-I posra się ze szczęścia!!
środa, 29 grudnia 2010
Basen.
-I posra się ze szczęścia!!
Autor: Roxanne Barrett o 01:42 2 komentarze
środa, 22 grudnia 2010
Prypeć Wg Robertów: Wydanie Specjalne: Święta w Prypeci.
Paulina podeszła do niego i chwyciła za pod brudek.
-No co Ty skarbie nie powiesz?
-Wiele... - mruknął.
Pociągnęła go za krawat i pobiegli do kuchni. Zrzucili wszystko z blatu jednym ruchem. Obdarzając się namiętnymi pocałunkami, zdejmowali z siebie ciuchy. Zupełnie nadzy, wleźli na stół i w pozycji misjonarskiej, zaczęli uprawiać seks.
-Och dobrze, och kuźwa dobrze! - krzyczała.
-Och skarbie ooooooch!
Co 5 minut zmieniali pozycje.
-Jeszcze... jesszczeee oooooch - jęczała.
-Mrrrrrrrrrrraaaaaaauuuuuu!
Nasienie Marcino prysnęło na blat.
W tym czasie do kuchni wszedł Gahanow. Gorowiczow i Plichtenko płonęli ze wstydu. Jednak on jakby zupełnie nie zauważył ich, lecz coś innego...
-Ale ten stół upierdolony jest! Rurku! Rurku!!
Rurek pojawił się natychmiast.
-Który idiota tu dowodzi?
-W sumie... ja.
-Czy wiesz, co grozi za taki ujebany stół?
-W sumie... nie.
-Nie wkurwiaj mnie, dobrze? Od dwóch dni tak upierdolony stół jest tutaj!
-W sumie... tak...
-Ma tu więc wszystko lśnić jak moje dupsko!
-Ale...
-Czy to jasne?!
-Jak choinka...
Gdy Gahanow się oddalił trochę.
-Mam cię w dupie. - szepnął Rurek.
Dawid się odwrócił.
-Co ty powiedziałeś?!
-W sumie nic...
-No!
Pojawił się Marian.
-A na upierdolony stół... KAMILEK! - machnął wszystkim przed nosem butelką z... twarzą Kamila Durczoka i napisem "Kamilek". - KAMILEK - NA UPIERDOLONY STÓŁ! - wręczył Gahanowowi i znikł
Również pozostali oprócz Marcina i Pauliny zniknęli z pomieszczenia. Kochankowie nie wiedzieli kompletnie, co się stało. Szybko się ubrali i uciekli z "miejsca zbrodni".
Krawczuk podszedł do Andrzeja.
Pokój niesie ludziom wszem.
A u żłobka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta,
Nad Dzieciątka snem,
Nad Dzieciątka snem.
Autor: Roxanne Barrett o 23:30 1 komentarze
niedziela, 19 grudnia 2010
Notka Specjalna!
*PYTANIE DO PUBLICZNOŚCI*
Ano, odnośnie Prypeci:
CZY CHCECIE SPECJALNY, ŚWIĄTECZNY ODCINEK PRYPECI? Z GÓRY UPRZEDZAM, ŻE BYŁBY NIEZGODNY Z FABUŁĄ I BYŁBY JEDNOPARTÓWKĄ. JEŚLI CHCECIE, PISZCIE!!!
*NEWSY*
Uchylę rąbka tajemnicy! xD
Wprowadzę wkrótce do opowiadania 3 nowe postacie, z tym że jedna z nich będzie głównym bohaterem pewnego wątku, a dwie pozostałe będą mieć epizodyczny udział, ale będą powiązane z jednym z głównych bohaterów.
*ZDJĘCIA*
Dzisiejszym bohaterem notki jest...
Simon Gallup - basista The Cure i ogólnie jeden z najlepszych basistów świata (mój ulubiony basista zresztą). Choć nie należy on do założycieli zespołu i miał przerwy w zespole, to on zaraz po Robercie Smithie jest najdłużej w zespole. Choć ma już 50 na karku, to od zawsze jest mega przystojny *.* Sami spójrzcie, zwłaszcza panie ^^
*CIEKAWOSTKI*
Autor: Roxanne Barrett o 22:47 1 komentarze
Romanse i miłostki.
Autor: Roxanne Barrett o 21:21 5 komentarze
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Wielkie Sprzątanie rozpoczęte!
Autor: Roxanne Barrett o 01:53 0 komentarze
niedziela, 12 grudnia 2010
Babcia Adiel i wypad na miasto.
Autor: Roxanne Barrett o 03:02 0 komentarze
sobota, 11 grudnia 2010
After Party.
Autor: Roxanne Barrett o 20:27 0 komentarze
środa, 8 grudnia 2010
Pokój.
Tymczasem w mieście Orzeł w Rosji.
Tomek Riddle szczęśliwie doleciał na miejsce. Jedyne co teraz musiał zrobić, to odszukać Magdę Malejkowicz i dotrzeć z nią do Prypeci. A co potem? Albo zamieszka w jej mieście albo wróci do Moskwy. Miasto to znał dobrze, ponieważ tutaj mieszka jego babcia Adiel. Przez pewien czas, to ona go wychowywała, ponieważ ojca nigdy nie miał, a matka zginęła w wypadku samochodowym.
-Wypadało by ją odwiedzić... ale najpierw...
Znalazł się przed budynkiem, gdzie miała być Magda.
-Witam! Czy Magda Malejkowicz wynajęła tu pokój? – zapytał recepcjonisty w tymże mini hotelu.
-Hmmm... a co Ci do tego?
-Umówiliśmy się tutaj.
-To chyba powinna tu czekać, a Ty wiedzieć, że twoja laska tu jest.
-Jestem jej przyjacielem. Proszę ją powiadomić, że przyleciałem i czekam tutaj.
Recepcjonista patrzył na niego podejrzanie.
-A pan nie jest... ten no... Killer?
-Ależ nie! Chce się tylko spotkać z przyjaciółką!
-Pan jest dziwny! Idź pan w cholerę albo wezwę milicję!
Tomasz pod wpływem impulsu, krzyknął.
-Magda, to ja Tomek! Jestem tutaj!
Recepcjonista gwałtownie wstał z siedzenia.
-WON!!! – wrzasnął.
Zrezygnowany Tomek opuścił biegiem pomieszczenie. Pod nosem przeklinał i myślał, jak się do niej dostać.
Całe zajście słyszał cały mini hotel. Ludzie wyszli na korytarz tudzież dzwonili do recepcji, by dowiedzieć się o zdarzeniu.
-Jakiś dziwak szukał tu Magdy M.! – tłumaczył.
Magda, która brała prysznic, usłyszała wrzask „Won”, więc szybko zakończyła swój pobyt w łazience. Założyła szlafrok, białe kapciuszki i wyszła z pokoju. Gdy usłyszała, co mówił recepcjonista, zapytała.
-A jak się nazywał?
-A.... Tomek, jakoś tak.
„A więc to był ON!”
-Przecież to... przecież to... ach nie pana weźmie... – krzyknęła i wybiegła z mini hotelu.
Rozglądała się wokół siebie i szukała ludzkiej sylwetki.
-Tomek! – krzyczała. – Tomek!
On usłyszał to i poszedł w kierunku skąd pochodził głos. Ona dostrzegła go i wiedziała, że to jego szuka. Stanęli naprzeciw siebie. Przyglądali się sobie uważnie. Nigdy nie mieli takiej okazji. Ostatni raz widziała go ponad 2 lata temu. Odrosły mu włosy, tego była pewna. Nie znała jego oczu – były takie niebieskie jak jej. On zapamiętał jej twarz i długie włosy. Teraz miała prostą grzywkę i półdługie włosy. Nie zamienili jeszcze ze sobą więcej słów wcześniej.
-Witaj Magdo. – powitał ją.
-Witaj Tomaszu. – odpowiedziała.
Zabrała go do hotelu, a recepcjonista schował się pod biurkiem.
Zaprosiła go do pokoju.
-Poczekaj na mnie, ubiorę się chociaż. – powiedziała do niego przepraszającym tonem.
-Oczywiście, nie musisz się śpieszyć. Nie prędko pojedziemy.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem i zamknęła się w toalecie.
Jego oczy... sama nie wiedziała czemu zrobiły na nią takie samo wielkie wrażenie jak jego uprzejmość. Przypomniała sobie, że gdy odwiedzał Pałac, to przyłapała Swietłanę jak robi do niego maślane oczy, a on był zapatrzony w Paulinę. Wiedziała, że jest w nim zakochana, ale wiedziała też, że jej uczucie nigdy nie będzie odwzajemnione tak jak jego uczucie wobec Plichtenko. Zastanowiła się tylko, czy on wiedział o uczuciu jakim go darzyła Czarna. Zapamiętała go jako miłego, spokojnego człowieka. Jego przyjacielem był Borys Gruszenko – całkowite jego przeciwieństwo. Mało kto wiedział, że ona i Borys mieli krótki romans. Zerwali, ponieważ „zdarzały” mu się skoki w bok. Dodatkowo wiele ich dzieliło i te różnice były zbyt widoczne i ich tajny związek opierał się na seksie. Zerwali ze sobą, a on niedługo potem zaczął interesować się niewinną i młodziutką Katją. Magdzie to się nie podobało i starała się ostrzegać ją przed nim, lecz na próżno, bo młoda tego nie rozumiała.
-Katjo, Borys jest od Ciebie starszy... tak bardzo się od siebie różnicie...
-Miłość nie widzi różnic.
-On może cię nie kochać.
-Aj tam, skryty jest.
Dopiero, gdy wydarzył się pewien incydent, Roberta otworzyła oczy.
-Wiesz... teraz patrzę na świat innymi oczami. Człowiek czasem potrafi być idiotą.
-Każdy popełnia błędy. Najważniejsze, że zrozumiałaś swoje błędy, żałujesz za nie i nigdy więcej ich nie powtórzysz. Jesteś dojrzalsza.
Ucieszyła się, gdy przedstawiła jej ukochanego, Roberta. Magda stwierdziła.
-To TEN Roberto. To widać jednym okiem.
Dziewczyna w odpowiedzi rzuciła się jej na szyję i wycałowała ją po twarzy.
Gdy się ubrała, wyszła do gościa i razem usiedli na łóżku.
-Długo przebywałeś w Prypeci?
-Od dwóch dni.
-Przyjechałeś sam?
-Nie... z Borysem... – powiedział to jakby szeptem i jakby się wstydził tego słowa.
Ona tylko kiwnęła głową.
-Uparł się, że chcę przeprosić Katję za tamten wypadek. Nawet nikt nie wie, że i nas to rozdzieliło. Dopiero niedawno spotkaliśmy się i budujemy naszą relację od początku. Wygląda, że szczerze żałuje tego, co zrobił.
-Nie wiem, nie widziałam go, to ciężko mi ocenić.
-Rozumiem... Magdo... nie wiem, czy się zgodzisz, więc cię spytam.
-Słucham.
-Niedaleko stąd mieszka tu moja ciocia Adiel. Wychowała mnie tutaj i dawno jej nie odwiedzałem. Czy moglibyśmy wstąpić do niej?
-Hmmm... dobrze, odwiedzimy ją.
-Dziękuje.
-Nie masz za co.
Przez chwilę zapanowała między nimi cisza.
-Jesteś głodna? – przerwał milczenie.
-Nie, a Ty?
-Też nie, w twoim domu pojadłem trochę hehehe.
Westchnęła.
-Ja się zastanawiam i wyobrażam, jak tam musi teraz wyglądać po tej imprezie.
-Wierz mi, że to nie była ot taka zwykła balanga, ale WIELKA BALANGA.
-Będą mieć kłopoty, jak coś mi zniszczą. Nie chcieliby widzieć mojego gniewu.
-Oczywiście....
-To idziemy?
-Oczywiście.
Opuścili mieszkanie wymeldowując się wcześniej. Kupili bilety na autobus. Na przystanku poczekali 5 minut i wsiedli do pojazdu.
Ewa obudziła się dość wcześnie, był naprawdę wczesny ranek. Leżała na boku w objęciach Borysa. Spali nago otuleni ciepłą kołdrą. Teraz po fakcie jaki między nimi zaszedł, zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła. Czy to nie było za wcześnie? Znała go zaledwie kilka godzin i przespała się z nim. Chociaż... zrobiła to samo z Szymonem. To jemu, obcemu mężczyźnie oddała swoją cnotę – coś cennego, co powinna trzymać dla TEGO JEDYNEGO. A on i tak po czasie ją opuścił... Teraz był Borys, który udostępnił jej swój kąt. Tylko co będzie dalej? Przecież mają ją deportować do Polski... miała szukać faceta, który zgodzi się na Papierowe Małżeństwo. Czy Gruszenko się zgodzi na to?
Wyrwała się z jego ramion i wstała. Obnażona poszła do łazienki. Patrzyła w lustrze na swoje odbicie. Przyglądała się swojej twarzy. Dotknęła swoich rudych włosów. Palcem błądziła po twarzy. Masowała swoje wargi. Przyjrzała się piersiom - były idealnych rozmiarów. Dotykała sutków i brodawek. Zagryzła dolną wargę i zamknęła oczy. Schodziła niżej i zatrzymała się na wysokości pępka. Poczuła męskie ramiona na swoim ciele i usta na szyi. Otworzyła oczy.
-Dzień Dobry ranny ptaszku. – powitał ją Borys.
-Dzień Dobry.
Całował jej uszko i szyję.
-Nie wiem, czy tu długo pomieszkam.
-A dlaczego?
-Szukam męża.
-Hmmm.... bogatego?
-Nie... Papierowe Małżestwo...
-A więc nie Ukrainka?
-Polka.
-Rozumiem... nie masz nikogo?
-Nikogo.
-Mogę się zgodzić na to.
-Serio? – spojrzała w jego odbicie.
-Serio.
Lekko się uśmiechnęła.
-Potem moglibyśmy się rozwieść.
-A po co? – spytał jakby zdziwiony.
-No... bo...
-A może nie chciałbym tak szybko się rozwodzić? – pocałował ją w policzek. – Będzie jak w niebie.
Odwróciła się twarzą do niego, a on jeszcze mocniej ją objął. Jego dłonie błądziły po jej plecach, aż zatrzymały się na jej pośladkach. Objęła jego szyję i rozpoczęli serię namiętnych pocałunków.
Trwał już ranek, pani Romanow szykowała się na niedzielną mszę w Kościele. Zdziwiła się, że miasto milczy.
-Wszyscy jeszcze śpią chyba.
Nikt nie chodził po ulicy, nie było rozmów...
-Dzień Dobry pani Romanow! – przywitała się pani Putinow, jej sąsiadka z balkonu obok.
-Dzień Dobry, Dzień Dobry! Pani, jaka cisza dzisiaj! Młodzież dziś taka spokojna!
-Zauważyłam! Właśnie nie widzę mojego wnuczka!
-Dziwne...
Gdy wyjrzały na ulicę, zobaczyły, jak kilka osób wraca z Pałacu. Jęczeli z jakieś powodu.
-Kurwa, mój łeb! – krzyczał ktoś.
-Rzygi...
-Piwa...
W końcu jedna z osób podeszła do krzaka i zwymiotowała.
-Skandal! – skomentowały starsze panie. – Ach ta dzisiejsza młodzież...
Autor: Roxanne Barrett o 22:03 0 komentarze