukała ludzkiej sylwetki.
-Tomek! – krzyczała. – Tomek!
On usłyszał to i poszedł w kierunku skąd pochodził głos. Ona dostrzegła go i wiedziała, że to jego szuka. Stanęli naprzeciw siebie. Przyglądali się sobie uważnie. Nigdy nie mieli takiej okazji. Ostatni raz widziała go ponad 2 lata temu. Odrosły mu włosy, tego była pewna. Nie znała jego oczu – były takie niebieskie jak jej. On zapamiętał jej twarz i długie włosy. Teraz miała prostą grzywkę i półdługie włosy. Nie zamienili jeszcze ze sobą więcej słów wcześniej.
-Witaj Magdo. – powitał ją.
-Witaj Tomaszu. – odpowiedziała.
Zabrała go do hotelu, a recepcjonista schował się pod biurkiem.
Zaprosiła go do pokoju.
-Poczekaj na mnie, ubiorę się chociaż. – powiedziała do niego przepraszającym tonem.
-Oczywiście, nie musisz się śpieszyć. Nie prędko pojedziemy.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem i zamknęła się w toalecie.
Jego oczy... sama nie wiedziała czemu zrobiły na nią takie samo wielkie wrażenie jak jego uprzejmość.  Przypomniała sobie, że gdy odwiedzał Pałac, to przyłapała Swietłanę jak robi do niego maślane oczy, a on był zapatrzony w Paulinę. Wiedziała, że jest w nim zakochana, ale wiedziała też, że jej uczucie nigdy nie będzie odwzajemnione tak jak jego uczucie wobec Plichtenko. Zastanowiła się tylko, czy on wiedział o uczuciu jakim go darzyła Czarna. Zapamiętała go jako miłego, spokojnego człowieka. Jego przyjacielem był Borys Gruszenko – całkowite jego przeciwieństwo. Mało kto wiedział, że  ona i Borys mieli krótki romans. Zerwali, ponieważ „zdarzały” mu się skoki w bok. Dodatkowo wiele ich  dzieliło i te różnice były zbyt widoczne i ich tajny związek opierał się na seksie. Zerwali ze sobą, a on niedługo potem zaczął interesować się niewinną i młodziutką Katją. Magdzie to się nie podobało i starała się ostrzegać ją przed nim, lecz na próżno, bo młoda tego nie rozumiała.
-Katjo, Borys jest od Ciebie starszy... tak bardzo się od siebie różnicie...
-Miłość nie widzi różnic.
-On może cię nie kochać.
-Aj tam, skryty jest.
Dopiero, gdy wydarzył się pewien incydent, Roberta otworzyła oczy.
-Wiesz... teraz patrzę na świat innymi oczami. Człowiek czasem potrafi być idiotą.
-Każdy popełnia błędy. Najważniejsze, że zrozumiałaś swoje błędy, żałujesz za nie i nigdy więcej ich nie powtórzysz. Jesteś dojrzalsza.
Ucieszyła się, gdy przedstawiła jej ukochanego, Roberta. Magda stwierdziła.
-To TEN Roberto. To widać jednym okiem.
Dziewczyna w odpowiedzi  rzuciła się jej na szyję i wycałowała ją po twarzy.
Gdy się ubrała, wyszła do gościa i razem usiedli na łóżku.
-Długo przebywałeś w Prypeci?
-Od dwóch dni.
-Przyjechałeś sam?
-Nie... z Borysem... – powiedział to jakby szeptem i jakby się wstydził tego słowa.
Ona tylko kiwnęła głową.
-Uparł się, że chcę przeprosić Katję za tamten wypadek. Nawet nikt nie wie, że i nas to rozdzieliło. Dopiero niedawno spotkaliśmy się i budujemy naszą relację od początku. Wygląda, że szczerze żałuje tego, co zrobił.
-Nie wiem, nie widziałam go, to ciężko mi ocenić.
-Rozumiem... Magdo... nie wiem, czy się zgodzisz, więc cię spytam.
-Słucham.
-Niedaleko stąd mieszka tu moja ciocia Adiel. Wychowała mnie tutaj i dawno jej nie odwiedzałem. Czy moglibyśmy wstąpić do niej?
-Hmmm... dobrze, odwiedzimy ją.
-Dziękuje.
-Nie masz za co.
Przez chwilę zapanowała między nimi cisza.
-Jesteś  głodna? – przerwał milczenie.
-Nie, a Ty?
-Też nie, w twoim domu pojadłem trochę hehehe.
Westchnęła.
-Ja się zastanawiam i wyobrażam, jak tam musi teraz wyglądać po tej imprezie.
-Wierz mi, że to nie była ot taka zwykła balanga, ale WIELKA BALANGA.
-Będą mieć kłopoty, jak coś mi zniszczą. Nie chcieliby widzieć mojego gniewu.
-Oczywiście....
-To idziemy?
-Oczywiście.
Opuścili mieszkanie wymeldowując się wcześniej. Kupili bilety na autobus. Na przystanku poczekali 5 minut i wsiedli do pojazdu.

Ewa obudziła się dość wcześnie, był naprawdę wczesny ranek. Leżała na boku w objęciach Borysa. Spali nago otuleni ciepłą kołdrą. Teraz po fakcie jaki między nimi zaszedł, zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła. Czy to nie było za wcześnie? Znała go zaledwie kilka godzin i przespała się z nim. Chociaż... zrobiła to samo z Szymonem. To jemu, obcemu mężczyźnie oddała swoją cnotę – coś cennego, co powinna trzymać dla TEGO JEDYNEGO. A on i tak po czasie ją opuścił... Teraz był Borys, który udostępnił jej swój kąt. Tylko co będzie dalej? Przecież mają ją deportować do Polski... miała szukać faceta, który zgodzi się na Papierowe Małżeństwo. Czy Gruszenko się zgodzi na to?
Wyrwała się z jego ramion i wstała. Obnażona poszła do łazienki. Patrzyła w lustrze na swoje odbicie. Przyglądała się swojej twarzy. Dotknęła swoich rudych włosów. Palcem błądziła po twarzy. Masowała swoje wargi. Przyjrzała się piersiom - były idealnych rozmiarów. Dotykała sutków i brodawek. Zagryzła dolną wargę i zamknęła oczy. Schodziła niżej i zatrzymała się na wysokości pępka. Poczuła męskie ramiona na swoim ciele i usta na szyi. Otworzyła oczy.
-Dzień Dobry ranny ptaszku. – powitał ją Borys.
-Dzień Dobry.
Całował jej uszko i szyję.
-Nie wiem, czy tu długo pomieszkam.
-A dlaczego?
-Szukam męża.
-Hmmm.... bogatego?
-Nie... Papierowe Małżestwo...
-A więc nie Ukrainka?
-Polka.
-Rozumiem... nie masz nikogo?
-Nikogo.
-Mogę się zgodzić na to.
-Serio? – spojrzała w jego odbicie.
-Serio.
Lekko się uśmiechnęła.
-Potem moglibyśmy się rozwieść.
-A po co? – spytał jakby zdziwiony.
-No... bo...
-A może nie chciałbym tak szybko się rozwodzić? – pocałował ją w policzek. – Będzie jak w niebie.
Odwróciła się twarzą do niego, a on jeszcze mocniej ją objął. Jego dłonie błądziły po jej plecach, aż zatrzymały się  na jej pośladkach. Objęła jego szyję i rozpoczęli serię namiętnych pocałunków.

Trwał już ranek, pani Romanow szykowała się na niedzielną mszę w Kościele. Zdziwiła się, że miasto milczy.
-Wszyscy jeszcze śpią chyba.
Nikt nie chodził po ulicy, nie było rozmów...
-Dzień Dobry pani Romanow! – przywitała się pani Putinow, jej sąsiadka z balkonu obok.
-Dzień Dobry, Dzień Dobry! Pani, jaka cisza dzisiaj! Młodzież dziś taka spokojna!
-Zauważyłam! Właśnie nie widzę mojego wnuczka!
-Dziwne...
Gdy wyjrzały na ulicę, zobaczyły, jak kilka osób wraca z Pałacu. Jęczeli z jakieś powodu.
-Kurwa, mój łeb! – krzyczał ktoś.
-Rzygi...
-Piwa...
W końcu jedna z osób podeszła do krzaka i zwymiotowała.
-Skandal! – skomentowały starsze panie. – Ach ta dzisiejsza młodzież...