CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

niedziela, 28 listopada 2010

Notka Specjalna!

*OGŁOSZENIA PARAFIALNE*

Dnia 29 listopada będę nieobecna, ponieważ będę się bawić w Warszawie na koncercie ex Depecha, Alana Wildera, który po odejściu z zespołu zajął się swoim projektem solowym - Recoil. Jeśli będziecie bardzo chcieli, to tutaj wkleję wam zdjęcia oraz zdam relację. W innym przypadku materiały będą dostępne na moich kontach na portalach społecznościowych bądź Forum Depeche Mode.

*ZDJĘCIA*

Robert Smith - wokalista, gitarzysta i "ojciec" zespołu The Cure, którego jestem fanką i kocham  z całego serca. To on właśnie jest pierwowzorem Prypeciowego Roberta Kowalowa. Jeśli dla kogoś rysunki to za mało, popatrzcie na jego zdjęcia i wyobraźcie sobie jego w moich wpisach.

(Autorka zemdlała z powodu przedawkowania zdjęć Roberta Smitha)

*ANKIETA*

No, moi kochani fani! Na wstępie jeszcze raz dziękuje wam za czytanie mojego pokręconego opowiadania! To dzięki wam, moim dziwnym myślom i przypadkowym rzeczom wam wenę, a pomysłów nie brakuje.
Zatem, mam dla was ankietę! Poniżej są pytania i proszę odpowiedzieć na nie w komentarzu!
Enjoy!

Pytania:
1. Kto jest twoją ulubioną postacią?
 *Jeśli chcesz, to możesz krótko uzasadnić swoją odpowiedź.
2. Jaki jest twój ulubiony rozdział?
3. Jaki jest twój ulubiony wątek?
4. Jaka jest twoja ulubiona para?
 *Jeśli chcesz, to możesz krótko uzasadnić swoją odpowiedź. 
5. Czy coś Ci się nie podoba w opowiadaniu?
6. Czy któraś postać cię przypomina (w sensie - charakter)?
7. Co chciałbyś, by było w opowiadaniu?
8. Chciałbyś, żeby w opowiadaniu pojawiały się nowe postacie?
 *Jeśli tak, to możesz napisać jakie postacie ;-)
9. Czy chciałbyś kontynuacji opowiadania, gdy skończy się pierwsza seria?
10. Od skali 1-5 jak oceniasz opowiadanie?

Cure pozDM!

sobota, 27 listopada 2010

"CIEBIE KOCHAM KURWA MAĆ!!!"

-DISCO! - podbiegł Marianek do Perły. - Och najdroższy! Tyle nas różni, ale ja wiem, że jesteśmy sobie przeznaczeni! - zamknął oczy wznosząc ręce do góry. - Ożeń się ze mną! - Gdy otworzył oczy, nie było już Perły. - Skarbie! Wróć! - wyruszył na poszukiwania.
Zagrożony Perła uciekł z Czarną do kuchni, tam zobaczyli zarzyganego Alana pod stołem.
-Obrzydliwe! - krzyknęła.
-Fuuj...
Przy nim klęczała dziewczyna i trzęsła nim:
-Oddaj mi majtki! - krzyczała do nieprzytomnego Dzikowicza.
Gdy zobaczyła ich:
-Zjadł moje majtki!
Perła aż parsknął, bo wielu rzeczy można się spodziewać po Alanie (pamiętał, jak leżał ze śmiechu, gdy mu Robert opowiadał historię z pierścionkiem), ale tego nie przewidział.
-Co proszę? - Swietłana nie dowierzała.
-No... chciał się ze mną kochać, to... zdjął mi majtki..i je zjadł... a potem pił, pił, pił, pił, pił, zrzygał się i padł.
Czarna zrobiła facepalm.
-On musi iść natychmiast na odwyk! Ja nie rozumiem, po co Paulina z nim jest. On ją tylko krzywdzi... - powiedziała córka Andrzeja.
-I robi dookoła siarę. - dokończył Perła.
-To.. on ma kogoś?! - zapytała zdziwiona dziewczyna.
Swietłana podeszła do niej.
-Jesteś stąd? Chyba się nie znamy...
-Jestem Ewa... jestem z Polski.
-O! No to rozumiem... a on Ci nic nie powiedział?
Ewa twierdząco kiwnęła głową.
-Dupek.
-Boże... aż mi głupio...
-Ej! - Perła ją przytulił. - To on zawinił, nie Ty.
Do kuchni wszedł Tomek.
-Jezu! - krzyknął na widok Alana.
-Tomuś?! - Czarna była zaskoczona jego obecnością. – To naprawdę Ty? Co Ty tutaj robisz? - podeszła do niego. - Jejku, dawno cię nie widziałam!
-Swietłana... wyglądasz ślicznie. - przytulił ją, a ona była i tym mile zaskoczona. Perła poczuł się zazdrosny.
Spojrzała na jego niebieskie oczy... pamięta, że kiedyś codziennie tutaj był. Jego przyjaciel Borys był w związku z Katją, a on szalał za Pauliną. Ona zaś podkochiwała się w nim, a Plichtenko nie odwzajemniała jego uczuć i nic nie wiedziała o jego miłości. Zresztą,  dzieliła ich znacząca różnica wieku – ona miała wtedy 13 lat, a on 22. Wraz z końcem między Katją a Borysem nastąpił koniec jego wizyt w Pałacu. To wtedy Tarnow przybrała imię Roberta, ale  nikt oprócz niej samej (i pewnie Roberta) raczej nie wiedział, dlaczego wybrała to imię. Podejrzewano, że to może mieć związek z jakimś jej ulubionym zespołem muzycznym. Tylko Paulina i Andrzej mówią do niej jej prawdziwym imieniem, a tak jest Robertą. A Swietłana - musiała o Tomku zapomnieć – odkochać się. Udało się, ale gdy teraz go zobaczyła, to poczuła coś w swoim sercu. Czyżby dawne uczucia ożyły? Przecież ma Perłę, ale żadne z nich nie wie, czy łączy ich coś więcej, czy to tylko relacja bez zobowiązań.
-Jest też Borys? - spytała.
-Tak, szuka Katji.
Borys i Tomasz nic nie wiedzą, że ona ma drugie imię.
-Tu jej nie ma i niech nie liczy, że ona wróci do niego, czy coś!
Nie lubiła jego przyjaciela, a zwłaszcza po tym, jak skrzywdził Robertę. Nie rozumiała, dlaczego on jeszcze się z nim przyjaźnił. Po chwili stwierdziła, że prawdziwa przyjaźń zniesie wszystko. Sama nie miała bliskiej przyjaciółki, ale Roberta, Paulina, Szysza były jej dobrymi kumpelkami. W szkole nie ma nikogo i tam jest cały czas sama. Ma jednak silną psychikę i jest to w stanie znieść.

Gdy Robert biegł do ukochanej, zatrzymał się.
-Zaraz... zaraz...
Teraz sobie uświadomił, co się stało w jego mieszkaniu.
-Oni się TAPIROWALI!
I z powrotem pobiegł do mieszkania.

-Robert niedługo tu będzie. – poinformował Szymon Robertę.
Kiwnęła głową, po czym przyjrzała się swoim nogom.
-Dała coś ta maść? – spytał.
-Troszeczkę...
Delikatnie się uśmiechnął.
-Szymon... gdzie jest Ewa?
I po uśmiechu. Kłamać czy powiedzieć prawdę? Czy lepsze jest słodkie kłamstwo, czy gorzka prawda?
-Roberta... proszę... – spuścił wzrok.
-Boże... co zrobiłeś?
-Nie mogłem jej już krzywdzić...
-Zrobiłeś jej to co mnie?!
-Nie.. znaczy... powiedziałem jej, żeby się wyprowadziła...
-I to zrobiła?
Twierdząco kiwnął głową.
Złapała się za głowę mówiąc pod nosem jego imię.
-Zaraziłeś ją na niebezpieczeństwo! Obiecałeś mi coś!
-Męczyła by się ze mną.
-Kochała cię! A Ty miałeś szanse na normalne życie!
-Ja jej nie kocham...
-Ty nie masz serca! Jesteś zimny jak lód!
-Dla twojej wiadomości, to miałem powód to odrzucenia jej!
Ich ton głosu wzrósł.
-Ach tak?!
-Żebyś wiedziała!!
-A co to mogło być??!!
-Kocham kogoś!!!
-A kogo Ty możesz kurwa kochać???!!!
-CIEBIE KOCHAM KURWA MAĆ!!! – wręcz huknął na nią.
Zamilkli oboje. Ona siedziała na łóżku nieruchomo. On spuścił wzrok i wyciągnął papierosa. Zapalił go i jak zawsze otworzył okno siadając na parapecie. 

W mieszkaniu Robertów Marcin i Paulina zbierali się do wyjścia. Gdy schodzili schodami, zastali Roberta.
-Do mieszkania, marsz! – rozkazał im.
Zrobili pokerową twarz i posłuchali się jego.
Usiedli na kanapie, a Kowalow stał naprzeciw nich.
-Dobra, co tu się działo? – zaczął wywiad.
Kochankowie spojrzeli na siebie.
-No? Pytam się!
Tych dwoje spuściło wzroki.
-Macie romans?
Cisza.
-Albo gadacie, albo...
-Mamy! – odezwał się Marcin.
-Proszę, nie zdradź nas... – dodała Paulina.
Gorowiczow wziął jej dłonie.
-Kochamy się! – powiedział.
Poczuła, że policzki się jej spalą. On nigdy jej tego nie powiedział, ani ona jemu. Wewnątrz tak bardzo się cieszyła z jego słów.
-A co... z Magdą? Co z Alanem? Nie możecie ich oszukiwać.
-Ja chcę się rozstać z Alanem.
-A ja...
-Ja nie wiem, jak Magda to by zniosła. Znamy ją przecież. Dzikowicz to będzie po prostu pił, ale ona... coś jej przyrzekłeś w końcu. Decydując się na oświadczyny i ślub zobowiązujesz się do czegoś. Ja nie zaręczyłem się od tak z Robertą. Myśleliśmy o tym przez pół roku i podjęliśmy decyzję, że chcemy być ze sobą na zawsze i chcemy stworzyć kochającą się rodzinę...
-Ja nie sądziłem, że kiedyś zdradzę moją narzeczoną, ale Paulina... – spojrzał na nią. – Zawróciła mi w głowie...
-Wszystko przez tą strzelbę...
-I wąsy...
-I tak wyszło...
-Też się martwię o Magdę...
-A.. jesteście pewni swojego uczucia?
Spojrzeli na siebie, a potem twierdząco kiwnęli głową.
-Dobra... nic nikomu nie powiem... idę po Robertę, a wy.. nie wiem... w Pałacu jest impreza, więc sprawdzie jak tam jest.
Gdy wychodzili.
-Dzięki Robert. – poklepał go po ramieniu Marcin.
-Nie chcę wam na razie robić kłopotów.
Paulina pod ramię poszła z Gorowiczowem do Pałacu, a Robert do mieszkania Gallupienko.

Andrzej pojawił się w swoim domu.
-Nawet nie chcę myśleć, co to będzie jak się skończy...
-Andrzej! – poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
To był Borys Gruszenko.
-Witaj Borysie! Dawno cię tutaj nie widziałem.
-Wiesz – położył Fleczerowiczowi rękę na ramieniu i razem poszli do kąta, gdzie mogli swobodnie porozmawiać - Wyjechałem do Rosji i tam mieszkałem.. zrobiło mi to dobrze na wszystko. Na wszystko patrzę inaczej teraz... zrozumiałem swój błąd sprzed dwóch lat...
-Dojrzałeś...
-Tak.. czy Katja ma kogoś?
-Ma narzeczonego, wkrótce wezmą ślub...
-Aha... mam nadzieje, że chociaż mi wybaczy... bo niczego innego... nie oczekuje.
-Miała teraz mały wypadek, więc tutaj jej nie spotkasz.
-Rozumiem... ale proszę jej przekazać dużo zdrowia.
-Dobrze, trzymaj się!
-Do zobaczenia Andrzeju!
Borys pomyślał, że chciałby napić się piwa, więc poszedł do kuchni. Tam spotkał swojego przyjaciela, groźne spojrzenie Swietłany, Perłę, zarzyganego Alana oraz tajemniczą, piękną dziewczynę, która właśnie teraz wpadła mu w oko.

czwartek, 25 listopada 2010

PUNK!

Robert otworzył drzwi i zobaczył swoją szwagierkę w łóżku z Marcinem. Kochankowie zrobili poker face.
-Aaa... nie przeszkadzajcie sobie...
Podszedł do telefonu i wykręcił numer do Pałacu. Albo to nikt nie odbierał albo w tle było słychać krzyki: „Disco!” oraz „Whiskacz kurwa!”.
Kochankowie zdziwieni zachowaniem Kowalowa, ubrali się i nie wiedzieli jak dalej się zachowywać.
-Nie wiecie, gdzie może być Roberta? - zapytał ich.
Kiwnęli przecząco.
Pomyślał o swoim przyjacielu i wykręcił numer do niego.
-Halo? - zapytał głos w słuchawce.
-Szymon!
-Robert! Stary!
-Szu...szukam Roberty!
-Jest u mnie! Niepokoiła się o Ciebie.
-Moja maleńka... wy pójdziecie do mnie, czy ja do was?
-Roberta nie może chodzić, miała mały wypadek.
-Boże! Co ja zrobiłem?! To moja wina... o Boże... nie...
-Stary, wyluzuj! Żyje i ma się dobrze, tylko ma poobijane nogi. Zresztą, dowiesz się jak przyjdziesz.
-Lecę!
Odłożył słuchawkę i w mignięciu oka zniknął z mieszkania. Marcin i Paulina patrząc na siebie wzruszyli ramionami.
Gdy Robert wybiegł z bloku, to uderzył o kogoś.
-Robercik! - krzyknął Andrzej. - Szukałem cię.
-Tak?
-Szymon nie mógł cię znaleźć, to ja się zgłosiłem.
-A... ja idę do niego, bo zadzwoniłem.
-A no to ja wracam do Pałacu – balanga jest, wiesz o tym?
-Była parada...
-I wszyscy są teraz w naszym domu...
-Ło matko! Do zobaczenia, może się tam spotkamy!
I pobiegł do domu Galupienko.

-PUNK!!! - krzyknął Perła pokazując jego kolekcję gitar.
Czarna zaśmiała się.
-Ty chyba kochasz to słowo hihi!
-Pewnie! Git majonez! - zrobił szeroki uśmiech.
Wziął jeden ze swoich instrumentów i grał na nich szybko, lecz profesjonalnie.
-Zagram Ci super piosenkę!
A leciała ona tak:
-Kiedy patrzę na Ciebie
Dziwię się samemu Sobie
Co Ty w Sobie masz
Ile Ty mi teraz dasz
Piękna moja dziewczyno
Masz ze sobą dziś wino
A ja krzyczę niedobry
Zupełnie nie mądry:
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
Wylewam całą buteleczkę
Rozpinać Ci bluzeczkę
Nie rozumiesz mnie
Ale kochasz mnie
Czuje do Ciebie to samo
Moja ty damo
Wstaję i mówię do Ciebie
Patrząc dumnie na Siebie:
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Tańczymy poloneza
Co za poza!
Chyba oszaleję
To się upiję
Zjedz Szyszki
Będziesz Wielki!
A w ciepłym łóżeczku
Z Tobą misiaczku
A więc...
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
COLĘ Z WÓDKĄ MI DAJ!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Yeah, Yeah, Yeah!
Swietłana nie wiedziała w ogóle co powiedzieć. Usłyszała punk rockową piosenkę z tekstem, który po prostu każdego powali.
-A tytuł rozumiem „Colę z wódką mi daj”?
-Pewnie! A podobało Ci się?
-Hmm... nie mój gatunek muzyki, ale... fajne! - chciało jej się śmiać z tego, ale wolała zamienić to w szeroki uśmiech.
-HA! Wiedziałem, że Ci się spodoba! PUNK!
BUM!
BUM!
BUM!
-A co to? - wyjrzał Perła przez okno. - Oooo! Fajerwerki! PUNK!
Podeszła do niego i zobaczyli, że z Pałacu ktoś wystrzela sztuczne ognie, które nadają niebu piękny wygląd.
-Super widok, co nie? - zapytał i spojrzał na nią.
-Taak...- odwzajemniła jego spojrzenie.
Wtedy on ujął jej podbródek i złożył na wargach pocałunek. Objęła jego szyję, a on drugą ręką objął jej talię.
-Teraz chodź ze mną... - szepnął i zaprowadził na łóżko. Usiedli. - Nauczę cię całować.
Kiwnęła głową.
-A więc... najpierw mnie obejmij jak przed chwilą... dobrze... teraz ja... o... Okej! Najpierw zwykły całus... - dał jej buziaka. - Dobrze, PUNK! A teraz będziemy ruszać tylko wargami!Mmm... ach... jakie Ty masz słodkie usta! Szybko się uczysz!
-Dzięki... - powiedziała zawstydzona.
-A teraz... czas na całowanie z języczkiem. Najpierw zaczynamy powoli, nie wolno się śpieszyć – to grzech! Dopiero potem się jest coraz szybciej... Gotowa? Okej...
Swietłana szybko pojęła, o co chodzi w tej sztuce. Nie było to trudne jak mogło się wydawać.
Początkowo wolno się całowali, a potem poszli na całość wręcz – namiętność wkradła się w ich usta i ona całowała się jak profesjonalistka. Trwał to... ok. 12 minut.
-Ach... - położył się. - To było najlepsze buziaki... w moim życiu.
Położyła się obok.
-Nie sądziłam, że to takie przyjemne...
-Nigdy żadna dziewczyna tak mnie nie całowała...
-Może dlatego, że to Ty mnie uczyłeś?
Obrócił się na bok, by móc znów na nią patrzeć. Obdarowywał ją krótkimi i czułymi całusami. Teraz, położył się na niej i ponownie przeszli na francuskie pocałunki.
Dryn!
Dryn!
Uderzenie w bębny kilka razy.
I ponownie.
Z niechęcią podniósł się i podszedł do oczka w drzwiach. Tak, to był Lolek Popow.
-Lolek! Ja jestem z dziewczyną!
-Potrzebujemy cię! Ktoś musi zagrać dla nas w Pałacu!
-I ja też?
-Koniecznie! Proszę!
-Zgódź się. - stanęła obok niego i się przytuliła.
-Okej! Idę!
Wyszli z mieszkania i razem z bębniarzem udali się na huczną imprezę.

Borys Gruszenko pił piwo ze swoim przyjaciel Tomaszem Riddle. Dawno tu nie gościł, sam sobie jest winien, stwierdził.
-Wiesz, jej tu chyba nie ma. - powiedział Tomek.
-Albo mnie unika...
-I tak byśmy ją zobaczyli. Myślę, że jest gdzieś indziej. Nie widzę też jej siostry.
-Ukrywają się, na bank.
-A pytałeś kogoś o nią?
-Wszyscy są tu zalani. A Andrzej gdzieś zniknął.
-CZEŚĆ KOTETSZZZZZZZZKI! - krzyknął do nich Marian.
-Podejdź tu... - wskazał Gruszenko. - Bądź tak miły i powiedz mi, gdzie jest Katja Tarnow?
-Hmm... DISCO?
-Disco, disco... muszę wiedzieć, gdzie ona jest.
-Ale po co?
-Po to.
-Ale po co?
-Moja sprawa.
-Ale czemu?
-Bo nie ma dżemu.
-Dlaczego nie ma dżemu?
I tak z nim bawił się Marianek, który co jakiś czas wydawał z siebie dziwny dźwięk.
-PUNK!!! - ktoś krzyknął, a Paździochowicz poczuł motylki w brzuszku. Gdy zobaczył Perłę, jego oczy zamieniły się w serduszka.

DISCO!

Szyszka z Towarzyszem Paździochowiczem zostali wyściskani i wycałowani przez swoich przyjaciół. Marian dostał orgazmu zaciesza i zniknął na chwilę. Wrócił z odtwarzaczem i nacisnął play.
Boys – Jesteś szalona.
-DISCO!!! - wydarł się Marianek.
Wszyscy zaczęli tańczyć i śpiewać.
Tylko Rysiek się zbuntował.
-Ja wam puszczę zarąbistą piosenkę!
Po czym wyłączył odtwarzacz i spotkał się z spojrzeniami Are You Fuckin Kidding Me?
-Are you fuckin kidding me? - zapytała Szysza.
Włożył swoją płytę i puścił im piosenkę i zaczął śpiewać w stronę Władczyni Prypeci:
-I'M FUCKING YOU TONIGHT!
Wszyscy zrobili oczy jak polskie 5 zł.
Teraz to Rique dostawał orgazmu zaciesza.
Dawid nie wytrzymał i wyłączył odtwarzacz. Wyjął płytę i połamał ją na pół dając Ryśkowi.
-Buuuu! Rozjebałeś mój przebój! - i popłakał się jak dziecko.
-Z gównem to nie do nas. - odpowiedział mu.
-Będzie El la pierdolniecie!
Marian by załagodzić sytuacje, powiedział.
-Róbcie miłość! Będzie.... DISCO!!!
-Zamknijcie ryje! - odezwał się Gercio. - Chlejmy do rana kurwaa! - i pokazał torbę pełną Whiskaczów. Oczywiście Jaruś je przemycił.
Wszyscy zrobili taką minę - *.*
Znowu dzwonek do drzwi.
-Ale u nas gości dziś! - powiedział Andrzej.
-Sprawdź kto to. - rozkazała Szyszka Paxziochowiczowi.
Ten podszedł i otworzył drzwi. Rozległy się krzyki i brawa.
Marian, który zobaczył ten widok, pomyślał, że ma tylu fanów, więc wziął mikrofon i krzyknął:
-DISCO!!!
Fanki zaczęły się drzeć.
-Co do licha się tam dzieje?! - Szyszenko poszła tam.
Na widok Władczyni, lud wręcz oszalał! Transparenty, sztuczne ognia, oklaski, okrzyki...!
-SZY-SZEN-KO! SZY-SZEN-KO!
Ludność zaczęła tupać jak do piosenki Queen – We will Rock You!
-WE WILL WE WILL ROCK YOU! - śpiewali.
-A co to za okazja? - wyszedł Dawid do nich.
Właśnie... jaka?
Lolek Popow zaczął walić w bębny, a nie wiadomo skąd znowu pojawili się trąbkarze i saksofoniści.
Pewni mężczyźni podnieśli tron na którym siedział Borys Gruszenko – harleyowiec.
-Bądź pozdrowiona Towarzyszko Aleksandro „Szysza” Szyszenko! - powiedział przez mikrofon.
-Niech on się kurwa streszcza, bo chce chlać! - wydarł się Gercio z salonu.
-Przepraszamy za naruszenie twoje prywatności. Twoi poddani zebrali się tutaj, by uczcić nijakiego Towarzysza Szymona Galupienko...
-Kogo?! - zapytali głośno wszyscy mieszkańcy Pałacu.
-...który uratował nas od nijakiego... Towarzysza Mariusza Pudzianowicza...
-To chyba żart... - powiedziała Szysza.
-Kiedy to Towarzysz Pudzianowicz zaczął atakować, nijaki Towarzysz Galupienko stanął w naszej obronie i wymierzył mu sprawiedliwość. Jest naszym bohaterem! - wzniósł ręce do góry. - Dlatego chcemy o Pani Nasza Święta na część Szymona Galupienko!
Tłum zaczął bić brawa i krzyczeć.
Szysza przez chwilę zastanawiała się.
Marian podał jej mikrofon.
-Towarzysze rodacy! Borysie... urzekło mnie twe przemówienie...
-Disco, disco, disco... - szeptał Marian obok, więc kopnęła go w krocze, a on nabrał powietrza w usta i usunął się w cień.
-Święto Galupka... cóż... nie mogę tego zrobić, ale! Ale... dokonał on czynu wielkiego, więc... dzisiaj... wydajmy przyjęcie z tej okazji!
-Aviva! - krzyknął tłum.
W tym momencie z nieba lunął deszcz. Ludzie, którzy zaczęli moknąć, biegli w stronę wejścia do Pałacu. Paździochowicz został stratowany, a Dawid dla którego Szanowna Małżonka znaczyła cały świat, wziął ją ramiona i szybko wniósł do środka oraz schodami do carskiej sypialni.
Stefan razem z Czarusiem wznieśli sprzęt muzyczny. Marian przyniósł kulę dyskotekową. Dziewczęta przyniosły żarcie i picie.
-Jesteście gotowi naaaaa.... za-ba-wę? - zapytał DJ Kuba wszystkich zebranych.
Usłyszał tysiące „Tak”
-DISCO!!! - wydarł się Marian.
I poleciała muzyka. Oto wielka balanga w Pałacu! Takiej biby jeszcze nie było!
-WHISKACZ!!! - darł się Gercio i polewał sobie i innym litry tego trunku.
Niemal całe miasto zebrało się na prawie całym parterze budynku. Państwu Gahanow to nie przeszkadzało, ponieważ przez krzyki i muzykę nie było słychać ich wariactw w łóżku. Wychodzi na to, że musi być więcej takich imprez. Aż autorka „Świat Według Prypeci” pomyślała o zabawie w Sylwestra w Łodzi lub gdzie indziej.
(Kto mi do licha zmienił tekst?!)

Główny sprawca imprezy – Szymon Galupienko, spał bez koszuli z kapeluszem cowboyskim na głowie i wypalonym papierosem w ustach. W tle po cichu grał telewizor,
Roberta, która właśnie się obudziła, czuła że wstać nie może. Syknęła z bólu w nogach.
„Chyba mam złamane nogi... albo skręcone...”.
Chciało jej się pić.
Nie ma rady, tylko on może jej pomóc. Tylko nie chciała go budzić.
On chyba miał wrodzony pewien instynkt, ponieważ też już nie spał. Wypluł papierosa i spojrzał na nią... czuł, że jego serce zwiększa tempo.
-Jak się czujesz? - zapytał.
Wskazała na nogi.
-Strasznie bolą...
Wstał i usiadł na łóżku przy niej.
-Jeśli pozwolisz, to obejrzę je...
Kiwnęła głową, że się zgadza. Odpięła rozporek w spodniach i je zdejmowała. Dalej, pomógł jej w tym. Kolana były zaczerwienione, a na łydkach miała małe siniaki.
-Przyniosę Ci maść.
Wrócił ze specjalną maścią. Starał się jak najdelikatniej posmarować obolałe miejsca.
-Na szczęście nie masz złamanych czy zwichniętych nóg. Ból wkrótce minie i będziesz normalnie chodzić. - pocieszał ją.
-Szymku... masz coś do picia?
Wskazał na piwo i wodę.
-Podasz mi to drugie?
Słowo Roberty jest słowem świętym.
-Dziękuje.
A teraz pokazał pilot od TV.
-Może będzie coś ciekawego. Zobacz.
Przełączał kanały. Trafił na kabarety.
-O! Zostaw!
Oczywistą oczywistością jest posłuchanie się jej. Wyciągnął 2 paczki popcronu i potrząsnął nimi.
-Chętnie! - uśmiechnęła.
Wsypał je do miski i podał jej.
-Mogę? - zapytał niepewnie.
-Tak.
Usiadł obok niej i razem jedli popcorn oraz śmieli się z humoru w TV. Aż do czasu kiedy to pewien skecz był o miłości, wtedy przypomniała sobie o...
-Robert... boże... gdzie jest Robert?!
-Nie wiem...
-Muszę go znaleźć! - gdy chciała wstać, przypomniała sobie o chorych nogach.
-Musiałem cię uratować... i nie mogę cię zostawić... czekaj! Zadzwonię do waszego mieszkania! - wstał i wykręcił cyfry w telefonie...

Dryn, dryn!
-Kurwa, dochodzę akurat! - krzyknął Marcin, który nadal uprawiał seks z Pauliną.
-Nie przerywaj!
Więc nie odebrali telefonu.

Szymon próbował 3 razy – nie udało się.
-Nie ma go w domu.
-Szuka mnie!
Nie chciał, by się martwiła.
-O! Zadzwonię do Pałacu. Może ktoś odbierze...

-DISCO!!! - wydarł się Marian do słuchawki.
Galupienko omal nie ogłuchnął.
-Domagasz się wpierdolu dupojebcu!
Roberta zrobiła krzywą minę na te słowa.
-Stary! Stary! Gdzie je? Kochamy cię!
-Najebałeś się czy jak?
-Szyszunia zrobiła DISCO!!!
-Mów Ty kurwa jak człowiek!
-No disco jest! Dzięki Tobie!
-Jakie disco?
-Biba! Szyszka zrobiła disco na twoją cześć! Pobiłeś tego... brutala! – powiedział to żeńskim głosem.
-Zara, zaraz... impra?!
-Naturlish!
-A... jest ktoś normalny obok?
-Spytam!... Szysza... SZYSZA!!!...Szy... CO?!... Aaa... Szymek chce gadać z nami!!!... DISCO!... Koteczki! Gerciu, nie bij!... Lecę!!! DISCO!!!
Po chwilowej ciszy.
-Andrzej Fleczerowicz, słucham?
-Dzięki Bogu Andrzej... co się tam dzieje?
-Nic nie wiesz?
-O czym?
-Całe miasto zebrało się pod Pałacem i żądali święta na twoją cześć. Przemówienie wygłosił Borys Gruszenko... Szyszka zgodziła się na jednodniową imprezę. Nagle, zaczął padać deszcz i wszyscy się tutaj schowali. A wcześniej Marian i przyjaciele odwiedzili nas i zapowiedzieli, że będą tu jakiś czas. No i zaczęli wszyscy z nimi szaleć.
-Dzięki za wyjaśnienie... nie wiem co powiedzieć... jest tam Robert?
-Robert? Nie... Katji też nie ma...
-Jest u mnie, miała mały wypadek...
-Żyje?!
-Żyje, spokojnie... tylko nie może na razie chodzić, więc się nią opiekuję... Nie mamy jak szukać jej narzeczonego.
-Poważna sprawa... a dzwoniliście do mieszkania?
-Tak.. cisza jest.
-Dobrze... pójdę go szukać. Trzymajcie się!
-Dzięki! Do zoabczenia.
Wszystko wyjaśnił Robercie.
-No to impry w klubie nie będzie...

Robert znalazł się przy swoim budynku. Wchodząc po schodach, usłyszał dziwne głosy dobiegające z jego mieszkania...

czwartek, 18 listopada 2010

Parada.

-Gdzieś nam zaginęli! - krzyknął Marcin do Pauliny.
-Nie znajdziemy ich!
-Wracamy?
Twierdzącą kiwnęła głową. Idąc pod prąd, znaleźli się na samym końcu, aż w końcu odłączyli się od tłumu. Ale... gdzie wracać, jak lud idzie do ich domu w Pałacu?
-Pójdziemy do mojej Siostry.
To im się opłacało.

Roberta weszła w wąską, zaniedbaną uliczkę. Musi to zgłosić Najwyższej Władzy, bo to wstyd jest widzieć taki brud. Przechodząc obok śmietnika, przed nią stanęła grupka mężczyzn – było ich trzech.
-Dokąd to maleńka?
-Chcę przejść. - oznajmiła.
Zaśmiali się. Nic dobrego to nie zapowiadało – wpadła w kłopoty.
-Grzeczne dziewczynki nie chodzą takimi drogami. Tylko te niegrzeczne szukają tu niegrzecznych chłopców.
Cofnęła się by odwrócić się i uciekać, lecz jeden z nich ją złapał. Drugi ścisnął mocno jej nadgarstki tak, że ją zabolało. Ten pierwszy wyciągnął nóż i przystawił do jej gardła.
-Nie uciekniesz już suko!
Ten trzeci podciągnął jej bluzkę i zaczął obmacywać jej biust. Zaraz potem nagle upadł na ziemię. Pojawił się Szymon. Wypatrzył Robertę na poboczu i poszedł jej śladem. Gdy zobaczył tych gwałcicieli, to jedyne co chciał, to zabić ich.
Trzech na jednego? Dał radę strongmanowi, więc im tez powinien. Napastnik, popchnął dziewczynę na kosz. Upadła, poczuła ból w nodze i nie mogła się podnieść. Tego Galupienko nie mógł znieść. Uderzył kilka razy w twarz z pięści tego, którego zaatakował. Zbliżał się do niego ten z nożem. Krzyknęła. Na szczęście dał radę pozbawiając go noża oraz kilku palców. Krew trysnęła na dłonie Roberty i jej spodnie oraz na Szymona. Zobaczyła, że przyjaciel jej chłopaka jest bezlitosny, kiedy staje się agresywny. Zaczął masakrować pozostałych gwałcicieli – bił aż do nieprzytomności, łamał im kości oraz dodatkowo wszędzie była krew. Podczas tego miała zakryte oczy dłońmi, bo taki widok nie był na jej nerwy.
Jej „wybawca”, kiedy stwierdził, że nic im nie grozi, znalazł się obok niej. Tym razem był już normalnym, spokojnym Szymonem Galupienko. Pogłaskał jej włosy i dłonie. Odsłoniła mu zapłakane oczy.
-Roberta... nic Ci nie jest? Czy oni cie...?
Przecząco kiwnęła głową. Pokazała na swoją nogę.
-Nie mogę wstać... - szepnęła.
Jedną ręką podniósł jej nogi, a drogą objął jej talię. Oplotła jego szyję dłoniami.
-Ty krwawisz! - zobaczyła, że krew mu leciała z ramienia i biodra.
-To nic... pikuś...
Oparła głowę na jego zdrowym ramieniu zamykając oczy. Niósł ją tak przez całą trasę, a nie była ona krótka. Nie zmęczył się, nie miał powodów do narzekania – dobrze mu było mieć przy sobie ją. Byli w bloku, gdzie mieszka. Bez problemu otworzył drzwi. Dziewczyna zasnęła w trakcie drogi, więc położył ją na łóżku. Zdjął jej martensy, chciał też spodnie, by obejrzeć ranę i uprać je, ale nie odważył się. Mogłaby pomyśleć, że znowu chce z nią to zrobić.
Umył się i usiadł na łóżku będąc tylko w czarnych bokserkach. Obejrzał swoje rany, więc miał za sobą zestaw medyczny. Najgorzej wyglądało jego ramię, ponieważ tam dostał największy cios. Polał miejsce wodą utlenioną, następnie wziął igłę i nić. Zszywał sobie ranę, a nie raz w życiu robił to – zawsze po walkach na ulicy. Kolejno zszył sobie ranę na biodrze.
Po tym nalał sobie piwa i usiadł przy stole. Zerkał często na Robertę. Był dumny, że uratował ją, ale żałował, że musiała patrzeć na tak brutalne sceny z jego udziałem. Pomyślał, że jak wstanie, to może być głodna, więc zajrzał do szafek – nie ma bułeczek! A w lodówce tylko alkohol... Nie może jej zostawić przecież... Sklep w sumie niedaleko... wziął kasę i szybko wybiegł z mieszkania. Wrócił po ok. 10 minutach z artykułami spożywczymi. Ona nadal spała i nic nie wskazywało na zagrożenie. Sam zgłodniał i zrobił sobie kanapkę. Standardowo zapalił papierosa siadając na parapecie okna i wpatrując się w widok za szybą.

Kiedy to panowało zamieszanie w Pałacu z powodu pijaka Dzikowicza i discopolowca Mariana, znowu ktoś zadzwonił do drzwi. Andrzej czuł się kompletnie skołowany, bo kto to tym razem mógł ich odwiedzić?
Otworzył drwi:
-Gdzie je Poziomka?! - wydarła się jakaś dziewczyna, a za nią stała grupka ludzi.
Wbiegli oni do Pałacu i gdy zobaczyli Mariana i Szyszę, krzyknęli!
-POZIOMKA!!!
Tak... oni też się tam rzucili.
-Stop kurwa! - ktoś krzyknął z leżących.
Wszyscy wstali. Dopiero teraz Władczyni Prypeci przyjrzała się im.
-O kurwa! Moi przeprznięci przyjaciele!
Rysiek, Stefan, Gercio, Zbyszek, Łajza, Widelcu, Kubuś, Grzesiu, Tomuś, Krystian (zwany Krysią), Michał, Rafał, Jaruś, Karina, Czaruś – to są przyjaciele Szyszki. Wszyscy przyjechali w odwiedziny na kilka dni do Prypecia. Oj... będzie się działo.
-DISCO!

Robertów nie było w mieszkaniu, ale Paulina z Marcinem nie przejęli się specjalnie tym faktem. Czuli się jak u siebie – włączyli muzykę i polali sobie po whiskey. To ich rozpaliło do namiętnego seksu na łóżku jej siostry i jej narzeczonego. Zdjęli ubrania i wleźli pod kołdrę. Najpierw były namiętne pocałunki, a potem on zaczął dotykać jej ciało. Świadomość, że sąsiednie bloki są puste, Paulina mogła krzyczeć, kiedy on pieścił jej miejsce intymne.
-OOOO TAAAAAK!!! - krzyczała. - NIEEEEEEEE PRZESTAWAJ! NIE PRZESTAWAAAAAAAAAAJ!!!
Teraz ona zaczęła pieścić go, a potem jak to mówią Robertowie – malować zawodnika.
-O GORZEEE!!! O GORZEEE!!!
A gdy przeszli do etapu najważniejszego w pozycji misjonarskiej:
-SZYBCIEJ!!! SZYBCIEJ!!! SZYBCIEJ!!! - krzyczała. - OCH! ACH! OOOOOOCH! MARICN!!! OCH YEAH!
Robił to tak szybko i krzyczeli najgłośniej jak się dało.
-AAAAAAAAAAAAA! - krzyknęli jednocześnie, gdy osiągnęli szczyt.
Gdy trochę odpoczęli, teraz ona siedziała na nim.
-AAAACH!
-TY KOCICO!
Znowu szczyt i zmiana pozycji.
-O FUCK! NIE PRZERYWAJ! AAAAAAA! - krzyczała.
-TYGRYSIE MRAAAAAAAAAUUUU!
I jeszcze inne pozycje z 101, które oglądali na kasecie przemyconej przez Gahanowicza w nocy.
A po seksie:
-Ja pier...daczę! Ale z Ciebie ogier!
-Wiesz... ja lubię to, co naturalne.
Namiętnie ją pocałował.
-A... co z Magdą? - zapytała.
-Ona... nie wróci prędko... teraz jest gdzieś w Rosji, bo pociągi nawalają...
-Co będzie, jak wróci?
-Cóż... to samo zanim to się zaczęło. To moja narzeczona.
-Tak... - zrobiło jej się smutno. - Ja mam Alana, ale... nie chcę już z nim być...
Był zaskoczony.
-Nie wierzę!
-Uwierz, mam dosyć jego pijackich wybryków, ginięcia pieniędzy i ignorowania mnie. Ja chcę mieć kochanego chłopaka, a nie pierdołę. Wciąż coś do niego czuję, ale nie dam rady tego ciągnąć dalej.
-Rozumiem...
-Mam dosyć czuć się niekochana... - wtuliła się w niego kładąc głowę na jego torsie.
-Ja naprawdę to rozumiem, każdy tego chce... każdy... - zaczął głaskać jej włosy, a ona się uśmiechnęła.
Zakochała się - w Marcinie. Czas spędzony z nim był wspaniałym przeżyciem. Dlaczego wcześniej z nim nie była?! Przecież gdy go poznała, był kawalerem. Już wtedy chodziła z Alanem, ale mogła go rzucić! Wtedy Gorowiczow wydał jej się atrakcyjny, ale ona wolała swoją miłość z dzieciństwa. Zresztą, wtedy Alan nie pił tyle i był naprawdę kochany. Dopiero później, kiedy to zaczął być sławny, a szef naciskać na niego, to sięgał po whiskey. Ich relacja w związku zaczęła się stopniowo się zmieniać. Teraz rzadko się widywali, a jak już, to on pokazywał jej się pijany. A za nic nie chciał porzucić swojego nałogu. Z żalem pomyślała, że wódka stała się jego kobietą, ważniejszą od niej.

Perła w objęciach z Czarną, spacerowali po ulicach ich rodzinnego miasta. Zdziwili się, dlaczego jest tak pusto.
-Zawsze o tej porze jest sporo ludzi. - powiedział.
W kawiarence, do której poszli było pusto. Przy kasie była kartka, odczytali ją:
-Sklep zamknięty aż do powrotu właściciela. Powód: wycieczka do Pałacu Szyszy Szyszenko w sprawie Święta Szymona Galupienko... co?! Szymona Galupienko?!
Swietłana jeszcze raz zobaczyła to, co on przeczytał.
-A co takiego się musiało stać, że chcą jego święta?
-Ja nie wiem! Na pewno coś wielkiego, bo nie bez powodu chce się czyjegoś święta!
-To chyba nici z dyskoteki...
Zastanowił się.
-Może chcesz iść do mnie?
-Wiesz... nie wiem, czy powinnam.
-Ja nie jestem zły! Jeśli coś Ci bym zrobił, to mi jaja utnij!
-Bez przesady...
-W twoim domu będzie całe miasto...
-Wiem... dobrze... ech... pójdę do Ciebie!
Zrobił minę jak Rageman Weeeee!
-Weeeeeee!
Zrobiła taki uśmieszek - :-J
-A mogę Ci dać buzi?
-Już mnie całowałeś!
-Ale w policzek!
Spuściła wzrok.
-Nie umiem się całować...
-Eeee tam! To pikuś jest! Chodź do mnie, to cię nauczę!
Gdy mieli iść, zatrzymał się.
-Ale i tak buzi w usta!
Otworzyła delikatnie usta. On zbliżył się i pocałował ją. Stali bez ruchu i nie wykonując żadnego ruchu. W końcu ona objęła jego szyję, a on trzymał w dłoniach jej twarz. Poruszał delikatnie wargami i ona też.
-Perła?! - ktoś krzyknął.
Natychmiast przerwali. Zobaczyli, kto to był.
-Robert? - zapytała.
-Szukam Roberty, ale nie mogę jej znaleźć! - był spanikowany.
-A patrzyłeś w domu?
-Jeszcze nie... - głośno oddychał. - Nie mogłem się wydostać...
-To idź jej szukać tam, może tam jest.
-Dobrze... dzięki! Na razie! - zniknął.
-Chodźmy do mnie już! - złapał jej dłoń i biegła z nim w nieznanym jej kierunku.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Kufer i walka.

Ewa wałęsała się po nieznanych jej ulicach tego miejsca. Ludzie których mijała byli zadowoleni, zajęci sobą i razem. Tylko ona czuła się między nimi samotna i zagubiona. Łzy zbierały jej się do oczu, kiedy przypomniała sobie te słowa:
-Ech... sama widzisz kim jestem... Wracaj do Polski... Tam nie będziesz musiała brać ślubu i żyć ze mną. Zapomnij o mnie. Odejdź...
-Ja cię kocham...
-I w tym jest problem...
-Powiedz, że choć coś czujesz...
-Nie jest to miłość... nie wiem, co to jest...
-Ty się chcesz mnie pozbyć...
-Dla naszego dobra...
Spuściła głowę, by ukryć zapłakany wzrok. Zatrzymała się przy barze. Pomyślała, że musi się upić, by zapomnieć. Przetarła mokre oczy i weszła do środka. Unosił się dym tytoniu, uderzenie kieliszkami i rozmowy ludzi. Usiadła na krzesełku przy blacie. Barman zapytał ją, co chce.
-Coś mocnego.
Postawił największy kufer i wlał trunek. Do niej przysiadł się pewien chłopak.
-Whiskacza mi daj! - krzyknął do barmana.
-Hehe, a potem wrócisz do domu pijany, ale jak chcesz. To Ciebie narzeczona będzie kopać.
Barman nalał mu to samo, co jej.
-Twoje zdrowie! - zwrócił się mężczyzna do niej.
-Oby twoje na lepsze niż moje... - wypiła łyk i omal nie zwróciła tego z powrotem.
-Oj! - przysunął bliżej, że dotykali się ramionami. - Coś się stało?
Znalazł się pocieszyciel.
Ewa spuściła wzrok. Przypomniała sobie Szymona. Łza spłynęła jej po oku, więc oparła ramiona na blacie i schowała w nich głowę. On pogłaskał jej plecy, że aż położył się na nich i szeptał jej do ucha.
-Alan Dzikowicz cię pocieszy!
Tak... naszym pocieszycielem jest Alan.
Podniosła się i sama nie wiedziała czemu, ale wtuliła się w niego zawieszając ręce na jego szyi wypłakując się w jego koszulę.
-Ciiii.... - głaskał jej włosy. - Alanek tu jest... spokojnie...
-Czy... życie ma sens?
-Ze mną... zawsze!
-Ale... chlip... ja nie mam nikogo buuu!
Dzikowicz się tym przejął.
-Powiedz Alankowi, a on Ci pomoże... - wciąż ją głaskał.
Barman obserwował ich, a kiedy nalewał whiskey swojemu stałemu klientowi, powiedział:
-Dzikowicz zamienił się w Matkę Pocieszycielkę.
-Lej pierunie!
Dziewczyna zaczęła mu opowiadać:
-Tak naprawdę poszukuje tutaj mojego ojca. W Polsce wychowała mnie tylko mama, ale wzięła nazwisko po tacie. Podobno Borys Iwanow mieszka tutaj pod zmienionym imieniem i nazwiskiem i to gdzieś w Pałacu...
-Kurde, nie wiedziałem!
-Pod dach przyjął mnie jeden chłopak... ale teraz mnie wyrzucił...
-Biedactwo! Jak on mógł Ci to zrobić?
-Stwierdził, że to dla naszego dobra...
-Ble! Co za typ! Ja Ci pomogę! Mam dla Ciebie domek! - poruszał brwiami.
-Naprawdę?!
-No jaha!
-Ale...
-Tak?
Wypił całą szklankę niemal naraz, a potem majestatycznie beknął.
-Wypij bronka i coś Ci powiem!
Wypiła, ale gdy nie mogła do końca, to Alan za nią dokończył.
-No to daj buzi! - wystawił usta przygotowane na całusa.
Podpita dziewczyna skuszona jego wargami, pocałowała go. Nie skończyło się na jednym. Zaraz potem zaczęła się seria namiętnych pocałunków między nimi.
-Barman! Whiskacz! - krzyknął Alan, gdy na chwilę przerwał, by móc znowu kontynuować.
Dał im na spółkę jeden kufer i 2 słomki:
-Wyjdzie taniej. - dodał i wrócił do pracy.
Zawartość szklanki znikła w mgnieniu oka.
-Tera... - bęknięcie. - pójdziem... do mnie! - Alan wstał z nią.
Objęli się w pasie, a gdy wyszli, barman pokiwał tylko głową.
Idąc ulicami Prypeci, głośno śpiewali... przepraszam... „śpiewali” piosenki, że mieszkańcy z balkonów uciszali ich.

Szysza i Dawid znaleźli się w łóżku. Tam oddali się swoim pragnieniom i namiętności, jakie nimi rządziły w ich miłość. Usłyszeli, że ktoś głośno fałszuje znane piosenki.
-Dzikowicz wrócił! - krzyknął Gahanow.
Przerwali więc stosunek i w ekspresowym tempie ubrali się, by ocenić sytuacje. Gdy znaleźli się w salonie, zobaczyli Alana, który tańczył z pewną, rudą dziewczyną i śmieli się bez przerwy.
-Alan... Alan... - Szyszka zrobiła facepalm. - Znowu się upiłeś!
-I sprowadził gościa. - dodał Dawid.
-To jest... - beknięcie. - Ewunia... - beknięcie. - Będzie tu... - beknięcie. - mieszkać!
-Co?! Ja u rządzę matole! - władczyni Prypeci uderzyła do w głowę. - To ja decyduje, kto tu mieszka!
-Kupa! - odpowiedział pijany Towarzysz.
Szyszce puściły nerwy. Rzuciła się na niego z pięściami, ale jej mąż ją powstrzymał.
Ewa poczuła się senna, więc usnęła na stojąco i tracąc równowagę, Alan ledwo co ją złapał, po czym on sam padł zmęczony.
Na miejscu pojawił się Andrzej w szlafroku (niezależnie od pory dnia chodził tak) z kubkiem kawy, zastanawiał się, co się dzieje.
Ruda została przygnieciona ciężarem ciała Alana, a Szysza zaczęła go odciągać od niej.
-Wstawaj Ty chodząca beko piwa! Kur... jak on ciężki!
Dawid ruszył z pomocą Szanownej Małżonce. Dźwięk dzwonka do drzwi rozprzestrzenił się po całym Pałacu. Wyraźnie to przestraszyło Gahanowa i ten przewrócił się z Szyszką obok pijaków. On znalazł się nad nią i widząc, że są w takiej pozycji, ochoczo mruknął jak kot.
Fleczerowicz zakłopotany zaistniała sytuacją, otworzył drzwi a tu pojawia się okrzyk:
-DISCO!
Marian w koszuli hawajskiej wszedł do środka i widząc swoją idolkę, rzucił się na plecy jej męża. Ten zdenerwowany nieproszonym gościem, krzyknął:
-Spierdalaj duposówie!
Komiczna sytuacja.
Kolejnym gościem okazał się Perła, który umówił się tutaj z Czarną. Gdy zobaczył mieszkańców w nietypowej/typowej sytuacji, dłonią musiał zakryć swój śmiech.
-Pan... do kogo? - Andrzej zapytał gościa.
-Dobry! Ja przyszedłem po Swie... Swietłanę!
-Swietłana?! - był zaskoczony. - To moja córka!
-O! Perła Krawczuk – wyciągnął dłoń ku niemu, a Andrzej nieśmiało wystawił swoją i uścisnął jego.
-Jak? Perła?
-Tak, naprawdę jestem Paweł, ale mówią mi Perła! Miło mi poznać ojca tak pięknej dziewczyny!
-To mój mały skarb...
Czarna pokazała się wszystkim i zrobiła facepalm na widok sytuacji, jaką zobaczyła. Ucieszyła się na widok Pawła.
-Perła! - krzyknęła radośnie.
Ten również był zadowolony i podbiegł do niej całując ją w policzek. W Prypeci między kobietą i mężczyzną tak szybko się wszystko rozwija (popatrzmy na Gahanowów czy Robertów). Fleczerowicz nie wiedział, co powiedzieć.
-My idziemy do kawiarenki, a potem do klubu z Robertami. Wrócę wtedy, kiedy się skończy zabawa, więc możliwe, że rano. Jakby co, ktoś będzie cię informować, jaka jest sytuacja. Buziaki! - wyszli z domu.
-Ale w twoim domu orgia jest! - zaśmiał się.
-No cóż... kiedy Dzikowicz i Paździochowicz pojawią się w tym samym miejscu, to nie ma mowy o normalności...

Szymon czuł nienawiść w kierunku Mariusza Pudzianowicza – gościa z masą wręcz tonową! Czy Galupienko da radę? Przecież został pobity przez niego... a do historii przeszła walka Pudzianowicza z Najmanowiczem, którego tak szybko pobił w ciągu 4 sekund.
-Zrobię to dla Ciebie... - szepnął pod nosem Szymon, mając na myśli Robertę.
Spojrzał na nią i przesłał jej wiadomość wzrokiem:
„Robię to Dla Ciebie. Nawet jeśli nie wyjdę z tego żywy...”
Dziewczyna wtuliła się jeszcze bardziej w Roberta, a on ją pogłaskał bojąc się o życie przyjaciela.
Laurenty Popow (zwany też Lolek), który chodzi z bębnem, uderzył w niego jako start walki.
Pudzianowicz miał na twarzy uśmieszek kpiący i był pewien swojego nadchodzącego zwycięstwa.
Wymierzył cios, ale Galupienko go ominął. Gdy ciężka masa kilowa podbiega do niego, dostał cios w twarz. Upadł i wypluł krew z ust. Od razu miał czerwoną twarz i fioletowy nos ora zpękniętą wargę. Mariusz zacisnął w ramieniu jego szyje i zaczął dusić. Roberta miała łzy w oczach. Szymon to dostrzegł. Nie... nie może przegrać... nie... Zebrał w sobie siły przez ten widok. Ugryzł ramię przeciwnika, a ten krzyknął i puścił go. Młody czuł teraz tylko narastającą agresję. Szybko podchodził i uderzał oraz kopał. To niemożliwe, myślą ludzie. Czyżby... Mariusz Pudzianowicz miał być pokonany?! Coraz silniejsze ciosy... coraz szybsze... Nienawiść... miłość... agresja... zakochanie – te 2 uczucia przeplatały się ze sobą w tej walce... Wszystkie złe emocje w stronę rywala, a miłość w stronę Roberty.
Pudzianowicz wyraźnie słabł, zawracał się. Wten Szymon wymierzył ostatnie uderzenie – w głowę. Mariusz zrobił zeza i wywalił jęzor. Galupienko chuchnął na niego, a tamten się przewrócił na ziemię.
Lolek zaczął radośnie bębnić, a nie wiadomo skąd pojawili się trąbkarze i saksofoniści. Wszyscy krzyczeli z radości i skakali do góry. Lud porwali tego, który zwyciężył trzymając do na rękach i podrzucając do góry.
-Viva la Galupienko! - krzyczał tłum.
Wynieśli go aż na zewnątrz i niosąc go jak Boga, szli w stronę Pałacu. Robertowie wybiegli za nimi włączając się do Parady.
-No, to zaraz media ze świata przyjadą i Szymon zostanie Mistrzem! - skomentował to Kowalow.
Dołączyli do nich Paulina i Marcin:
-Ale jazda! - krzyknął.
-Muszę przyznać, że jest dobry w walce. - powiedziała.
-I jako jedyny pokonał Pudzianowicza! Wiedziałem, że on jest the best!
Przepychali się przez tłum ludzi, który nieustannie wzrastał, by być najbliżej bohattra.
-Opuście mnie! - krzyknął Galupienko.
Nie słuchali.
-A zrobić wam masakrę jak przed chwilą?
Posłuchali i opuścili go. Oglądał się do tyłu szukając przyjaciół. Przecież miał porozmawiać z dziewczyną, którą kochał.
W pewnym momencie, Robertowie zostali rozdzieleni.
-ROBERT! - krzyczała szukając go.
-ROBERTA! - krzyczał szukając jej.
Jej siostra z kochankiem zaginęli gdzieś na końcu.
Dziewczynie udało się wyjść na pusty chodnik. Stawała na palcach szukając znajomych twarzy. Główną ulicą nie ma jak przejść, musi iść tymi bocznymi. Skręciła w najbliższą z nadzieją, że znajdzie ukochanego.

czwartek, 11 listopada 2010

Fryzjer i zakupy.

Jak myślicie – czy Prypecianie poznali Gorowiczowa na ulicy?
No?
No?
No?
No pewnie... że nie!
Mówiono, że jest on podobny do tego Gorowiczowa, ale nikt nie pomyślał, że to naprawdę on! Pojawiły się pogłoski, że to Alan się obciął.
-Gdzie idziemy? - zapytała się Paulina.
-Na zakupy! Kupię sobie coś fajnego!
-Normalnie cię nie poznaje! - zaśmiała się.
Weszli do najlepszego w mieście sklepu z ciuchami. Znaleźli się w dziale, gdzie są skórzane kurtki dla kobiet i mężczyzn. Marcin wypatrzył ramoneskę dla siebie. Przymierzył ją i zaprezentował się jej. Pokazała mu kciuki. Teraz jej kolej – poprzebierała między wieszakami aż w końcu wypatrzyła dla siebie skórę. On pogratulował jej wyboru, gdy ją założyła.
-Kupujemy! Wyglądasz zabójczo! - komplementował ją, a ona oblała się rumieńcem.

Czy Szymon zdał sobie sprawę z tego, co zrobił?  Pozbył się Ewy z mieszkania, bo nie chciał jej wykorzystywać seksualnie – codziennie uprawiali seks, czy ona tego chciała czy nie. Dopiero łzy Roberty mu to uświadomiły, jakim jest człowiekiem. Dlatego chciał dobra Ewy – ona przecież będzie się męczyć w tym papierowym małżeństwie. Nie liczyło się, że kochała go przecież. On i tak wolał inną – Robertę. Czas spędzony w hotelu sprawił, że odkrył to uczucie. Sam był tym zaskoczony – on nigdy nikogo nie kochał. To uczucie musiało się rodzić powoli, by ujawnić się teraz. Obiecał jej, że ożeni się z Ewą – złamał obietnicę. Obiecał, że nie będzie chciał się z nią kochać – też ma ochotę złamać tą obietnicę. Tym razem nie byłby ten sam seks.  Dałby jej tyle czułości i miłości...
-Chociaż do niej pójdę...
Zabrał się z mieszkania i ruszył w stronę mieszkania Robertów. Nie zastał tam ich, więc przypomniało mu się, że są w pracy. Tam na pewno ich spotka...

-Twoje włosy są takie piękne! – Perła pogłaskał włosy Swietłany, kiedy to zajęła miejsce na fotelu fryzjerskim. – Jak Ty masz na imię?
-Swietłana.
-Uuu... za długie! Wolę cię nazywać „Czarna”! Pozwolisz?
-Pozwolę... Tak jak pozwolę Ci zrobić mi dobrą fryzurę.
-Wiesz... mogę Ci coś doradzić?
-To Ty masz tu nożyczki.
-Nie obcinaj włosów! – złożył palce jak do modlitwy.
-Myślę, że mi takie włosy nie pasują. Kiedy Paulina Plichtenko zrobiła sobie grzywkę i loki, to Alan Dzikowicz od razu się nią zainteresował.
-Ależ liczy się wnętrze!
-Moje nie jest ciekawe.
-Ależ jest! Bardzo ładnie mówisz, tak po dorosłemu. To jest cool!
-Czuje się jakbym miała co najmniej 30 lat. A te włosy – wzięła kosmyk w palce. – tylko to pokazują. Tapir pozwoli mi mieć znowu 15 lat i nie będę taka jaka jestem. W moim życiu nie ma rozrywki.
-Z tymi włosami możesz szaleć! Tak nimi kręcić! O! Kręcone włosy... nie...
-No to obetnij mnie tak, by zachować te moje niby śliczne włosy!
Zastanowił się przez chwilę.
-Zrobię Ci grzywkę prostą i zrobię Ci tak ładnie związane włosy... zobaczysz!
-Dobrze... działasz...
-Mów mi Perła!
Najpierw asystentki umyły jej włosy, by Perła mógł przystąpić do pracy. Zanim to zrobił, głaskał, dotykał, sprawdzał jej włosy.
„Kocham takie włosy!” – pomyślał.
Przeczesał wilgotne włosy i zaczął podcinać włosy. Grzywka już była zrobiona. Podciął jej jeszcze końcówki włosów.
-Perfecto...
Suszył suszarką jej włosy i jednocześnie je przeczesywał. Gdy były już prawie gotowe.
-Podobasz się sobie?
Zrobił jej wysokiego koka i popsikał sprayem. Dokonał ostatecznym poprawek.
-Jupi! Jesteś moim najlepszym dziełem! Sama zobacz!
Wstała i przyglądała się sobie. Musiała mu przyznać rację, bo zrobił jej ładnie włosy.
-Perła...
-Tak?
-Nie, nie! Mówię, że wyglądam perłowo!
-Weeeee! Naprawdę cię już lubię!
Podeszli do kasy.
-Ile płacę?
-Hmm... – pogrzebał w notesie. – A co powiesz, jeśli nic?
-Nic? – zdziwiła się. – No nie przesadzaj!
-A co powiesz, że chcę się z tobą umówić?
-To żart rozumiem?
-Poważnie mówię! Dzisiaj jest zabawa w klubie młodzieżowym „Radioaktywni”! Daj się zaprosić, no...
-Ja nigdy nie byłam na dyskotece...
-To czas to zmienić! Nie chcę iść sam! Robert będzie z Robertą i Alan miał być z Pauliną, ale on chyba znowu weźmie whisky i się upije...
-Paulina ma chorą nogę, chociaż potrafi dać ciosa... – przypomniała sobie postrzelony tyłek jej ojca.
-Pójdź ze mną. Będziesz moją dziewczyną!
-Ja jestem sztywna i nie umiem się bawić. Zresztą... dopiero co cię poznałam...
-Co cię przekona? – uklęknął przed nią. – Bąąąądź mooooojaaaa teeeeej noooooooooocy! – śpiewał i położył się na podłodze.
Czy po czymś takim mogła mu odmówić?
-Dobra... przestań już. Ech... pójdę z tobą.
Podskoczył do góry i wycałował jej policzki. Ona sama nie wiedziała jak ma na to zareagować.
Robertowie, którzy pozwolili sobie w trakcie pracy na małe tapirowanie (mieli potargane włosy i nie do końca poprawione ubrania i nie mieli już szminki na ustach, co świadczyło, że do tego doszło), nie poznali Swietłany.
-Tylko nie mów... – zaczęła Roberta. – że to nasza Swietłana!
-Ty ją tak odpicowałeś?
Perła dumnie się wyprostował i uśmiechnął najszerzej jak tylko potrafił zamykając przy tym oczy.
-Wasz fryzjer również zamierza mnie zabrać na dyskotekę dzisiaj.
-My idziemy! – powiedzieli jednocześnie Robertowie.
Do salony przyszedł Szymon. Czarnej nie poznał, a na widok Roberty zaczęło mu bić serce.
-Szymon? – zdziwił się Robert.
-Idziesz dzisiaj na imprę? – zapytał go Perła. – Ja idę z Czarną – i wskazał na nią.
-Cześć. – wystawił ku niej dłoń.
-Nawet Szymon Galupienko – sokole oko – mnie nie poznaje!
-Eee... Swietłana Fleczerowicz?
-Brawo!
-Hehe... nie poznałem cię. – po czym spojrzał na Robertę i miał nadzieje, że zrozumie jego spojrzenie.
Odczytała tylko, że chce z nią porozmawiać.
-Kochanie – Kowalow zwrócił się do ukochanej. – Musimy znaleźć Gorowiczowa...
-Tak... chodźmy!
-Idę z wami... – oznajmił Galupienko.
Cała trójka znikła w ciągu kilku chwil.
Czarna zwróciła się do „swojego” fryzjera.
-Jak Ty naprawdę się nazywasz?
-Paweł Krawczuk
-Dlaczego jesteś „Perła”?
Spod koszulki wyjął perłowy naszyjnik. Zdjął bluzkę i zobaczyła, że na klatce piersiowej ma bliznę w kształcie kuli.
-Kiedyś mnie postrzelono przypadkiem i mam taką bliznę. Komuś się to skojarzyło z perłą i już nigdy mnie nie nazwał Paweł.
Spojrzała jeszcze raz na niego. Szkoda jej się zrobiło i pomyślała sobie zaraz o ojcu. Boi się, że i on jest urodzonym pechowcem.

Marcin i Paulina stanęli przy kasie z kurtkami. Już byli tak zadowoleni i kiedy kasjerka podała kwotę, zaczął grzebać w kieszeniach.
„Gdzie ten portfel?”
Ups...
Został w salonie u Robertów.
-Hehe, a to Ci dopiero! Masz mój portfel... albo swój?
Pogrzebała po kieszeniach – nie ma.
-Płacicie państwo? – zapytała kasjerka.
-Wie pani... hehe... poznaje mnie pani?
Kiwnęła przecząco głową.
-Towarzysz Marcin Gorowiczow!
Zrobiła oczy jak polskie 5 zł.
-Obciąłem się... ogoliłem... ale to ja!
Za nimi stanął ochroniarz.
-Jakiś problem? – zapytał.
-Jestem Marcin Gorowiczow!
-A ja Julia Tymoszenko.
No to mają naprawdę problem. Nikt nie poznał jego, a obecność najbardziej znanej trenerki karate nie pomogło. Ochroniarz, który miał jakieś 2 metry i mięśnie, to Mariusz Pudzianowicz. Z im to nie ma co zadzierać. Bez komplikacji podniósł za kołnierz Marcina i za sukienkę Paulinę i wyrzucił ich za drzwi. Jajć! Nie zauważył, że akurat wchodził Szymon Galupienko. Został zgnieciony przez ciężar ich ciał. Robertowie mieli szczęście i szli za nim.
-No to będzie wpierdol... – szepnął jej Robert.
-Chciałeś powiedzieć format...
Upadli podnieśli się. Szymon spojrzał na Pudzianowicza. Oj dobrze go pamięta. To on kiedyś go pobił kilka lat temu, kiedy szukał swojego kąta w Prypeci. Czas na rewanż.
Stanęli naprzeciw siebie i groźnie się w siebie wpatrywali. Wszyscy wiedzieli na co się zanosi...

środa, 10 listopada 2010

Notka Specjalna!

Notki specjalnie są postami, które nie są rozdziałami w tym opowiadaniu.

Na początku chciałabym serdecznie podziękować moim fankom, że śledzą każdy wpis i uwielbiają czytać tego bloga ;-) To dzięki wam tworze "Świat Według Robertów" :-)

Odnośnie tych notek specjalnych, to będę je pisać, kiedy będzie jakaś okazja (święta, jakieś ważne wydarzenie itd.)

Z serii rarytasy, czyli postacie z Prypeci w wersji South Park :D

Roberta

Robert
Paulina
Alan
Szysza
Dawid
Marcin

Magda
 Szymon
Ewa
Andrzej
Swietłana
Perła
Marian
Pani Romanow, ale w wersji komixxowej! xD


Tak na marginesie: niedługo pojawi się kolejna część "przygód" Prypecian ;-)

poniedziałek, 8 listopada 2010

Wąsy.

Minął tydzień, a Paulinka nadal leżała w ich sypialni. Gorowiczow nie odstępował jej na krok. Zapomniała nawet o Galupienko i siostrze – jej myśli skupiły się tylko na Marcinie. Tak dawno nikt z mężczyzn nie interesował się nią. Dzikowicz wciąż pił, sypiał na ulicy – olewał ją – miała tego dość!
Chyba z nami będzie koniec”.
-Pójdę ogolić zarost! – podrapał się po nim i po wąsach. – A długo się nie goliłem, lecz wąsy zostawiam ...tyle czasu je zapuszczam!
-Dobrze! – uśmiechnęła się.
Odpowiedział jej puszczeniem oczka.
Zaczęła myśleć o nim dość poważnie. S
Gdyby nie Magda... gdyby nie...”
Jej spokój zakłócił zamaskowany gość w masce straszydła. Paulina wydarła się w niebogłosy i zaczęła swoją ucieczkę do łazienki. Tamten pobiegł za nią. Strach tak na nią podziałał, że nie poczuła, że ma chorą nogę. Chciała jak najszybciej znaleźć się w ramionach narzeczonego Malejkowicz. W WC leciała muzyka, ale Marcin dostrzegł w lustrze jej przerażone oczy. Rzuciła mu się mu na szyję nim zdążył się obrócić.
-Marcin, ratuj!
Maskowy nieznajomy stanął przed nimi i zaczął się śmiać. Pokazał swoją toższamość.
-ALAN?! – krzyknęła.
-Dzikowicz! Pogięło cię?!
-Hahahaha, jakie miny mieliście!
Marcin spojrzał w lustro.
-AAAAAA!!! KRYJE SZYLEJSON!
Przyjrzeli mu się. Ups...
-GDZIE SĄ MOJE WĄSY?!
Nawet scenarzysta „Świat Według Robertów” nie wie, jak to się stało. Przypuszcza się, że przypadkowo sobie je zgolił, kiedy Paulina się na niego rzuciła.
-To ja... spadam! – i Alan uciekł z miejsca „zbrodni”.
-Bez wąsów jestem...
-Jesteś przystojny... – rzuciło jej się. Położyła dłoń na jego ramieniu. – Ogolę cię do końca. Będzie dobrze, zaufaj mi.
Kiwnął głową.
Wzięła maszynkę i powoli nią usuwała zbędne włoski z twarzy. Już po chwili jego buzia stała się gładka. Gdy skończyła, zaczął się po niej gładzić dłońmi i uważnie przyglądać. Marcin stał się od razu innym człowiekiem. Wyglądał na pewno zdecydowanie młodziej i nabrał chłopięcego uroku. Teraz przydałoby się zmienić nieco fryzurę. Tylko jedna osoba jest w stanie to zrobić...
-Pójdę do Roberta, by mi zrobił włosy. I wiesz co... dziękuje...
-Ale.. za co?
-Za to! – pokazał na siebie. – Jestem innym człowiekiem! Czuje się taki... nowy!
-Nie dziękuj hihi!
-Ale ja chcę! - podszedł do niej, złapał za pas i uniósł do góry obracając.
Zaczęła się z nim śmiać, a kiedy opuścił ją na ziemię, powiedział.
-Nie wiedziałem, że masz szare oczy... śliczne są...
-Chciałabym, by były niebieskie, choć na zdjęciach czasem takie mam...
-Zagapić się w nie można...
-Hehe, taa...
Objęła jego szyję, jakoś tak jej instynkt podpowiedział. On mocniej ją przycisnął do siebie. Bez zastanowienia wlepił swoje usta w jej wargi. Zaczęli się całować najpierw delikatnie, by przejść na namiętnych pocałunków.
Posadził ją na zlewie i zaczął zdejmować ciuchy z siebie i z niej,. Gdy byli w samej bieliźnie, on trzymając ją w pasie i cały czas się całując, zaprowadził pod prysznic. Tam już nic nie mieli na sobie. Gdy woda poleciała na nich, jego członek znalazł się w niej. Szybkie i przyjemne ruchy + woda = tworzyło to atmosferę, która naprawdę im się podobała.
Gdy skończyli „prysznic”, szybko znaleźli się w łóżku i tam powtórzyli to co wcześniej.

-Szymku... Czemu jesteś smutny? - zapytała Ewa, którą niepokoiło jego zachowanie. Siedział na parapecie paląc papierosa i beznamiętnie wpatrując się w widok za oknem oraz milcząc jak grób.
Nawet nie odpowiedział na jej pytanie, całkowicie to ignorował. Wziął kolejnego papierosa. Znów przed oczami miał Robertę. Jej twarz... jej nagie ciało... ich seks... Czy może być coś gorszego niż zakochanie się w dziewczynie przyjaciela?
Dlaczego muszę kochać ją?”.
Wydawało mu się, że dzięki Ewie zapomni o niej i swoim uzależnieniu. Przecież nawet powiedział jej, że ją kocha. Ale to były tylko puste słowa, które nawet nic nie znaczyły. Ona mu nawet uwierzyła i wierzy, że go uleczy ze wszystkiego. Gdyby to była prawda...
Podeszła do niego i pogłaskała jego ramię.
-Zrozum, że tu nikt mi nie pomoże... - w końcu przemówił.
-Jeśli mi powiesz o co chodzi, to na pewno znajdziemy jakieś rozwiąnie...
Westchnął.
-Nie ma rozwiązania do tego. Przez to będę cierpiał do końca życia. Powinienem się zabić.
-Nie mów tak. Wiem, że jesteś uzależniony od... kobiet. Ja Ci to wybaczam...
-Nie chodzi mi tylko o sex! - krzyknął.
Zamilkła.
-Jestem pierdolonym pechowcem! Nędzą! Nic nie osiągnąłem w życiu!
Spojrzał na nią.
-Ech... sama widzisz kim jestem... Wracaj do Polski... Tam nie będziesz musiała brać ślubu i żyć ze mną. Zapomnij o mnie. Odejdź...
Łzy nazbierały się jej do oczu.
-Ja cię kocham...
-I w tym jest problem...
Przetarła oczy ramieniem. Tego ciosu mogła się spodziewać.
-Powiedz, że choć coś czujesz...
-Nie jest to miłość... nie wiem, co to jest...
Usiadła na łóżku.
-Jesteś taka... - patrząc na nią – młoda... Jeszcze tyle przed Tobą. Ja się zmarnowałem... nie podzielaj mojego losu...
-Szymon... - szlochała. - Szymon... proszę...
-Odejdź teraz... - wziął kolejnego papierosa.
-Nie mam gdzie... tu jest moje miejsce! - wciąż płakała.
-Mylisz się. Weź kasę z mojego portfela na bilet i pakuj się. Zrób to i nie wracaj...
-Ty się chcesz mnie pozbyć...
-Dla naszego dobra...
-Nie wyjadę stąd! - wstała wściekła. - Ale skoro chcesz, to okej! Jest tyle mężczyzn, że znajdzie się taki, który mnie poślubi!
-Ja Ci lepiej radzę... będziesz mieć kłopoty.
-Wiesz co? Sram na to! Mam zadanie i chcę je spełnić! I zrobię wszystko...
Spakowała swoje rzeczy i stojąc przy drzwiach i patrząc na niego:
-Wiesz, dlaczego nikt cię nie lubi? Bo odrzucasz od siebie cenne rzeczy! Sam się pogrążasz... Tyle co chciałam Ci powiedzieć.
Strzask!
Głową się oparł o ścianę. Musiał tak zrobić. Miał już dosyć krzywdzenia innych.

Po udanym seksie, Paulina wtulona leżała na cudownym torsie Gorowiczowa, a on głaskał jej loki.
-Idziemy do Robertów?
-Yhym.
Ubrali się i razem poszli do najlepszego i najpopularniejszego zakładu fryzjerskiego w Prypeci. Robert oczywiście obcinał włosy jakieś kobiecie, a Roberta mu asystowała.
Gdy skończyli i zobaczyli Gorowiczowa, byli zaskoczeni.
-Zgubiłeś wąsy? - zapytał go Robercik, a Siostry w tym czasie się ściskały.
-Przypadkowo jakoś... zrobisz mi jakiś fajny fryz?
-Hihihi, mój narzeczony robi najlepsze fryzury!
-Sam zdecyduj coś, ale nie przesadź.
-Spokojnie! Jesteś w dobrych rękach! Zrobimy Ci coś oryginalnego, ale i ładnego!
Marcin usiadł na fotelu, a Roberta założyła mu fartuszek. Mistrz cięcia stanął za nim patrzył w jego odbicie.
-Kochanie, myślisz, żeby mu zostawić taki jeden, długi kosmyk?
-Hmm... zrób z niego warkoczyk, jeśli już.
-Masz racje! – pocałował ją. - No to już wiem, co Ci zrobimy! Misiaczku, podaj mi grzebień i nożyczki! Zaczynamy!
Paulina siedziała i niewiele widziała, ale wiedziała, że chłopak jej Siostry zrobi mu włosy w sam raz.
Trwało to godzinę.
-Czekaj! Zrobię mu makijaż! - Robi zaczęła malować mu oczy i usta. - No! - skończyła. - Teraz można powiedzieć, że koniec!
-DA! - dumnie powiedział Robert. - Spójrz na siebie!
Marcinek zaczął się sobie przyglądać. Po bokach miał wygolone włosy, ale jego głowę objął przyjemny w dotyku blond puch (kręcone włosy). A make-up był zrobiony profesjonalnie.
Paulina wstała i spojrzała na niego. Jej serce zaczęło bić szybciej.
-Wyglądasz... bosko... - stwierdziła.
Robertowie wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
Do tego, on sam sobie się podobał. W niczym nie przypominał dawnego siebie. Już utożsamił się z „nową skórą”.
-Dzięki wam! - uścisnął ich jednocześnie i po kolei wycałował po polikach.
-Chodź! - radośnie krzyknął do Pauliny, po czym wziął ją za rękę i wybiegli z salonu.
-Ciekawe, czy pamiętali, by zapłacić. - powiedziała Roberta.
-Hehehe, pewnie tak, skoro zostawił portfel. – wskazał jej przedmiot.
-Hah, ciekawe, co mu się stało.
-I dlaczego jest z Pauliną...
-Myślisz, to co ja?
-Tak...
-Co zrobimy?
-Myślę, że... nic... Na pewno nadal nie wie i nie zorientował się, że Gahanow odebrał telegram od Magdy.
-Nie mów, że nadal nie wie, że utknęła gdzieś w Rosji?
-Nie zachowywał się tak.
-Masz rację...
-Dlatego nic nie zrobimy. Poza tym pewności nie mamy, czy mają romans.
-Też prawda, ale to i tak podejrzane...
-Ja od razu poznaje, kto wskoczył do innego łóżka. Czuje, że oni to zrobili. Czuje, że Ty nigdy mnie nie zdradziłaś skarbie – objął ją mocno i pocałował w czoło.
Przypomniała sobie Szymona. Już nie przeżywała tego jak tydzień temu, bo znowu normalnie funkcjonowała. Nie zmieniło to jednak tego, że nie myśli o nim. Pomimo tego co zrobił, było jej go szkoda.
- Tak bardzo chcę już dzień naszego ślubu! - powiedziała
-Ja też... kocham cię!
-Wzajemnie! - złączyli się w namiętnym pocałunku.
Przerwał im pewna dziewczynka.
-Przepraszam.... eee... przepraszam?
Ich wargi przestały być jednością.
-Czy mogli by mi państwo zrobić tapira?
Spojrzeli na siebie i zaśmiali się.
-Taa... to takie fajne, co nie kochanie? - powiedziała zmienionym tonem
-Och tak... pozwolę sobie zrobić go najpierw mojej narzeczonej... - puścił jej oczko.
Dziewczynka podrapała się po głowie.
-Dobra. To chociaż niech ktokolwiek się mną zajmie.
Rob zagwizdał i wezwał Pawła (zwanego „Perłą”) - jego zdolnego ucznia.
-Perła, zrób jej tapirka!
Zrobił wielkie oczy:
-Ja nie jestem Polański!
-Perła... miałem na myśli fryzurę...
Dziewczynka zrobiła facepalm.
-Aaa... sorry... Chwila! Czy ty jesteś córką tego, co dostał kulą w dupę ostatnio?
-Jak Ty się wyrażasz przy dzieciach! - skarciła go Roberta. - Swietłana! Ale się zmieniłaś! Dojrzewasz w szybkim tempie! Skąd pomysł na tapira?
-To wyrazi moją osobowość.
Robertowie przekazali między sobą znaczące spojrzenie.
-Witaj w klubie! Wybacz za naszego kolegę, ale on dobrze Ci zrobi.. znaczy fryzurę...
Dziewczyna zdjęła gumkę z kucyka i rozpuściła włosy. Ten widok przypominał widok niemal jak w hollywood. Swietłana miała długie, krucze włosy poniżej pupy. Miała jak jej ojciec niebieskie oczy i urodę matki. Perła pomyślał:
Chyba zmienię zdanie”.
I zaprowadził ją na fotel fryzjerski, a Robertowie poszli się zając sobą w swojej siedzibie.