CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

niedziela, 16 stycznia 2011

Czas przygotowań.

-Jest Roberta? - spytała nieśmiało Paulina Roberta, kiedy to otworzył jej drzwi do mieszkania.
-Jest... ale... no ten teges...
-Czemu nie pójdziecie do lekarza?
-Nie lubimy lekarzy.
-I to mnie wpuść!
Wpuścił.
Tarnow siedziała w WC.
-Kasiu? - zapukała Plichtenko. - Sis...
Usłyszała spuszczenie wody w sedesie i zaraz potem odkręconą wodę w zlewie. Po chwili zobaczyła swoją siostrę, która wyglądała markotnie.
-I ja mam się żenić, kiedy mogę narzygać mężowi do ust!
-Musimy pogadać... poważnie...
Roberta rzuciła się na łóżko, a Robert zostawił je same.
-Muszę Ci zdradzić mój sekret... spójrz na mnie.
-Wystarczy, że cię słyszę. - odpowiedziała leżąc na brzuchu, a policzkiem na poduszce.
-Nie powiesz tego nikomu?
-Niet.
Westchnęła.
-Rozstałam się z Alanem.
-Uuu! Przykro mi miśka...
-Ale o to nie jestem smutna... to coś poważniejszego... - westchnęła. - zakochałam się...
-O! Zajebiście! A kto jest twoim wybrankiem? Czy go znam?
-Znasz... i to bardzo dobrze, ale on się żeni...
-Boże... chyba nie... Robert?!
-Nieee! Jest jeszcze ktoś, kto będzie brał ślub oprócz was.
-Hmmm... heh jest jeszcze Marcin i Magda, ale Gorowiczow jest z Madzią, więc...
-Eee... Kasia?
-Tak?
-No teraz pomyśl.
Po chwili ciszy.
-O kurwa jego mać! Pierdolisz?! Tylko mi nie mów, że to Marcin! - odwróciła się i spojrzała na Paulę, a ta kiwnęła głową. - Jak długo? Jaaaak... w ogóle... no...
-To po moim wypadku. Wspólne spędzanie czasu nas zbliżyło... mamy romans.
-O ja...
-I go kocham ponad życie, a on mnie i nie chce być z Magdą, ale nie może i musi ożenić się z nią, a ja zostanę starą, brzydką panną, bo kto mnie zechce.
-Nie no... nie pierdol! Dlaczego nie może?
-Bo Magda se krzywdę zrobi.
-To znajdź jej mena i odwołajmy ślub!
-Nic z tego. Szyszka z jakimś... Jacusiem i spółką zaczęli już przygotowania i idzie to ekspresowo. Za późno...
-Kurwa... zaraz się zrzygam albo mi łeb odpadnie.
-Sis... a teraz intymne pytania...
-Wal.
-Kiedy miałaś okres?
-Hmmm... jakiś miesiąc temu albo więcej...
-Regularny okres ma się zwykle co 28 dni, a Ty go nie masz już ponad 28 dni...
-Ty chyba nie...
-Zrób test ciążowy.
-Ale my się z gumką... o kurwa... o nie... o nie... - obróciła się i schowała twarz w poduszce.
-Super, jeśli będziesz mamą!
-Ale... - chlipnięcie. - nie o to chodzi...

-PUNK! - przywitał wszystkich entuzjastycznie Perła idąc za ręce z Czarną.
-Dzięki Bogu Perełko! - Szysza złożyła dłonie. - Musisz zagrać na weselu przynajmniej dwie piosenki!
-Się zrobi mamusiu!
Szyszka zrobiła minę chomika i wyściskała go.
-Och Swietłanko... czy... to nowe włosy?!
Dziewczyna miała pofalowane i trochę podcięte włosy. Wyglądała zjawiskowo.
-Perłosław... rozumiem, czemu Ty zdurniałeś na jej widok.
-DA! PUNK! - uśmiechnął się szeroko.
-Gorze... nogi jak z nieba jak Gahanowa kocham!
-Dziękuje mamo... to też dzięki Tobie.
-Och! Daj ryjka! - pocałowała młodą w policzek.
Przyszedł Jacuś. Miał w uchu słuchawkę.
-Ile tortów ma być Madame? - zwrócił się do Szyszenko.
-Tyle, ile udźwignięcie!
-Uuu... nie wiem, czy 101 tortów da się zjeść.
-Ile?!
-Dla Pani wszystko.
-Nie no... pieprznij trzy torty... czekoladowe... śmietankowe... i trzeci sam wybierz.
Zapisał w notatniku.
-Po co Ci słuchawka?
-Do kontaktu... z bazą!
-PUNK!
-Girls! - krzyknął Słonko do mikrofonu. - przywieźcie trzy torty!
Gdy odszedł, Szyszka dumnie powiedziała.
-On nie jest człowiekiem. ON JEST KURWA BOGIEM!
-A nie Jezusem? - spytała Czarna.
-TO DUCH ŚWIĘTY PUNK!!!

Magda ubierała swoje ciuchy i pakowała się.
Ten dzień musiał nadejść.
I jest.
I nadal trwa.
Nie wiedziała co ją bardziej bolało: rozstanie z nim, śmierć jego babci czy małżeństwo z kimś, kogo przestała kochać?
Darzyła Marcina tym samym szacunkiem, ale to uczucie jakim go darzyła teraz przeszło na Tomasza.
Gdy on się jeszcze raz wszedł do sypialni, spytała się go.
-Masz...
-Tak?
-Masz jakieś zdjęcie swoje? Ale takie do pożyczenia... na stałe...?
Zastanowił się przez chwilę.
-Może być stare?
-Obojętnie.
Wyjął z półki małe pudełeczko. Pogrzebał w nim chwilę.
-Proszę. - podał jej fotografię. - Mam nadzieje, że to Ci się spodoba.
Był na niej Roger, miał na sobie sportową koszulkę z cyferką 7 i napisem Riddle. Szczerzył zęby do obiektywu i pod pachą trzymał piłkę.
-To było ciut przed moją wyprowadzką. Najnowsze zdjęcie jakie babcia miała tu. Miałem tu tylko 18 lat.
-Prawie nic się nie zmieniłeś. Dziękuje.
-Proszę bardzo.
Przez chwilę stali w ciszy.
Wtedy ją coś oświeciło.
-Czekaj! Ja Ci też dam coś... - zaczęła grzebać w torebce na ramię. Wyjęła portfel i wyciągnęła z niego fotografię. - To zdjęcie miało być okładką mojego ostatniego albumu, ale dałam ostatecznie różę. Proszę, weź je.
Palcami dotknął jej twarzy na zdjęciu i zapatrzył się w jej postać.
-Dziękuje...
Uśmiechnęła się.
Laura oznajmiła im, że mogą iść.
-Pocałunek na pożegnanie? - spytała.
-Tak.
Objął jej twarz swoimi ramionami. Spojrzał tak głęboko w jej oczy, że dostrzegł, jak jej dwa błękity błyszczą. Złożył na jej wargach pocałunek. Były ciepłe, delikatne i słodkie, a język wilgotny i śliski.
Odrywając usta znowu przesłali sobie głębokie spojrzenia. Wycałował jej dłonie.
Czas iść...
Już czas...
Zamknęli dobrze dom, a Malejkowicz jeszcze kilka razy oglądała się za siebie patrząc na domek, w którym odkryła swoją miłość życia...

Borys odwiedził Ewę w szpitalu. Odzyskiwała siły, a lekarze na czele z Grzegorzem Domeczkem zapowiedzieli, że będą mogli ją warunkowo zwolnić ze szpitala na ślub Roberty.
-Jak wyjdziesz, to musimy już się pobrać!
-Coś Ci się bardzo śpieszy...
-No... zaraz cię deportują...
-W sumie... mam jeszcze miesiąc...
-Ale im wcześniej, tym lepiej!
-Ale... czemu od razu po szpitalu?
-Bo... no a czemu nie?
-Borys... czy Ty co ukrywasz?
-Ja? Nie... nie podejrzewasz mnie, chyba?
-Staram się nie.
-Kotku... - pocałował ją w czoło. - nic nie kryję. Po prostu cię kocham i zależy mi na Tobie.
Lekko się uśmiechnęła.
-Ok, to ja lecę. Przyjdę jutro! Papa!

Przed szpitalem czekało na niego dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i okularach.
-Mamy nadzieje, że twój plan idzie zgodnie ze wszystkim.
-Naturalnie.
-Kasę dostaniesz po wykonaniu zadania.
-Rozumiem chłopaki, spokojnie!
I wszyscy trzej zapalili papierosa.

Ktoś bez przerwy wciskał dzwonek do drzwi w Pałacu.
-Kurwa, kto tak dzwoni i dzwoni! - zbulwersowała się Szyszka. - Andrzej! Towarzyszu! Otwórz drzwi.
-Tak jest proszę Szanowną Władczynie. - pochylił się przed nią i udał do drzwi wejściowych. Gdy je otworzył, usłyszał głośne.
-AAA DAJRAKCJA!!! JAK SIĘ MAMY?!

1 komentarze:

Kaleid pisze...

Chlip... Chlip! Ja chce do Toma! I niech Mart sobie idzie! o.