CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

niedziela, 16 stycznia 2011

Czas przygotowań.

-Jest Roberta? - spytała nieśmiało Paulina Roberta, kiedy to otworzył jej drzwi do mieszkania.
-Jest... ale... no ten teges...
-Czemu nie pójdziecie do lekarza?
-Nie lubimy lekarzy.
-I to mnie wpuść!
Wpuścił.
Tarnow siedziała w WC.
-Kasiu? - zapukała Plichtenko. - Sis...
Usłyszała spuszczenie wody w sedesie i zaraz potem odkręconą wodę w zlewie. Po chwili zobaczyła swoją siostrę, która wyglądała markotnie.
-I ja mam się żenić, kiedy mogę narzygać mężowi do ust!
-Musimy pogadać... poważnie...
Roberta rzuciła się na łóżko, a Robert zostawił je same.
-Muszę Ci zdradzić mój sekret... spójrz na mnie.
-Wystarczy, że cię słyszę. - odpowiedziała leżąc na brzuchu, a policzkiem na poduszce.
-Nie powiesz tego nikomu?
-Niet.
Westchnęła.
-Rozstałam się z Alanem.
-Uuu! Przykro mi miśka...
-Ale o to nie jestem smutna... to coś poważniejszego... - westchnęła. - zakochałam się...
-O! Zajebiście! A kto jest twoim wybrankiem? Czy go znam?
-Znasz... i to bardzo dobrze, ale on się żeni...
-Boże... chyba nie... Robert?!
-Nieee! Jest jeszcze ktoś, kto będzie brał ślub oprócz was.
-Hmmm... heh jest jeszcze Marcin i Magda, ale Gorowiczow jest z Madzią, więc...
-Eee... Kasia?
-Tak?
-No teraz pomyśl.
Po chwili ciszy.
-O kurwa jego mać! Pierdolisz?! Tylko mi nie mów, że to Marcin! - odwróciła się i spojrzała na Paulę, a ta kiwnęła głową. - Jak długo? Jaaaak... w ogóle... no...
-To po moim wypadku. Wspólne spędzanie czasu nas zbliżyło... mamy romans.
-O ja...
-I go kocham ponad życie, a on mnie i nie chce być z Magdą, ale nie może i musi ożenić się z nią, a ja zostanę starą, brzydką panną, bo kto mnie zechce.
-Nie no... nie pierdol! Dlaczego nie może?
-Bo Magda se krzywdę zrobi.
-To znajdź jej mena i odwołajmy ślub!
-Nic z tego. Szyszka z jakimś... Jacusiem i spółką zaczęli już przygotowania i idzie to ekspresowo. Za późno...
-Kurwa... zaraz się zrzygam albo mi łeb odpadnie.
-Sis... a teraz intymne pytania...
-Wal.
-Kiedy miałaś okres?
-Hmmm... jakiś miesiąc temu albo więcej...
-Regularny okres ma się zwykle co 28 dni, a Ty go nie masz już ponad 28 dni...
-Ty chyba nie...
-Zrób test ciążowy.
-Ale my się z gumką... o kurwa... o nie... o nie... - obróciła się i schowała twarz w poduszce.
-Super, jeśli będziesz mamą!
-Ale... - chlipnięcie. - nie o to chodzi...

-PUNK! - przywitał wszystkich entuzjastycznie Perła idąc za ręce z Czarną.
-Dzięki Bogu Perełko! - Szysza złożyła dłonie. - Musisz zagrać na weselu przynajmniej dwie piosenki!
-Się zrobi mamusiu!
Szyszka zrobiła minę chomika i wyściskała go.
-Och Swietłanko... czy... to nowe włosy?!
Dziewczyna miała pofalowane i trochę podcięte włosy. Wyglądała zjawiskowo.
-Perłosław... rozumiem, czemu Ty zdurniałeś na jej widok.
-DA! PUNK! - uśmiechnął się szeroko.
-Gorze... nogi jak z nieba jak Gahanowa kocham!
-Dziękuje mamo... to też dzięki Tobie.
-Och! Daj ryjka! - pocałowała młodą w policzek.
Przyszedł Jacuś. Miał w uchu słuchawkę.
-Ile tortów ma być Madame? - zwrócił się do Szyszenko.
-Tyle, ile udźwignięcie!
-Uuu... nie wiem, czy 101 tortów da się zjeść.
-Ile?!
-Dla Pani wszystko.
-Nie no... pieprznij trzy torty... czekoladowe... śmietankowe... i trzeci sam wybierz.
Zapisał w notatniku.
-Po co Ci słuchawka?
-Do kontaktu... z bazą!
-PUNK!
-Girls! - krzyknął Słonko do mikrofonu. - przywieźcie trzy torty!
Gdy odszedł, Szyszka dumnie powiedziała.
-On nie jest człowiekiem. ON JEST KURWA BOGIEM!
-A nie Jezusem? - spytała Czarna.
-TO DUCH ŚWIĘTY PUNK!!!

Magda ubierała swoje ciuchy i pakowała się.
Ten dzień musiał nadejść.
I jest.
I nadal trwa.
Nie wiedziała co ją bardziej bolało: rozstanie z nim, śmierć jego babci czy małżeństwo z kimś, kogo przestała kochać?
Darzyła Marcina tym samym szacunkiem, ale to uczucie jakim go darzyła teraz przeszło na Tomasza.
Gdy on się jeszcze raz wszedł do sypialni, spytała się go.
-Masz...
-Tak?
-Masz jakieś zdjęcie swoje? Ale takie do pożyczenia... na stałe...?
Zastanowił się przez chwilę.
-Może być stare?
-Obojętnie.
Wyjął z półki małe pudełeczko. Pogrzebał w nim chwilę.
-Proszę. - podał jej fotografię. - Mam nadzieje, że to Ci się spodoba.
Był na niej Roger, miał na sobie sportową koszulkę z cyferką 7 i napisem Riddle. Szczerzył zęby do obiektywu i pod pachą trzymał piłkę.
-To było ciut przed moją wyprowadzką. Najnowsze zdjęcie jakie babcia miała tu. Miałem tu tylko 18 lat.
-Prawie nic się nie zmieniłeś. Dziękuje.
-Proszę bardzo.
Przez chwilę stali w ciszy.
Wtedy ją coś oświeciło.
-Czekaj! Ja Ci też dam coś... - zaczęła grzebać w torebce na ramię. Wyjęła portfel i wyciągnęła z niego fotografię. - To zdjęcie miało być okładką mojego ostatniego albumu, ale dałam ostatecznie różę. Proszę, weź je.
Palcami dotknął jej twarzy na zdjęciu i zapatrzył się w jej postać.
-Dziękuje...
Uśmiechnęła się.
Laura oznajmiła im, że mogą iść.
-Pocałunek na pożegnanie? - spytała.
-Tak.
Objął jej twarz swoimi ramionami. Spojrzał tak głęboko w jej oczy, że dostrzegł, jak jej dwa błękity błyszczą. Złożył na jej wargach pocałunek. Były ciepłe, delikatne i słodkie, a język wilgotny i śliski.
Odrywając usta znowu przesłali sobie głębokie spojrzenia. Wycałował jej dłonie.
Czas iść...
Już czas...
Zamknęli dobrze dom, a Malejkowicz jeszcze kilka razy oglądała się za siebie patrząc na domek, w którym odkryła swoją miłość życia...

Borys odwiedził Ewę w szpitalu. Odzyskiwała siły, a lekarze na czele z Grzegorzem Domeczkem zapowiedzieli, że będą mogli ją warunkowo zwolnić ze szpitala na ślub Roberty.
-Jak wyjdziesz, to musimy już się pobrać!
-Coś Ci się bardzo śpieszy...
-No... zaraz cię deportują...
-W sumie... mam jeszcze miesiąc...
-Ale im wcześniej, tym lepiej!
-Ale... czemu od razu po szpitalu?
-Bo... no a czemu nie?
-Borys... czy Ty co ukrywasz?
-Ja? Nie... nie podejrzewasz mnie, chyba?
-Staram się nie.
-Kotku... - pocałował ją w czoło. - nic nie kryję. Po prostu cię kocham i zależy mi na Tobie.
Lekko się uśmiechnęła.
-Ok, to ja lecę. Przyjdę jutro! Papa!

Przed szpitalem czekało na niego dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i okularach.
-Mamy nadzieje, że twój plan idzie zgodnie ze wszystkim.
-Naturalnie.
-Kasę dostaniesz po wykonaniu zadania.
-Rozumiem chłopaki, spokojnie!
I wszyscy trzej zapalili papierosa.

Ktoś bez przerwy wciskał dzwonek do drzwi w Pałacu.
-Kurwa, kto tak dzwoni i dzwoni! - zbulwersowała się Szyszka. - Andrzej! Towarzyszu! Otwórz drzwi.
-Tak jest proszę Szanowną Władczynie. - pochylił się przed nią i udał do drzwi wejściowych. Gdy je otworzył, usłyszał głośne.
-AAA DAJRAKCJA!!! JAK SIĘ MAMY?!

Przebudzenie.

Minęło kilka dni od wypadku Ewy. Dziewczyna w końcu się obudziła więc wszyscy mieli powód do uśmiechu – Szymon tym bardziej. Chciał ją odwiedzić, bo wcześniej lekarze nie pozwalali. Uprzednio, wybrał się z Robertą do kwiaciarni. To był jej pomysł i to ona mu doradzała bukiety róż tłumacząc, że one są niezawodne od lat.
-Nie odrzuci ich, zobaczysz. - powiedziała.
-Wierzę Ci! - posłał jej serdeczny uśmiech.
Oboje zauważyli, że stali się sobie bliżsi niż myśleli. Kilka wydarzeń w ich życiu sprawiło, że znaleźli wspólny język, a Szymek stał się inną osobą. Oboje przyznali, że choć mają swoich ukochanych, to darzą się wzajemnym uczuciem.
Ciekawa relacja.

Przed szpitalem.
-3mam kciuki!
-Dzięki! - pocałował ją na pożegnanie.

W szpitalu zapytał się pielęgniarki, czy Ewka na pewno leży w tej samej sali. Usłyszał w odp. „tak”. Przed wejściem zrobił głośny wdech i wydech. Poprawił włosy i strzelił z szyi. Ostrożnie otworzył drzwi. Miała zamknięte oczy, lecz nie spała. Przysunął krzesło, które stało blisko łóżka.
-Mam dla Ciebie kwiatki... róże... zdaje się, że lubisz je. Kupiłem te najładniejsze... jak Ty...
Otworzyła oczy. Zabiło mu serce.
-Dziękuje... - wyszeptała.
-Nie masz za co... - powoli przysunął dłoń do jej dłoni. W końcu ją chwycił i pogłaskał oraz ucałował.
-Myślałam, że umrę. - znów wyszeptała.
-Też myślałem, że zaliczysz zgona... tylko Robie myślała optymistycznie. Cieszę się, że jesteś... tu... cała. Żyjesz po prostu i nikt nie zginął.
-Zginęła jedna osoba...
Spojrzał na nią z miną „Co?! Ale kto?!”.
Wtedy pogłaskała swój brzuch.
-Dziecko... - szepnął.
Twierdząco kiwnęła głową. Do jej oczu napłynęły łzy. Przybliżył się do niej gdy podniosła i siedziała teraz. Objęli się. Chlipała nad jego ramieniem i mocno zacisnęła palce na jego ciele. Jemu samemu z tego powodu chciało się płakać. Śmierć tego nienarodzonego stworzenia go bolała.
-Kocham cię Ewciu...
Po chwili ciszy.
-Wychodzę za mąż...
Spojrzał na jej twarz wciąż trzymając ją w ramionach.
-Nie rób tego proszę cię...
-Muszę...
-On nie jest dla Ciebie.
-Ustaliłam to z nim. Jak wyjdę z szpitala, to idziemy do urzędu...
-Wyjdź za mnie... - przerwał jej.
-Ja... nie mogę... - znów poleciały jej łzy nad jego ramieniem.
-Możesz... możesz... - drżał mu głos. - Będę dobrym mężem... będę dobrym tatą... nie deportuj cię... ja ograniczę picie... rzuciłem palenie... nie będę bił się za kasę... nie będę pieprzył dziwek... ja już się zmieniłem... ale teraz... potrzebuje Ciebie...
-Muszę zostać żoną Borysa... kocha mnie... ale potem mogę odejść od niego.
-Nie wychodź za niego... skrzywdził Robertę. Tyle się nacierpiała... to ja ją uratowałem przed utopieniem... zakochałem się wtedy w niej i nadal ją kocham, ale ciebie pokochałem tak samo i chcę już z tobą być. Nie chcę innej... Jesteśmy sobie przeznaczeni.
-Jesteśmy... - spojrzała mu w oczy. - ale ja nie mogę.
Cmoknął jej wargi. Odwzajemniła to kontynuując to namiętnym pocałunkiem. Zaraz potem znowu schowała twarz w jego szyi. Głaskał jedną dłonią jej plecy, a drugą głowę. W jego ramionach po chwili czuła się spokojniejsza, bezpieczniejsza.
Do sali weszła pielęgniarka.
-Musimy wziąć pacjentkę na badania. Chcemy ustalić wstępny termin wypisu.
Szymon twierdząco kiwnął głową. Spojrzał na bursztynowe oczy ukochanej. Ucałował jej dłoń.
-Wkrótce przyjdę... - wstał i udał się do drzwi. Jeszcze raz spojrzał na nią, gdy wychodził.

-Towarzyszu Gahanow! - krzyknęła Szysza.
-Da, Szanowno Małżonko? - w ustach trzymał cygaro.
Wzięła jego dłoń i zaprowadziła do salonu. Czekał tam mężczyzna – blondyn, średni wzrost, niebieskie oczy, szary gajerek, białe zęby. W rękach trzymał jakieś dokumenty i notatki.
-Ach witam, witam! - gdy podał rękę Dawidowi, ten był zaskoczony, że ten obcy mężczyzna ma tak zadbane dłonie - gładka, czysta, z pierścionkami na palcach i bezbarwnym lakierem na paznokciach. - Jestem Jacuś Słonko! - organizuję śluby i wesela! Nieskromnie mówiąc... jestem najlepszy w całych Prypeciach i Czarnobylu. O, tu proszę – dał mu zdjęcia. - tu są fotki z moich najlepszych dzieł ślubnych i weselnych. - uśmiechnął się. - A tu wizytówka! - podał mu.
-To jego ekipa zrobiła nasz ślub i wesele i załatwiła whiskacza, przez którego wujek Stefan rzygał przez tydzień i był dumny...
-Aaa... aha...
-I właśnie pan Jacuś zorganizuje nam dwa śluby: Gorowiczów i Robertów.
-Ooo.
-Ty wiesz, że jemu wszystko zajmuje jeden dzień?!
-Ma rozmach skurwysyn... - szepnął Towarzysz Dawid.
-Mogę już dziś zacząć. - powiedział dumnie Słonko.
-Dobrze, dobrze. Ale nie ma Magdy – mojej siostry! Jest jeszcze w Rosji i nie może ustalić nic.
-Spox woman!
-Ale Robertowie prawie tak samo... Roberta się źle czuje, więc jest tylko Robert jest obecny.
-Oooj...
-Ale... przeprzyć to! Skoro będą to 2 śluby... ja muszę iść do Roberta i Perły... pojutrze zaczynasz! Kasę już masz, a jak coś spierdolisz, to wiesz co.
-Spokooooojnie maaaadaame! Bęęęęęędzie git majooooooneeez!

Tomasz i Magda oraz Laura pojawili się na skromnym pogrzebie babci Adiel. Prawie pogodzili się z jej śmiercią.
„Zostałem sam”. - pomyślał Tomek.
Magda objęła go mocno, a potem razem szli za rękę.
Gdy trumna była wkładana do grobu, rzucili z Laurą płatkami róż – tak jak chciała zmarła.
-Żegnaj babciu...

W domu siedzieli przy stole w ciszy.
W końcu przerwał to Tomek.
-Lauro – zwrócił się do niej. - Na ile chcesz jechać do Prypeci?
-Nie wiem... tyle ile mogę.
-Jakby co – ja przypilnuje dom. Tylko was tam zawiozę i nie wracam tam. Mogę przez ten czas tu mieszkać.
Malejkowicz spojrzała na niego.
-Jeśli możesz... no i chcesz... to dziękuje...
-Nie masz za co...
Gdy wszyscy wstali, objął młodą.
-Będzie dobrze.
-Mam nadzieję.
-Ile masz lat?
-Siedemnaście.
-Rozumiem... trzymaj się Magdy, ok?
-Ok.
Dziewczyna poszła do pokoju, a Magda i Tomek zostali sami. On usiadł przy stole.
-To.. już się żegnamy? - spytała.
-Oficjalnie – tak.
-Myślałam, że tam zostajesz...
-Nie...
Cisza...
-Kiedy dokładnie wychodzisz za mąż?
-Zdaje się, że... powinnam w tym tygodniu.
-Rozumiem...
Cisza...
-Nie chciałbym cię opuszczać... ale nie mam wyjścia.
Twierdząco kiwnęła głową.
-Tomek...
-Tak?
-Czy.... miałeś kiedyś dziewczynę?
-Miałem... jedną... było nam dobrze tylko przez chwilę...
-Przykro mi...
Cisza...
-Wierz... - wyjął z kieszonki w jeansowej kurtce zdjęcie. - to zdjęcia dał mi mój kolega... - Na fotograf i była... Magda. Zdjęcie nie było stare, ale pogniecione. - Powiedział mi, że jesteś najlepszą piosenkarką z Prypeci. Poznałem, że to byłaś Ty – siostra Szyszki. Ale wtedy... patrzyłem się na tą fotkę i nie mogłem przestać, więc ukradłem mu je w końcu. To wtedy poczułem, że chyba się w Tobie zakochałem... Kocham cię... - gwałtownie wstał i chwycił swoją torbę i zaczął do niej pakować rzeczy.
Jej jedna łza poleciała po policzku. Otarła ją kciukiem i podeszła do niego. Dotknęła jego ramion.
-Tak nie powinno być... - szepnął.
Dotknęła całą dłonią jego policzka i bez wahania pocałowała go w usta. Przerwała i spojrzeli sobie w oczy. Ponownie zaczęli się namiętnie całować. Objął ją swoimi silnymi ramionami i przyparł do ściany. A gdy ponownie przerwali, udali się do sypialni, gdzie spali.
Powoli zdjęła z niego jeansową marynarkę i białą koszulkę. Palcami pieściła jego delikatnie owłosioną klatkę piersiową. On zdjął z niej czarną sukienkę na ramiona. Jej nagi biust wywołał u niego delikatne rumieńce na policzkach. Zdjął z niej spodnie i wszystko co miała na sobie, a ona uczyniła to samo w jego przypadku. Gdy siedzieli przy sobie na łóżku, ona rozpuściła swoje włosy związane w kitkę i uwodzicielsko pokręciła głową, by on dostrzegł, jak jej włosy latają w powietrzu. I osiągnęła to co chciała – był oczarowany.
Położyła się na plecach, a on ostrożnie wszedł w nią. Nawet jeden ruch powodował w niej dreszcz, więc zrobiła głośno „och”. On głaskał jej głowę i czule ją całował po twarzy czy szyi. Ona masowała jego plecy rękoma, a stopami pieściła jego pośladki.
W pozycji, gdzie ona była na górze, poruszała się na jego członki szybko i wydawała z siebie dźwięki rozkoszy. Jego dłonie dotykały jej dużego biustu.
Usiadł na łóżku a ona na nim. Trzymając jej talię, sterował jej ciałem w ten sposób kontrolując jej ruchy. Ona objęła jego kark i odchylała delikatnie głowę do tyłu. On całował jej dekolt.
Gdy wrócili do pozycji „na jeźdźca”, osiągnęli szczyt. Ona opadła na niego głośno oddychając po orgazmie.
Gdy chwilę odpoczęli, poszli do łazienki. Napuścili dużo wody do wanny i płynu do kąpieli. On leżał na plecach, a ona leżała oparta o jego nagi tors i w jego ramionach. On całował je główkę i delikatnie kołysał nią. Ona miała zamknięte oczy i chciała, by ten dzień się nie skończył...

czwartek, 13 stycznia 2011

Przeprosiny.

Perła ruszył za Czarną. Dościgł ją przy drzwiach wejściowych do salonu.
-Skarbie, wysłuchaj mnie.
-Nie mam czego.
-Marian przyniósł te piwa. Mieliśmy pracować, ale te piwa...
-To co z Ciebie za pracownik?Jakbyś... zresztą i tak mnie oszukałeś...
-Ty myślisz, że ja to zrobiłem specjalnie!
-A to tak trudno było powiedzieć, że chcesz iść na piwo?
-Ale ja tego nie planowałem...
-Przestań już... to jest beznadziejne... jesteś kolejnym facetem nie wartym mnie... szkoda, że poleciałam pod wpływem uczuć na twoje ciało...
-Zrobiliśmy to z miłości. Boże... ja Ciebie tak kocham jak punk... lepszej dziewczyny spotkać nie mogłem.
-Ale o wspólne dobro, to nie pomyślałeś.
-Proszę, wybacz mi! Obiecuje, że nie będę pić w pracy.
-Daruj sobie.
Zatrzymał się w trakcie drogi do Pałacu.
-Wiesz co? W związkach to normalka, że ktoś popełni gafę, ale jest też wybaczanie i poprawa. Czemu tego nie chcesz?
-Kurwa... mam dosyć ranienia! Was – facetów tylko piwo obchodzi! A własna dziewczyna, to co? Nie wierzę, że więcej tego nie zrobisz.
-Ale no...
-Proszę, zamilcz. Nie chcę cię już oglądać... Daj mi spokój, słyszysz?!
Znaleźli się pod Pałacem.
-Jak mi wybaczysz, to...
-Nie wiem, czy to zrobię... - zniknęła za drzwiami.
Zdołowany Perła, krzyknął.
-Będę tu czekał aż mi wybaczysz! - usiadł na betonowych schodach.

Tymczasem wewnątrz.

-Kto tak japę wydarł? - Gahanow podrapał się po tyłku i zszedł na dół. Szyszenko poszła za nim.
W kuchni dostrzegła Swietłanę.
-Czarnulka! Ruda żyje?
-Żyje... - wymamrotała.
-Coś... się stało?
Czarna poczuła, że chcę się jej płakać, więc wybiegła z pomieszczenia i pobiegła po schodach aż do swojego pokoju. Położyła się na brzuchu na łóżku i wylała kilka łez w poduszkę.
Szyszka poszła za nią i bez pukania weszła do niej. Usiadła na brzegu łóżka.
-Możesz mi powiedzieć, co cię gryzie.
Gdy nic nie usłyszała w odp., pogłaskała nogę młodej.
-Perła mnie oszukał...
-W jaki sposób?
-Powiedział, że idzie pracować z chłopakami, a ja zastałam ich pijanych. Przecież... wiedział, że może iść na piwo z nimi, nie potrzebował pretekstu. Teraz stoi pod drzwiami...
-Czarnulka... a co Ty myślałaś o moim mężu, Kowalowie czy nawet Gorowiczowie?
Cisza... oprócz chlipania Swietłany.
-Mój robił nie raz gorsze rzeczy, a mu wybaczałam i go nadal kocham. To co zrobił Perła, to pikuś, mały pikuś. Pewne jest też to, że jak Marian się wkręci gdzieś, to nikt nie ma prawa być trzeźwy. Twoje gniewanie się jest tu raczej zbędne. Popieram to, że go opieprzyłaś – bardzo dobrze! Ale nie kończ związku. Wiem, co mówię. On cię kocha. Jeszcze staniecie na ślubnym kobiercu, a potem będziecie chować juniory! Pomyśl kotku jeszcze dobrze o tym. No... idę spać, bo Gahanow robi się niecierpliwy. - gdy miała już wstać, to Czarna rzuciła się jej na szyję.
-Kocham cię mamusiu.
Dumna Szysza objęła ją i odpowiedziała.
-I ja Ciebie też córciu. No, a tera won mi do łazienki zrobić coś z tym smutnym ryjkiem!
Młoda twierdząco kiwnęła głową i poleciała do WC.
Szyszka wróciła do swojej carskiej sypialni. Dawid już leżał w łóżku.
-Wpuściłeś go?
-Naturalnie... - mruknął jej do ucha.
-A kwiaty?
-Dostał... - znów mruknął.
To było tak dla niej seksowne, że od razu zdjęła z siebie ubranie. On już leżał nagi, a jedynie pierzyna go okrywała. Zaczęło się od małych, niewinnym buziaków w usta, w szyję i pod brudek.
Położył się na plecach, a ona usiadła na jego członku. Każdy ruch, jaki robił w niej, powodował w niej dreszcz całego ciała i powód do głośnego wzdychania. Mocno trzymał jej biodra, by nadać im rytmiczne ruchy. Wsadzała mu palce do ust, a on je całował, zaś druga dłoń błądziła po jego nagim torsie. Czuła, jak krople potu spływają po jej ciele aż na jego ciało.
-Dawid... Dawid... Dawid... - jęczała.
Jednym ruchem obrócił ich o 180 stopni i ona znalazła się pod nim. Poruszał się w niej z dynamiką i robił to zdecydowanie.
-Nie przerywaj... nie przerywaj... - jęczała.
Tak... miała orgazm – najlepszy moment jaki mogła mieć. Nie chciała tego przerywać, choć czuła, że spazmy orgazmu ją całkowicie paraliżują.
Gahanow doszedł – jego nasienie trysnęło na jej rozgrzany i mokry od potu brzuch i biust.
Było tego tyle, że poszła do łazienki do zmyć. Poszedł za nią. Weszli pod prysznic, a on z czułością wziął gąbkę i delikatnie zmywał z jej ciała spermę. Nie pominął przy tym namiętnych pocałunków od których znów brała go ochota.. Czuł, że ona znowu pragnie, by zrobił jej dobrze. Oparła dłonie o szybę kabiny i lekko wypięła się w tył do niego. Wszedł w nią gwałtownie, że aż głośno jęknęła. Był to krótki seks, lecz jak przy każdym pełen namiętności i pożądania.

Gdy Swietłana wróciła do pokoju, Perła siedział na łóżku trzymając bukiet róż. Widok zawstydzonego Perły był dla niej słodki. Wstał, a ona wzięła kwiaty. Powąchała je – ślicznie pachniały.
-Chciałbym, byś była szczęśliwa... dlatego... - obejrzał się w różne strony – dlatego... - uklęknął pod łóżkiem i wyjął spod niego gitarę. - Zagram Ci oto tą piosenkę. - założył na siebie instrument i zaśpiewał piosenkę pt. „Bajkowy sen” oraz „Mój Ty Aniołku”.

-Ach... Tu jesteś...
Ach... jak Ty pięknie pachniesz...
Ach... moje Ty piękności...
Ach... Ty moje słodkości!

Kojarzysz mi się
Ze słonecznym dniem
Z poranną rosą
Z wiosennymi kwiatami

Jesteś mym narkotykiem
Nałogiem, którego nie porzucę
Uzależnieniem, które kocham
Częścią mojego życia

Przy Tobie
Czuje się...
Jak w bajkowym śnie
Z którego nie chcę wyjść...

I następna piosenka.

Mój Ty Aniołku!
Podejdź proszę
Chwyć moją dłoń
Kroczmy przez ten świat razem...

Mój Ty Aniołku!
Nie wstydź się
Przytul się do mnie
Kroczmy przez ten świat razem...

Mój Ty Aniołku!
Jest Ci zimno
Poczuj moje ciepło
Kroczmy przez ten świat razem...

Mój Ty Aniołku!
Nie jesteś sam
Spójrz na mnie
Kroczmy przez ten świat razem...

Mój Ty Aniołku!
Jesteś tak blisko
Pocałuj mnie
Kroczmy przez ten świat razem...

Pocałowała jego usta. Odłożył Szarpidełko na miejsce i patrząc proste w jej oczy, chwycił jej dłonie. Uklęknął przed nią.
-Nie mam pierścionka dla Ciebie i raczej na ślub to za wcześnie. Ale chcę Ci teraz oświadczyć, że... będę wierny Tobie Swietłanko Fleczerowicz aż do ślubu, a po ślubie będzie na zawsze razem. Jestem już tylko twój Misiuniu. Jestem twoją własnością – możesz mnie nawet podpisać! Znalazłem dziewczynę, której szukałem i już nie chcę innej. A Ty? Czy zgadasz się na to? Chcesz mnie mieć za chłopaka, potem narzeczonego, a na koniec męża?
-Chcę..
-Przyrzekasz mi gitarę, punka, kostkę do gry aż do bisu?
-Przyrzekam.
-Czy wierzysz mi, że po ślubie miesiąc miodowy spędzimy w Czarnobylu?
-Wierzę.
-Ufasz mi, że nigdy cię nie zranię i nie opuszczę?
-Ufam.
-Czy Ty też mnie kochasz Swietłanko Fleczerowicz?
-Kocham.
-Chciałabyś w przyszłości, by nazywali cię Swietłana Czarna Krawczuk?
-Chciałabym.
Stanął na nogi i mocno ją przytulił do siebie. Usłyszał jej chlipanie. Pogłaskał jej głowę i szeptał.
-Moja mała Czarnulka...

niedziela, 9 stycznia 2011

Śmierć.

Czarna, Roberta i Szymek zasnęli w pozycji siedzącej na krzesłach w szpitalu.
-Dzieciaki, obudźcie się! - doktor Grzegorz ich szturchnął.
Ziewnęli, przeciągnęli się i przetarli oczy.
-I co?! - jednocześnie spytali ożywieni.
-Żyje. Wasza przyjaciółka żyje. Jest w śpiączce, ale się wkrótce obudzi.
-Boże... - szepnął Szymon i schował się w szyi Tarnow.
-Dziękujemy doktorze... - powiedziała Swietłana.
-Ja tylko wyleczyłem pacjentkę z innymi lekarzami. - odszedł.
Galupienko płakał – ze szczęścia.
-Mówiłam Ci się, że się uda.
On nie pohamował się i złożył na jej wargach ognisty pocałunek.
„Moje myśli chyba jednak się sprawdziły” - pomyślała córka Fleczerowicza.

Tomek otworzył oczy. W jego ramionach spała Magda. Uśmiechnął się i pocałował jej policzek. Zaraz jednak ogarnęła go pewna myśl.
„Ona nie jest moja. Ona ma innego.”.
Bowiem cały czas nosiła pierścionek zaręczynowy od Marcina.
Ale...
„Czy gdyby go kochała, to pozwoliłaby się pocałować?”.
Poruszyła się. Odwróciła się do niego. Jej błękitne spojrzenia były skierowane na niego.
-Dzień Dobry Tomaszu.
-Witaj Magdo.
Patrząc na siebie, on nie wiedział, czy może skosztować na powitanie jej usta.
-Ja... ja... - zaczął się jąkać.
Przystawiła swój palec do jego ust.
-Ciiiii...
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zabierając palec, przystawiła swoje wargi. Najpierw był to długi i czuły buziak, który potem ewoluował w namiętny pocałunek. Gdy oderwała usta, wstała z łóżka. Sprawdziła godzinę.
-Nie warto marnować dnia.
Podniósł się i stanął naprzeciw niej. Chwycił jej dłonie.
-Nie wiem czy... ja wczoraj w nocy powiedziałem coś...
-Tak?
-Ja... ja... - spojrzał na jej pierścionek na lewej dłoni. - ja bardzo panią kocham.
Rozchyliła delikatnie wargi.
-Ma pani ukochanego, wiem o tym. Wiem też, że darzy go pani szacunkiem i uczuciem. Ja czuje to pani to samo, nie mam na to wpływu. Jest pani... bardzo... - wzrok mu latał we wszystkie strony. - kobieca... ma pani klasę... i jest pani bardzo śliczna... Nasze drogi rozejdą się, gdy pani wróci do Prypeci... wróci pani do rodziny... narzeczonego... życzę pani jak najlepszego... O mnie... nie powiem, że ma pani zapomnieć... ale proszę się nie martwić, bo... dam sobie radę. Jest pani bardzo zdolna... słyszałem pani płytę... ma pani Magdo anielski głos... nie przypuszczałem... że... tak szybko... zabierze mi pani serce.
-Panie... Tomaszu... przepięknie wyznał mi pan miłość... pochlebiło mi to. Nie umiem już kryć, że i mnie pan oczarował. Gdyby nie mój narzeczony, to... nie opierałam bym się. To mi pan skradł serce...
Pogłaskał jej twarz, po czym chwycił ją w swoje dłonie.
-Jesteś przepiękna Magdo... - pocałował ją. - Tak bardzo cię kocham... - Dostrzegł, że jej oczy błyszczą się. - Nigdy o Tobie nie zapomnę...
Puk, puk!
-Kto tam?
-Laura... czy mogę... wejść?
-Proszę...
Przybrali postawę „nic między nami nie zaszło”.
-Dzień Dobry... - powiedziała dziewczyna nieśmiało.
Odpowiedzieli tym samym.
-Ja bardzo przepraszam.... że przeszkadzam... ale... lecz... babcia... babcia nie chcę się obudzić...
Ta informacja tak poruszyła Tomasza, że niemal pobiegł do pokoju babci Adiel, a dziewczęta za nim. Staruszka leżała w łóżku z zamkniętymi łóżkami.
-Zostawmy go same... - szepnęła Malejko do młodej.
Bezszelestnie zamknęły drzwi.
Tomek uklęknął przy łóżku ukochanej babci. Ze smutkiem spojrzał na nią i jej dłoń. Wziął jej dłoń – nie była ani zimna ani ciepła.
-Tomeczku... - szepnęła.
-Babciu...
-To ten dzień...
-Babciu... proszę... - drgał mu głos, a łzy same stały w oczach.
-Muszę wnuczku odejść... do twojej... mamy... dziadka...
-Ale... czemu dziś? Babciu... proszę...
-Wysłuchaj mnie... wysłuchaj...
Twierdząco kiwnął głową.
-Kocham cię i będę kochać... nigdy nie byłam zła na twoją... mamę o jej ciążę i twojego ojca... wiem, że go znalazłeś... ale nic dalej nie zrobiłeś...
-Ale on mógł mnie nie zrozu...
-Ciii... pojedź do Wielkiej Brytanii... to twój tata, który też cię kocha... nie odrzucaj bliskich, nigdy...
Tomasz z całych sił powstrzymywał płacz.
-To zrób po ślubie z Magdą... jest narzeczoną, ale nie twoją... lecz kochasz... ją prawdziwą miłością, którą widać po oczach... doprowadź ją do ołtarzu wnuczku... wiem, że to zrobisz... darzy cię tym samym, co Ty ją... miłości nie oszukasz... nigdy... jej nie oszu...kasz... ale... obiecaj mi... że to zrobisz...
-Babciu...
-Obiecaj...
-Obiecuje... - łza spłynęła mu po policzku. - zrobię to, o co prosisz...
-Nie... ja nie proszę... to jest... twoje przeznaczenie... tak ma się stać... będziesz z nią szczęśliwy... będziesz wspaniałym... mężem... ona będzie Ci wierną żoną... będziecie mieć... trójkę dzieci... syna... rysy ojca... jedną córkę... spojrzenie matki... uśmiech ojca i jego charakter...druga córka... oczy... uśmiech matki... nos ojca... lecz charakter matki... Będziecie... z nich du...mni... Będą waszą dumą... - kaszlała jakby się dusiła. - Laura wielbi Ciebie... lecz jej serce wkrótce zabije... będzie mia...ła przed sobą.... do pod...jęcia decyzję... wybierze... mądrze... dalej... dalej... zależy od... nie...j...
-Kocham cię babciu Adiel... - kolejna łza spłynęła po jego oku.
-Bądź sobą Tomusiu...
Twierdząco kiwnął głową.
-Pozdrowię... naszą... ro...dzinę... damy Ci... znak... z gó...ry...
-Dobrze babciu...
-Bądź sobą... kochaj... i... szanuj...
Zegar wybił godzinę dwunastą.
Dziewczyny wiedziały, jaka pora nadeszła.
Tomek wyszedł z pokoju. Widziały w jego oczach łzy. Jedyne co, to kiwnął twierdząco głową. Magda wtuliła się w niego mocno. Zamknęli oboje oczy i on ją objął. Laura nie kryła łez. Strata tak bliskiej dla niej osoby była bolesnym przeżyciem.
-Babcia prosiła, by ją pochować przy mężu... i wszystko na pogrzeb jest przygotowany... prosiła, byśmy nie płakali po niej, lecz pamiętali ją.
-Boże... - Laura płakała.
-Spełnimy jej wolę... - powiedziała Malejkowicz.
-Każdą... - dokończył Riddle.

-Chyba pójdziemy do domu? - nieśmiało spytała Swietłana.
-Jest bardzo późno... bardzo... - spojrzała na Szymona. - Szymek... chyba pora iść...
-Nie mogę jej zostawić...
-Nie możesz tu być cały czas... przyjdziemy z samego rana...
-Ona nie może być sama..
Spojrzała tym razem na Czarną.
-Dobra, Szymek! A teraz słuchaj uważnie! Ja z Robertą wracamy do domu... i tak cię wykopią ze szpitala... boże no byś się posłuchał Roberty, skoro na niej też Ci tak zależy... - spojrzała na nią.
Tarnow wzięła jego dłoń.
-Będziesz spać u mnie... nie zostawię cię samego... proszę, zrób to dla mnie...
Chwila ciszy.
-Dobrze... - wstał.
Była późna noc...
-Swietłanko, ja się boje o Ciebie... - powiedziała Roberta jadąc samochodem
-Dam radę! A samoobrony to sama się nauczyłam. - wysiadła z auta
-Obyś szczęśliwie wróciła...
-Wrócę! No, jedźcie już!
Pożegnali się. Oni pojechali w swoją stronę, a ona szła drogą, która prowadziła prosto do Pałacu.
-Odwiedzić Perłę? - salon fryzjerski był już blisko. Gdy stanęła przed budynkiem, pomyślała jeszcze raz. - Powinnam im powiedzieć... i tak nie śpią... - wzięła klucze, które Perła dał jej kiedyś i otworzyła drzwi. Panowała totalna cisza.
„Już śpią? Nie wierzę.”.
Weszła po schodach do strefy dla szefów i pracowników – krótko mówiąc Vipów. Tam właśnie ostrzegła, jak kilka pustych butelek piwa Perła turla się po podłodze.
-Nie.. nie... nie... - nie chciała przyjąć tego do wiadomości. - nie mogli... oni nie mogli... - podniosła butelkę i zobaczyła, że było w niej piwo. - Ale oni mieli pracować... nie chlać... - szła dalej... - przecież... może mi normalnie powiedzieć, że chce iść na piwo z kolegami... nie powiedziałabym nic złego... jeśli mnie wyroluje... to... O KURWA! - krzyknęła, gdy otwierając drzwi do pokoiku dostrzegła cicho grający telewizor, jeszcze więcej piwa, powywalanych rzeczy i co chyba najważniejsze – smacznie śpiących chłopców w różnych pozycjach. Krzyk dziewczyny sprawił, że któryś się z nich poruszył. Pokazała się głowa Lolka. Mrużył oczy i przecierał jej.
-Ktoś Ty jest?
-Polak mały, kurwa.
Szturchnął kogoś.
-Stary...
-Co?
-Polak mały kurwa przyszedł.
-Kto? - podniósł głowę Peregun.
-No... przedstawił się jako „Polak mały kurwa”.
-Co Ty pier... - przyjrzał się Czarnej. - To jest Swietłana debilu!
Ona stała ze skrzyżowanymi rękoma, a wszyscy panowie zaczęli się budzić. Gdy obudził się jej chłopak, miał we włosach parasolki po drinkach i narzekał na ból głowy.
-Ale mnie dupa boli... - jęczał Robert.
-No... nie dziwię się... - Pery pokazał mu, że Marian śpi przytulony do kija bejsbolowego.
Fleczerowiczowa zaczęła tupać stopą. Wtedy chłopcy skupili na niej uwagę.
-Eee... Perła... - Lolek go szturchnął.
Ten się odwrócił i dostrzegł ukochaną.
-Och Misiaczku! - podniósł się, ale złapał się za pośladki, które go bolały jak głowa. - Tak się cieszę, że tu jesteś! - podszedł do niej blisko.
Wtedy ona uderzyła go w policzek.
-Nic dobrego z tego nie będzie... - szepnął Peregunek do Lolka.
Paweł złapał się za palący od ciosu polik.
-Wiesz co Ci powiem... - zaczęła. - Fajnie, że masz kolegów i pracę. Jeśli chciałeś iść z nimi polać się w trzy dupy, to pozwoliłabym. Myślałam, że mi ufasz... naprawdę tak myślałam... takiego oszustwa się nie spodziewałam...
-Ale misiaczku kolorowy...
-Nie przerywaj, kurwa....
Zamilkł i zrobił smutną minę.
-Naprawdę myślałam, że jesteś choć trochę lepszy od innych facetów... Ty się nic nie różnisz... Nie chcę Ciebie na razie znać. I nie zbliżał się do mnie, bo z twoich jaj nic nie zostanie.
-Przejebane... - szepnął Lolek do Roberta.
-A ty Kowalow! - Czarna zwróciła się do niego. - Też pokazałeś się zajebisty! Chyba, że Roberta wie o twoich wyczynach, ale nie sądzę. Tylko Szymon pokazał dziś klasę i to ten, co zapieprzy w mordę każdego. Dziś przy mnie płakał! A czemu?! Bo jego ukochaną potrącił samochód i przez kilka godzin siedzieliśmy w poczekalni na niewygodnych krzesłach i modliliśmy się o nią, kiedy to wy opierdalaliście się! Gratulacje, naprawdę! Dobra... pijcie sobie... ale nie oszukujcie nikogo... bo właśnie wasz punkowy kolega stracił kogoś – dziewczynę. Żegnam. - trzasnęła drzami.
Chwila ciszy między nimi.
-No co stoisz?! - krzyknął Kowalow do Krawczuka. - Idź za nią!!!
Nerwowo spojrzał na wszystkich, po czym wybiegł za Swietłaną.

piątek, 7 stycznia 2011

Notka Specjalna!

*NEWSY*

W sumie to taki news nie jest, ale...

Masz konto na facebook.com?
Uwielbiasz Perłę?
ODWIEDŹ JEGO PROFIL!!!
http://www.facebook.com/perla.punk
Nasz Punkowy ulubieniec przyjmie każde zaproszenie!
A jeśli jesteś fanem Prypeci, wejdź tu:
http://www.facebook.com/pages/Prypec-Wg-Robertow/184310504921030

*ZDJĘCIA*

Chcecie poznać jedyną, niepowtarzalną Władczynię Wszech Czasów?! Otoooooo i ona!
Szysza Hodowlana - moja "mamusia", genialna pisarka i przyjaciółka. Być jej znajomym to zaszczyt.
Przede wszystkim, Prypecie to wymyśliła ona, a ja chwyciłam jej pomysł. Szyszka należy do fanek mojego bloga, co mnie naprawdę cieszy! Dzięki!

Śliczna, prawda? ^_^

*OD AUTORKI*

Po rozmowie z moją fanką, Ewą postanowiłam odpowiedzieć na pytania, które ja zadałam wam kilka notek specjalnych wcześniej. Enjoy!

1. Kto jest twoją ulubioną postacią?
Perła, Robert, Szymon.
2. Jaki jest twój ulubiony rozdział?
"Kawa", "Gwałt", "Wąsy", "Kufer i walka", "Parada", "PUNK!", "PŁONĄCE DUPY!", "Pierwszy raz", "Pokój", "After Party", "Wielkie sprzątanie rozpoczęte", "Romanse i miłostki", "Święta w Prypeci", "Wybawiciel", "Praca", "Wypadek".
3. Jaki jest twój ulubiony wątek?
Impreza w Pałacu, miłość między Robertą a Szymonem, wszystkie z Perłą.
4. Jaka jest twoja ulubiona para?
Roberta & Robert
Perła & Czarna
Roberta & Szymon
Szysza & Dawid
Tomek & Magda
5. Czy coś Ci się nie podoba w opowiadaniu?
Hmmm... na razie nie.
6. Czy któraś postać cię przypomina (w sensie - charakter)?
Roberta i Czarna - bezapelacyjnie, do samego końca.
7. Co chciałbyś, by było w opowiadaniu?
To ja już wiem co ;-)
8. Chciałbyś, żeby w opowiadaniu pojawiały się nowe postacie?
Pewnie i nawet będą! ;-)
9. Czy chciałbyś kontynuacji opowiadania, gdy skończy się pierwsza seria?
Hehehe ;-)
10. Od skali 1-5 jak oceniasz opowiadanie?
5 - a co mi tam ;-)

czwartek, 6 stycznia 2011

Wypadek.

-Boże... ja nie wiem, jak oni to przyjmą. - Swietłanie głos się jąkał. - Żeby on sobie nic złego nie zrobił.. - weszła do bloku Robertów. Wbiegła po schodach aż na ostatnie piętro. Zadzwoniła do drzwi.
Roberta i Szymon wciąż spali w swoich objęciach. Dzwonek obudził ją.
-Szymek... obudź się... - pogłaskała jego ramię, po czym delikatnie szturchnęła. - Ktoś przyszedł do nas.
Otworzył oczy.
-Mam chować się do szafy? - ziewnął.
-Nie, tylko się ubierz.
Szybko założyła kimono i krzyknęła „Chwileczkę”. Galupienko leniwie wstał z łóżka i ubrał swoje czarne bokserki oraz czerwony podkoszulek.
-Oj, załóż tylko kimono. - powiedziała do niego podając mu ową odzież. Przyciągnął ją do siebie i czule pocałował.
Podeszła do drzwi i je otworzyła.
-Czy Szymon jest tu nadal?!
On pokazał się Czarnej.
-Wejdź! - Tarnow zaprosiła ją do środka. Dostrzegła, że jej gość jest niemal spanikowany. - Czy coś się stało?
-Ty może zareagujesz w miarę dobrze.. ale nie wiem, jak on...
Kochankowie spojrzeli na siebie.
-Chodzi o Ewę – miała wypadek...

Policja przyjechała pod Pałac.
-A po kiego grzyba nam milicja? - Dawid podrapał swojego majestatycznego wąsa.
-A ja wiem? - Szanowna Małżonka wzruszyła ramionami.
Oboje zeszli do dwóch policjantów.
-Uszanowanie o Jasna Pani! - pochyli się przed nią zdejmując czapki z głów.
-Uszanowanie. Czym zawdzięczam waszą wizytę?
-Alan Dzikowicz – wskazał na niego siedzącego w radiowozie – pod wpływem alkoholu przebywał w miejscu publicznym – konkretnie na miejscu wypadku...
-Chwila... jakiego wypadku?
-Młoda kobieta została potrącona przez samochód... fiat 126p. W stanie ciężkim została przewieziona do najbliższego szpitala.
-I... jak z nią?
-Obecnie nie znamy stanu jej zdrowia.
-Czy on – wskazała na Alana. - ma coś wspólnego z tym?
-To ustalamy. Musieliśmy go zabrać stamtąd, ponieważ utrudniał pracę policji.
-Kurwa...a... kim była ta dziewczyna? - ze strachem pomyślała o Swietłanie i Robercie.
-Wg świadków miała rude włosy...
Szyszenko olśniło.
-Boże... to ta dziewczyna Alana... a potem Borysa... i to pijaczysko ją przyprowadził na bibę... Kurwa jego mać! Gdzie Dzikowicz, tam bajzel!
Grupka funkcjonariuszy na noszach wniosła pijanego mężczyznę.
-Połóżcie go na podłodze... o tu! - rozkazał Gahanow. - Jakiś mandacik za to będzie?
-Nie... pan Dzikowicz dostał jedynie ostrzeżenie. W przypadku dalszych kłopotów zostanie wezwany na komendę.
Szysza kiwnęła głową.
Gdy policjanci zniknęli, powiedziała do męża.
-Ona wcześniej była z Szymonem Galupienko. Czarna mi powiedziała.
On ją objął.
-Oby nie zabił Alana... oby. - zaczął dotykać jej biustu.
-Nie Dawid... proszę, nie teraz... sprzątnijmy Dzikszego stąd.
-Boże... chcesz go zabić?
-Odbiło Ci? Nie chcę na moim dywanie, bo go zarzygał!
-SŁUŻBA!!! - wrzasnął.

Szymon nie chciał wierzyć w słowa Swietłany.
-Ty pierdolisz...
-Ech... ale to prawda...
Roberta dłonią zasłoniła usta. Widok zdołowanego Szymka ją bardzo smucił Widziała jego załamany wzrok.
-Jedziemy do szpitala.
Na te słowa Tarnow nikt nie protestował.
-A co.. z naszymi chłopakami? - Czarna spytała ją, jak wyszły z bloku.
-Pracują... nie martwy ich dodatkowo.
Wzięli samochód Roberta i odjechali.

„Pracowici” chłopcy wypili wszystkie butelki piwa, że aż usnęli w różnych pozach w różnych miejscach. Chyba dobrze, że nikt ich nie zastał w takim stanie.

Szpital w Prypeci.
-Gdzie przebywa Ewa Iwanow? - Czarna zaczęła rozmowę z pielegniarką.
-Hmm... w sali operacyjnej. Nie wolno tam wchodzić.
-Rozumiem. Czy... jej stan... znaczy.. wiadomo w jakim jest stanie?
-W ciężkim. Operujemy ją już kilka godzin.
-Czy jest tu jakaś poczekalnia?
-Tam są krzesła. - wskazała.
Po rozmowie Swietłana usiadła ze swoimi Towarzyszami niedaleko sali operacyjnej. Szymek był mocno wtulony w Robertę. Z całych sił powstrzymywał łzy.
-To moja wina... - głos mu drgał.
-To był wypadek kochanie... nikt tu nie zawinił.
-Jeśli umrze, to nie daruje sobie tego.
Pocałowała go w głowę i jeszcze pogłaskała.
-Bądź dobrej myśli. Wierzę, że wyjdzie z tego. - przytuliła go jeszcze bardziej, a on cicho płakał w jej szyje.
Czarna dostrzegła, że łączy ich silna więź. Nie chciała snuć podejrzeń, że mają romans, lecz jakiś wewnętrzny głos to jej mówił.
„On musi coś do niej czuć.”.
Z sali operacyjnej wyszedł lekarz.
-Przepraszam pana doktora. - wstała i podeszła do niego. - Chciałabym... byśmy znać stan Ewy Iwanow. Jesteśmy jej przyjaciółmi.
Spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami.
-Pacjentka przebywa nadal w stanie ciężkim. Jest w śpiączce i obecnie ją operujemy już godzinami. W wypadku samochodowym odniosła liczne obrażenia w okolicy klatki piersiowej, brzucha i kończyn dolnych. W tej chwili walczy o życie. Ciężko nam powiedzieć, czy w ogóle przeżyje. I... nie wiem, czy państwo i sama pacjentka wiedzieli, ale ona była przed wypadkiem w pierwszych tygodniach ciąży. W wyniku obrażeń poroniła.
Na te słowa Galupienko aż podskoczył i zaczął się strząść. Tarnow szybkim ruchem dłoni głaskała go i szeptała „Spokojnie”.
-Boże... to straszne... nawet nikt... nie wiedział... czy wiadomo, ile jeszcze potrwa operacja?
-Niestety nie wiem. Będzie tyle trwać aż osiągniemy jakiś efekt – nawet ten najgorszy. Mamy nadzieje, że pacjentka przeżyje. To byłby cud.
-Dziękuje doktorze...
-Domeczek... Grzegorz Domeczek.
-A... słyszałam o panu – najlepszy lekarz w Prypeci.
-Nie wiem... ja tylko wykonuje swoje obowiązki. - podszedł dalej.
Dziewczyna spojrzała na swoich przyjaciół. Zobaczyła, w jakim stanie jest Szymon. Roberta podniosła głowę i spojrzały na siebie. Ich spojrzenia były takie same – smutne i pełne obaw.
-To było dziecko... - jęczał szeptem przez łzy – moje maleństwo...
Obie nigdy nie widziały go od tej strony. Ten twardziel, po którym nie widać emocji, dziś pokazał swoje prawdziwe uczucia. To było zarazem straszne jak i piękne.

Paulina była wkurzona na Alana. Była wręcz zbulwersowana. Marcin musiał ją nieraz uspokoić.
Gdy Alan wytrzeźwiał w miarę, poszła do niego.
-Znowu się upiłeś, co?
-Ale ja kotku...
-Zamknij się!
Zamilkł.
-Jesteś nikim. Alkohol cię zniszczył. Owszem, piwo i wódką są zajebiste. Wszyscy nieraz się pochlejemy, ale nie jesteśmy alkoholikami jak Ty! To co Ty robisz, to przechodzi granice dobrego smaku. Zaniedbałeś wszystko – prace, przyjaciół i mnie – twoją dziewczynę, która cię kochała. Właśnie... kochała... nie mogę już cię kochać... obrzydziłeś mi moją miłość do Ciebie... nie chce być już Tobą. Ja się męczę, rozumiesz? MĘĘĘĘĘCZE! Nie dostaniesz już szansy, bo za dużo Ci ich dawałam i nie kocham cię. Wolę spędzić z kimś życie, dla kogo żona nie ma na imię Wódka. Możesz tu mieszkać, ale z mojego pokoju się wyprowadź...
-Ale misiu... ja już skończę z...
-Dobra, dobra... nie chce tych obiecanek. Za późno! Nic już do Ciebie nie czuje. Odwal się już ode mnie, proszę! Co było pięknie, niech pozostanie... teraz jest rzeczywistość... - odeszła.
On nie wiedział nawet, co myśleć. Schował tylko głowę we własne ramiona.

-I co? - zapytał Paulinę Marcin.
-Powiedziałam mu, że to koniec.
-A on?
-Nic, milczał.
Objęli się mocno.
Szysza do nich podeszła.
-Zrobiłaś to?
-Tak...
-Dobrze... wiesz... ja go nie wyrzucę na ulicę...
-Wiem, ja tylko chce by wyprowadził się z mojego pokoju.
-Wiem, mam dla niego pokój na strychu – w końcu wyremontowany jest. Pełny luksus! Chociaż on i tak pójdzie na odwyk. Ja mu z tym wypadkiem nie daruje.
-Właśnie... kogo potrącono?
-Tą rudą, z którą był.
-I co z Borysem...
-Ehem. Ona najpierw była z Szymonem, ale się rozstali.
-Wow!
Telefon dzwoni.
-Słucham? - odebrała Szyszenko. - Cześć Czarnulka! I co tam?... … aha... i jak? … boże... aha... ehem... Domeczek?! No to on cudów na pewno dokona! … pierdzielisz? … wow... w życiu bym... to dobrze... dobra z niej dziewczyna... zawsze pocieszy, wesprze... będziemy się modlić za nią... za was... Buziaki! Pa.
Władczyni Prypeci powiedziała wszystko Plichtenko, co jej Czarna powiedziała.
-Niezwykłe wydarzenia się dzieją w Prypeci... - skomentowała.

Szymek przysnął na Robercie, a ona wciąż czuwały z Czarną. Operacja ciągnęła się kolejnymi godzinami, a z dnia zrobiła się noc. Swietłana chodziła po korytarzu w jedną i w drugą stronę. W końcu aż usiadła. Spojrzała na Tarnow, która to odwzajemniła. Wzięły się za ręce i zamknęły oczy.

wtorek, 4 stycznia 2011

Praca.

-Deeeeejwaaaj!! - Perła szarpał się z Robertem o płytę.
-Nie będę go słuchał!!
-Ale... Henrique Ilesias jest PUNK!
-Chyba Ci się przewody w mózgu przepaliły...
Marian stanął przy nich.
-AjĆć! DISCO! Czekajcie koteczki, ja mam coś lepszego! - wziął odtwarzacz i nacisnął play.
Będe brał cię!!
-Gdzie??
-W aucie!
-Mnie??
-Cię!
-Eeee
-Ehe”
Perła i Robert zrobili miny „Are You Fuckin Kidding Me?”
-Are You Fucking Kidding Us? - zapytali jednocześnie.
Panowie przekrzykiwali się, co mają puścić. Nagle, usłyszeli piosenkę „The Beds Too Big Without You” The Police. Zaczęli kiwać głowami i tupać stopami w rytm piosenki.
-Kto to puścił? - Krawczuk podrapał się po głowie.
-JA! - z cienia ujawnił się chłopak. Miał brązowe, półdługie włosy, które swobodnie falowały, kiedy się poruszał. Trudno było określić kolor jego oczu – były mieszanką kolorów niebieskiego i zielonego. Nieraz miał całe zielone, a nieraz ciemno – niebieskie. Ubrany był w koszulę w kratę, fioletowy T-shirt pod tym oraz brązowe spodnie.
-Peregun? - zapytał nieśmiało Robert.
Obcy kiwnął twierdząco głową.
-O, siemaneczko! - uściskał go po przyjacielsku. - Co tam u Ciebie? Dawno cię nie widziałem! Czyżby ktoś tym razem Ciebie złowił? - puścił oczko.
-Hehe, sam tego chciałbym, ale niestety... marzenie ściętej głowy.
-Zaraz tam ściętej! - Perełka poklepał go. - Ja niedawno znalazłem taką laskę, że.. Bo$$HE! Jakie ona ma bajeczne cycki! Spędziliśmy razem noc i... aaaaaaaaahhhhh....
-Gratuluje. Ja nadal jestem starym kawalerem.
-Czy... 27 lat to już stary kawaler?
-Tutaj prawie każdy mężczyzna w tym wieku ma już dawno żony, a nawet dzieci. Ja nie mam ani jednego z tych.
-Może jeszcze nie ten czas?
-Weź... żadna mnie nie chce... laski nie lubią rybaków – śmierdzimy rybą, nasze hobby to łowienie i tylko z tego żyjemy, więc jesteśmy biedni.
-To... - wtrącił Kowalow. - może znajdź sobie dobrą pracę?
-Ja mam wykształcenie niepełne średnie.
-Ja też! - Perła wyszczerzył zęby. - A mam zajepunkobistą pracę tutaj!
-Ale Ty masz talent fryzjerski, a ja nie... umiem tylko ryby łowić.
Czule przytulił rybaka.
-Mój biedny, mały chłopczyk. Mój pysi mysi!
Paweł (tak, tak – to imię Perły, pamiętajcie!) zamienił się w pocieszyciela.
-Czekaj no koteczek! - Marian też się przyłączył. - BO$$HE, moje biedactwo!
-Nasze!
-Ajć, nasze! O BO$$HE!
-Panowie... - Peregun wyrwał się z ich ramion. - Dzięki, ale dam sobie radę.
Tym razem Robert objął chłopaka.
-I dziewczyna też się znajdzie, zobaczysz!
Uśmiechnął się na te słowa.
-Myślę, że jest tam gdzieś panna o której nie masz pojęcia, a ona o Tobie! Miłość przychodzi o różnej porze – właściwie niespodziewanie. A może zaraz... albo jutro...
-Za tydzień... - rzucił Perła.
-... spotkasz ją? Aaa... umiesz obcinać perfekcyjnie włosy?
-Zależy gdzie...
-No... na głowie.
-Nie... dlatego od czasu do czasu chodzę do Ciebie.
-Więc, jakby Ciebie tak ja... Perła czy nawet moja narzeczona podszkolili... Ty byś dobrze to robił, a my byśmy Ci dobrze płacili!
-Ja nic nie umiem.
-Oj tam! Każdy na początku nie umiałA.
-Tak jak każdy, że masz talenta... do robienia tapirków! - Perła chichotał z Marianem.
-Perła, silence! I'll kill you! - już ułożył dłonie do duszenia. - Peregunek, idziesz czy zostajesz? - zwrócił się do niego.
-Obojętnie. I tak się nudzę w domu.
-No to zostajesz z nami! Będzie fajnie!
-DISCO!
-PUNK!
W tym czasie przyszedł Lolek.
-No i elegancko! Cała ekipa oprócz Szymona, ale on nie chciał, a przydałoby się mu się mała rozrywka. - skomentował chłopak z tapirem.
-Ależ Roberciku! - Paweł zaczął otwierać piwo. - Nie można zmuszać drugiej osoby! To manipulacja!
-Masz rację... ale to nasz przyjaciel...
-Kulfa! - Marianek skoczył. - Chlejemy czy nie?! - zrobił takie oczka na widok alkoholu - *.*
Panowie wzięli butelki i weszli do innego pokoju.
Po czasie, nagrali króciutki utwór.
http://www.youtube.com/watch?v=dKOdo_hD9k8
-Jaki te... no... damy tytuł? - beknął Robert.
-DA. - odpowiedział Perła
-A ja wam mówię... - wtrącił Lolek. - że kwas fosforowy V jest wykorzystywany do Coca Coli...
A prawo Pascala brzmi...
-Po prostuj gotuj!! - energicznie odpowiedział Paździochowicz.
-A jak ze rżnięciem deski? - zapytał Peregun.
-Moja nie jest deska! - oburzył się Kowalow. - Moja dupeczka ma cycki D!!
-Moja ma... duże cycki.... - Perła się na tym nie znał.
-A my... - Pery objął Lolka – mamy Rączki...
-Chyba chujowo...
-Na lewo.
-BO$$HE! Ale mam śliczne cycki! - oczy Marianka - *.*
-Ty masz cyce?! - wszyscy – O.O
-Paczajcie, ajĆć! - rozebrał się do naga.
-Cycków nie ma!
-Nie będzie gównej!
-Na prawo.
-AjĆć! Ale mam kutasa!!
-Nie pan kutasa!
-Wieje sandałem!
-Z maaaaaasłeeeeeem!
-Ala nie waaali mu paaały!
-Eeeeeeeeeeeeeeee!
(Nie oznaczyłam, kto co mówi, ponieważ panowie tak się upili, że trudno było odróżnić głosy).
-Aaa... tera... - Perła prezentuje, więc można było go bez problemu rozpoznać. – jak Henrique Ilesias... Odda odda odda odda! Szara morda zniszczył klopa!!! Odda odda odda oddda!!!
Piwo łączy i porozumiewa ludzi, nie ma co.
Chłopaki później zaczęli tańczyć do tego:
http://www.youtube.com/watch?v=TFVtcSVkGdc&feature=related

Roberta i Szymon wzięli prysznic – wspólnie. Nie uprawiali seksu pod nim, ale nie potrafili odmówić sobie pieszczot. On zauważył, że powoli uczy się hamować swój popęd. Tylko nadal nie potrafił oderwać ust od jej warg. Ich słodki smak narkotyzował go.
-Robert naprawdę jutro wraca? - spytał.
-Tak, ma z chłopakami dużo pracy w firmie.
(Hahahahahahahaha – śmiech autorki „Prypeć Wg Robertów” - na szczęście niesłyszalny).
-Aha... czyli...
-Chcesz zostać?
Galupienko poczuł, jak go pieką policzki z wrażenia.
-Możesz zostać. Nie będę przynajmniej sama...
Uśmiechnął się pod nosem. Podszedł do Roberty ubranej tylko w czarne kimono (dostała w prezencie na urodziny od Pauliny). On również miał na sobie czarne kimono (Robertowie mieli kilka sztuk tego). Położył dłonie na jej ramionach. Kusiło go, by zdjąć to z niej. Ona zamknęła oczy i czekała aż sam zdecyduje.
-Doprowadzasz mnie do szaleństwa... tak trudno mi się powstrzymać...
Wtedy jej palce znalazły się na jego szyi. Zeszły niżej rozwiązując pasek. Teraz poszły wyżej i będąc nad klatką piersiową złapały materiał i w przeciwnych kierunkach zdejmowały z niego ubranie. Powoli obnażyła jego tors, który gładziła. Złożyła pocałunek na jego szyi. Objął ją, a ona całkowicie zdjęła z niego ciuch. Rozwiązała pasek w swoim kimono, a on równie powoli obnażył ją nagą przed nim. Przytuli się do siebie mocno. Głaskali swoje plecy albo ich ręce błądziły gdzieś po ich ciałach. Podniosła kolano, a on je przytrzymał. Odchyliła głowę, a on całował namiętnie jej szyje. Gdy objęła jego kark, chwycił jej drugie kolano. Uniósł ją do góry, a po czym trochę opuścił, choć wciąż ją trzymał wysoko. Znalazł się w niej. Znów ją uniósł i opuścił i powtarzał tak tą czynność. Dawno nie kochała się w tej pozycji. Ciężko oddychała. On musiał włożyć w tą pozę dużo wysiłku, ale nie przeszkadzało mu to. Spazmy orgazmu dotykały ją, wydawała się dźwięki rozkoszy. Wymawiała nieprzytomnie jego imię. Wtedy on całował ją z dzikością. Z pewnym momencie czuł, że traci siłę w ramionach, więc szybkim chodem znaleźli się w sypiali. Nie przerywając stosunku położył ją na plecach. Ona chwytała się za swoje piersi i głośno jęczała z rokoszy. Teraz on czuł, że dostaje orgazmu. Jęknął i nastąpiła ejakulacja. Następnie, wyszedł z niej i ponownie opadł na nią, a ona objęła jego rozgrzane i spocone ciało. Wtulił się w nią mocno i słuchał jej i swojego oddechu. Pogłaskała jego włosy. Poczuł się senny, więc zamknął oczy. Dołączyła do niego, więc przykryła ich ciała do połowy.

Babcia Adiel chodziła spać wcześnie, więc od kilku godzin już spała. Laura zamknęła się w swoim pokoju i nie wiadomo, czy poszła spać, czy robiła coś w nocy.
Tomasz i Magda leżeli już w łóżku. Światło było zgaszone, lecz oni nie spali i byli do siebie odwróceni.
-Tomek?
-Tak?
-Śpisz?
-Nie.
-Ja też...
Chwila ciszy.
-Zimno mi. - powiedziała.
-Mnie przeciwnie.
Znowu cisza.
-Da...dać Ci coś... ciepłego?
-Nie wiem... jeśli coś masz...
Odwrócił się w tym samym czasie co ona, więc ich spojrzenia spotkały się. Nieśmiało przysunął się do niej. Patrząc na nią czuł, że wszystko się w nim gotuje.
Byli już dość blisko siebie. Znowu pływali w swoich oczach, a jedynie księżyc i latarnie na drodze oświetlały pokój. Uśmiechnął się delikatnie, a ona to odwzajemniła. Przybliżył powoli twarz i równie tak samo zamykał oczy. Wystawił wargi i ją pocałował. Przytrzymał ją tak bez żadnych dalszych ruchów. Gdy skończył pocałunek, ona obdarzyła go następnym namiętnym. Po nim spojrzała jeszcze raz na niego błękitnymi oczami. Odwróciła się do niego, a on ją przytulił do siebie. Głowę położył na jej policzku. Po czasie szepnął.
-Kocham Cię Magdo.
Spała w jego ramionach, więc zamknął oczy i się uśmiechnął. Ona też.

sobota, 1 stycznia 2011

Wybawiciel.

Szymon swoim kciukiem otarł łzę, która spływała po policzku Roberty.
-Jaką? - wyszeptała.
Głośno westchnął, jakby miał problemy z oddychaniem.
-To ja cię uratowałem...
-Kiedy?
-Pomyśl...
Oświeciło ją po chwili. Nie mogła uwierzyć, to nie może być prawda..
-Nie... - przecząco kiwała głową. - To nie prawda... to nie mogłeś być Ty...
-To byłem ja... ja cię uratowałem.
-Nie... przecież... to przecież...
-Pracowałem tam jako ochroniarz... Borys dawał mi kasę, żebym wpuścił jego i jego dziewczynę. Nie wiedziałem nic o nim, nawet o Tobie. Gdy usłyszałem krzyki i zobaczyłem, jak nagle wybiegli, to wiedziałem, że będą kłopoty. Poszedłem sprawdzić basen, topiłaś się. Jak najszybciej pobiegłem i wskoczyłem. Wynurzyłem cię z wody, sprawdziłem, czy masz puls. Twoja twarz była blada. Koniecznie trzeba było zrobić sztuczne oddychanie. Twoje usta były zimne. Ale... jednak... jakieś.. słodkie... Powróciłaś do życia... Wtedy... zobaczyłem twoje oczy... zakochałem się... byłaś prześliczna. Gdy powiedziałem Ci swoje imię na twoje pytanie „Kim jesteś?”, byłaś już nieprzytomna. Wziąłem cię na ramiona, posadziłem na wygodnym krześle. Okryłem cię ciepłymi szatami. Patrzyłem na twoją twarz w śnie. Heh... wzroku nie umiałem oderwać. Nieśmiało dotknąłem twoje policzka. Kurwa.... tak chciałem cię poznać! Kurwa... przestraszyłem się, kiedy usłyszałem Szyszenko i spółkę. Mogłem zostać... mogłem kurwa zostać... teraz... może byś była ze mną... nie byłoby jak dziś... Ewa by mnie nie interesowała, ty byś nie znała Roberta...
-Szymon... Boże... - łezka wypłynęła z jej oka. - Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?
-Nie umiałem... nie umiał...
-Kuźwa... przecież bym była z Tobą...
-Gdyby...
-...Byś wtedy został... och kurwa... - kolejna łza spłynęła z jej oka. - zanim poznałam Roberta... miałam odszukać mojego wybawcę... i go...
-Kochać...
-Zostać z nim...
-Na zawsze...
-Och Szymon...
-Roberta...
Ich wargi spotkały się. Ciepłe, spragnione siebie. Języki lizały się ze sobą jakby nie mogły się nacieszyć, że są razem.
Wstali starając się nie odrywać ust. Zdejmowali z siebie wszystko, co mieli. Tak bardzo pragnęli swoich ciał...
Gdy położyła się na łóżku i on na niej, od razu poczuła go w sobie. Nie myśli o konsekwencjach tego – to były emocje, które nimi zawładnęły.
Wciąż całowali się, raz to były czułe buziaki, a raz namiętne pocałunki.
Zmieniali pozycje.
Tak jak chciał – nie był gwałtowny i ostry dla niej, lecz wszystko robił z czułością wobec niej.
Było tak póki ona sama nie przyśpieszała ich tempa. Wtedy kochał się z nią jak w innymi kobietami – zdecydowane i szybkie ruchy. To im jednak nie przeszkadzało – wzniosło sporo rozkoszy w tym akcie. Spazmy orgazmu targały nią całą, a on czuł, że zaraz dojdzie. Dlatego też wybrali pozycję klasyczną. Głośno krzyknęli. Nastąpił wytrysk nasienia. Jego sperma poleciała na jej piersi, brzuch i włosy łonowe. Gdy chciał to wytrzeć, ona go powstrzymała i wmasowała to sobie w skórę. Położył się na niej...

-Robcio!!! Obczaj to!! I jak?! - Perła piszczał jak dziewczyna.
-Chujowe panie! Za torebka i kwiatek nie pasują!
-Buuuu! Musiałeś to popsuć?!
-Ale patrz! No weź to „Delete”!
-Niet!
-Ale zaraz Ci to kliknę z powrotem!
-Niet le fuck!
-Perła! Zabierz te palce z myszki!!
-Niet!
-Spierdalaj, ja zrobię to lepiej!
-Pipka!
-Cham!
-Prostak!
-Burak!
-Świnia!
-Warchlak!
-Punk!
-Disco!
-Papa Dance!
-Ojciec Chrzestny!
-Da vinci!
-Chujo iglesias!
Do pokoju wszedł Marian. Kiedy zobaczył grę na ekranie, zrobił takie oczka - *.*
-Balbi!! Ajć!
-Ajć!
-Dacie pograć?!
Po chwili zastanowienia.
-DA!
Paździochowicz jako trzeci gracz dołączył do chłopców. Wspólnie stworzyli około... hmm... 101 projektów.
-Mówiłem, że ze mną nie zginiecie ajć!
-AJĆ!
-To tera... DISCO!!!


Marcin myślał o Magdzie.
„Boże... co ja zrobię... Boże...”
Paulina objęła go mocno.
-Ja jeszcze nie powiedziałam Alanowi, że z nim zrywam.
-Ty przynajmniej możesz to zrobić...
-Ty w sumie też.
-Chcesz by się zabiła?! Ledwo co ją od samobójstwa odciągnięto, a Ty mówisz mi, że też mogę?! Myślisz Ty?!
Uderzyła go w policzek, z całej siły.
-Nie tym kurwa tonem!
Złapał się za miejsce, gdzie dostał cios.
-Przepraszam...
-Nigdy nie mów w taki sposób do mnie, rozumiesz!
-Tak... wybacz mi... love you... - pocałował ją.
-No... lepiej...
Westchnął.
-Ale może... jest sposób... nie ma sytuacji bez wyjścia Marcin...
-W tym przypadku jest inaczej. Szyszka ma racje – zdecydowałem się ją poślubić, to już muszę to zrobić.
-Nikogo nie pokocham tak jak Ciebie...
-Wzajemnie...
Pocałowali się.

Roberta leżała na brzuchu, a Szymon na niej. Palcem tworzył serduszka na jej ramieniu.
Pocałował to miejsce.
-Kocham cię... - szepnął jej do ucha. - Ewę kocham też... ale proszę... pamiętaj, że Ty i tylko Ty, na zawsze już będziesz w moim sercu.
-Szymon... kocham Roberta ponad życie... ale Ciebie też... też będę cię mieć w moim sercu.
Pocałował jej głowę i oparł ją na jej plecach.
-Po raz ostatni... tak nadzy leżymy ze sobą... - powiedziała.
-Tak... ale... cieszmy się tą chwilą. Niech ona trwa jakby wiecznie.
Odwróciła się do niego przodem. Zatrzymał dłoń na jej policzku, a ona go objęła. Złożył na jej ustach czuły pocałunek, który przerodził się w ten namiętny.

Ewa biegła przed siebie nie widząc nic i nikogo. Zatrzymała się i oparła o ścianę budynku. W dłoniach schowała swoją twarz pełną łez.
-Nie... ja już nie mogę...
-No czego mała? - ktoś spytał.
To był Alan.
-Alan... jej...
Był niestety pijany.
-Jakaś Ty... - bęknięcie. - ładna.
„Niebezpiecznie” zaczął się do niej zbliżać.
-Co ty robisz? - zaczęła się go bać.
-No chodź na mojego konika... - objął ją mocno i chciał wsadzić język między jej wargi, ale ona zaczęła się z nim szarpać.
Prawie zerwał z niej ubranie.
-Alan!! Spierdalaj!! Nieeet!
Upadli. Ona go kopnęła kilka razy nie patrząc gdzie. Podniosła się i po raz kolejny z płaczem pobiegła przed siebie.
Zwolniła tempo, zatrzymała się. Coś jej mignęło w kącie oka. Spojrzała się...
...
Słychać były tylko pisk opon i czyjś krzyk...