Robertowie odwiedzili dziś dom dziecka - niewiele osób wiedziało, że tam idą. Podjęli tą decyzję. Nikt się nie domyślił, że przez ostatnie wydarzenie mogli by tam pójść i to zrobić.
Gdy to spacerowali sobie po mieście, natknęli się na małą dziewczynkę, miała na oko 6-8 lat. Miała w dłoniach świeże bułeczki, lecz gdy uderzyła w nich, to wypadły jej na ziemię. Miała przestraszony wzrok, więc szybko pozbierała żywność, choć była już brudna.
-Ej, gdzie to! - zatrzymał ją Robert.
Nic nie mówiła, ale stała. Spojrzała na kogoś w dali i schowała się za nimi. Po ulicy biegał piekarz i krzyczał coś. Kowalowie zaczęli się domyślać, kogo poszukuje.
-Chodźmy. - szepnęła do męża.
Chwyciła dziecko za rękę i znaleźli się w bezpieczniejszym miejscu, w wąskich ulicach.
-Czy Ty ukradłaś te bułeczki? - spytała Roberta.
Milczała.
-Gdzie są twoi rodzice? - spytał Robert.
Spuściła oczy.
-Nie zrobimy Ci krzywdy... - zapewniała ją Roberta. - Pojawiłaś się sama z bułkami... i... potrzebujesz czyjeś pomocy...
-Czy jesteś głodna?
Skinęła głową na jego pytanie.
Małżeństwo spojrzało na siebie.
-Zabierzemy ją do siebie. - zdecydowali wspólnie.
Tylko czy ona z nimi pójdzie.
-Pójdziesz z nami, dobrze? - Roberta się do niej uśmiechała i mówiła to ciepłym głosem.
Dziewczynka znów skinęła głową.
Roberta chwyciła ją za dłoń i prędko udali się do mieszkania.
On szykował jej jedzenie, a ona stwierdziła, że dziecko powinno się umyć i mieć nowe ubrania – miała na sobie długą, szarą i brudną sukienkę, na to zabrudzoną fioletową bluzę i czarny kaszkiet z daszkiem. Pokazała jej łazienkę.
-Pomogę Ci się umyć, jesteś bardzo zabrudzona.
Wsadziła ją do wanny. Podczas mycia spytała.
-Jak masz kochanie na imię?
Po chwili ciszy odpowiedziała.
-Faith... - po raz pierwszy się odezwała.
-Faith? To angielskie imię, znaczy ono „wiara”. Piękne masz imię. Ja jestem Roberta, a ten pan to mój mąż Robert.
Faith dalej się nie odzywała, więc Robertowa nie zadawała pytań, tylko ją myła. Gdy dziewczyna była już czyściutka, dała jej ubrania po jej córkach, które miała oddać na Caritas, ale zapomniała o tym, a teraz jak najbardziej się przydały. Dziecko od razu inaczej wyglądało – miała długie włosy koloru kasztanowego, niebiesko-szare oczy, pełne usta i była nawet wysoka, jeśli ma tyle lat na ile Kowalowie stwierdzili. Była też dość wychudzona, jakby nigdy nie miała niczego w ustach.
Robert zrobił jej kilka kanapek z szynką i serem oraz herbatę. Faith gdy zasiadła do stołu, od razu się rzuciła na jedzenie i od razu je zjadła. Byli tym zaskoczeni.
-Zrobię Ci kochanie kakao, chcesz? - Roberta pogłaskała ją po głowie.
-Tak.. - nieśmiało odpowiedziała.
Gdy mała jadła, Robertowie przeszli do innego pokoju i rozmawiali o tej sytuacji.
-Nie wiem, czy ja to może być córka. Na pewno nikogo z naszych znajomych. Ale... Madzia i Szyszka może by wiedziały... moglibyśmy ich spytać... Ale teraz... poczekajmy chwilę... niech odpocznie... zacznie się odzywać.. .wtedy ją popytamy, kim jest.
-Masz rację.
A gdy wrócili to znowu były puste talerze. Ona naprawdę musiała być wygłodzona.
Zabrali ją do Pałacu, wyraźnie była zachwycona tym miejscem. Dziewczyna w towarzystwie nowych dla niej osób była bardzo nieśmiała, za to jednak siedziała bardzo blisko Roberty, wręcz wtuliła się w nią, więc objęła Faith.
Potem Robertowie spytali się odnośnie niej Władczynię i Magdę.
-Nie znamy tej dziewczynki...
W końcu Faith poznała Polę, Szarlote i Pawła oraz Szymona – dzieci Robertów. Bliźniacy i Pola byli dla niej mili, również się z rodzicami zastanawiali, skąd ona jest. Tylko Szarlote trzymała na dystans młodą. Była zazdrosna, o rodziców, o rodzeństwo. Dlatego unikała dziewczynki. Natomiast Pola dawała jej swoje stare lalki, żeby Faith mogła się pobawić.
Dziewczyna odkąd pojawiła się w ich domu, była już inną osobą – była zadbana, śmiała się, stała się chętna do rozmowy. Nadszedł więc moment, w którym musieli jej zadać te pytania.
-Jak się nazywasz naprawdę?
-Po prostu Faith. - odpowiadała.
-Na pewno masz na imię Faith?
Chwilę milczała.
-Felicja...
-A więc jesteś Felicja...
-Felicja Repnin... i ja nie chcę wracać do domu, proszę! - rozpłakała się.
Roberta przytuliła do siebie, kołysząc ją w ramionach.
-Nie chcemy, byś odchodziła.. .jesteś częścią nas... Kowalową... ale tylko powiedź nam o sobie wszystko, dobrze? Ufasz nam?
Skinęła głową wycierając palcami łzy, więc Robert podał jej chusteczki.
-Ile masz lat?
-Osiem.
-Mieszkasz tu gdzieś?
-Na Fabrycznej mieszkałam.
-Dzielnica ubo... - nie dokończył Robert, ale on i jego żona wiedzieli, że to dzielnica, gdzie panuje bieda i bandytyzm.
-Kim są twoi rodzice?
Po chwili.
-Piją alkohol.
Roberta posmutniała i zrozumiała, co to dziecko musi przechodzić.
-Zabrali mnie od nich..
-I... co dalej?
-Mieszkam w domu dziecka. Tam jest źle. Tam nie mam co jeść i w czym chodzić...
-I dlatego ukradłaś bułki?
-Byłam głodna...
-I trafiłaś na nas.
-Znak od Boga. - powiedział Robert.
Na chwilę zamilkli. Wtedy Faith Felicja wtuliła się w Robertę.
-Ale ja Ciebie kocham, mamusiu...
Te słowa wzruszyły je obie.
-Jesteś w domu. - pocałowała ją w główkę.
Gdy bliźniacy i Pola wrócili ze szkoły, rodzice wezwali ich do poważnej rozmowy.
-Chcemy adoptować Faith.
-Serio? A da się tak? - zastanawiał się Paweł.
-Mieszka w domu dziecka... rodzice są alkoholikami, mieszkają na fabrycznej.
-Przecież tam Zdzichu mieszkał, kilka lat od nas starszy, ten złodziejaszek i ten co szkołę zawalił.. a potem się powiesił kilka miesięcy temu. A prawie 10 lat temu przespał się z dziewczyną, co dorabiała w klubie go-go i zaszła w ciążę. I co teraz? Laska została sama z tym i sobie nie radzi. Chyba nawet jej to dziecko odebrali. - powiedział Szymon
Kowalowie spojrzeli na siebie.
-Chyba nie sądzicie... ze to jego dziecko! - Szymon zrobił duże oczy.
-Wszystko jest możliwe. - powiedział Paweł.
-A opis się nawet zgadza... - dodała Pola.
-Czekajcie, przyjrzę się jej. - Szymon wyszedł z pokoju i pod pretekstem napicia się wody stanął przy dziewczynce. Uśmiechali się do siebie. Potem wrócił do pokoju.
-Wiecie co miał najładniejszego Zdzichu w sobie? Oczy – szaro-niebieskie. Teraz takie same zobaczyłem 3 minuty temu.
Dalej porozmawiali o plusach i minusach kolejnego członka ich rodziny. Przegłosowali, że adoptują dziewczynkę. Zasługuje na lepsze życie.
Dlatego na następnym dzień siłą ją zaciągnęli do domu dziecka. Warunki były straszne – brud, stare meble i prawie odpadające ściany. I dzieci tak muszą żyć...
-Robert, jak nie jej nie adoptujemy, to będziemy cierpieć do końca życia.
Zaczęły się formalności związane z adopcją. Przeszły tak naprawdę szybko i bez problemu, jakby naprawdę chcieli się pozbyć tego dziecka. Dla Kowalowów i tak to lepiej – Faith będzie mieszkać z nimi. Po długich, kilku godzinach Faith stała się Felicją Kowalow. Ku ucieszy wszystkich.
Nawet spytali ją, czy chciałaby naprawdę się nazywać Faith.
-Ja nią przecież jestem!
To był udany dzień.
Wydano z tej okazji specjalne przyjęcie – nowy członek rodziny, to jest wydarzenie!
Oczywiście pierwszą osobą, która ją powitała, była...
-DAAAA PUUUUUNK!!!
Tak – my wiemy, wy wiecie i basta i kapusta.
Na szczęście Felicji spodobała się duża i zwariowana rodzinka. Pomyślała sobie, że jest wielką szczęściarą, a marzenia się spełniają. I kocha swoją mamę, tatę oraz braci i siostry. W sumie wyglądem Faith się wyróżniała w rodzinie Kowalowów – jako jedyna nie miała czarnych włosów. Ale oczy jak wszyscy miała jasne oraz sposób bycia ten sam.
Ship Manifest miał już prawie wszystko gotowe, tylko teraz musieli zmiksować materiały na płytę. Płonące Dupy szykowały trasę koncertową. Bracia Kowalow oraz Robert zabierali Faith do studia i pokazywali swoje możliwości. Oczywiście młoda była tym zachwycona. Oraz już zaprzyjaźniła się z Ewą Galupienko – były rówieśniczkami, więc chodziły do tej samej klasy. Z tym, że Felicja mimo że nie miała warunków do nauki wcześniej zanim trafiła do Kowalów, to była inteligetna i jak na swój wiek mądra. Zdobywała już dobre oceny w szkole i pochwały od nauczycieli, a Ewa była dumna, że ma taką fajną przyjaciółkę.
Tymczasem Robert Krawczuk dostał list od Czachy, już przecież był kilka tygodni nad morzem. W wiadomości zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą i seks i heroinka to podstawa. Roba martwiło to, że Czarek nie chciał zerwać z tym niebezpiecznym nałogiem. Z dnia na dzień patrzył, jak przyjaciel szedł coraz niżej. Bał się, że któregoś dnia serce Czachy przestanie bić, nie raz mówił mu o tych obawach.
-Lepiej umrzeć młodo, nie chcę być stary i bez sił i jeszcze pomarszczony! - odpowiadał.
Pola i Piotrek stali na dworcu centralnym. Czekali na Stasia, co Pola pisała z nim przez internet.
-Jestem taka ciekawa! - mówiła.
On w duchu się modlił, by przyjechał brzydki chłopak i oby się nie zainteresował nią. Jednak gdy ludzie wysiedli z pociągu, wyszedł z niego wysoki chłopak, z blond włosami, ubrany w hawajską koszulę i jeansy. Miał na pewno jasne oczy.
-On właśnie miał ubrać koszulę hawajską... - powiedziała Pola będąc oczarowaną urodą chłopaka.
Piotruś wywrócił oczami.
Dostrzegł ich, uśmiechnął się szeroko i szedł w ich stronę. Serce biło jej jak szalone w emocji i też zaczęła się uśmiechać.
-Pola! - krzyknął radośnie.
-Stasiu!
Objęli się mocno, nawet ją pocałował w policzek. A z Piotrem przywitał się uściskiem dłoni. Poszli do cukierni, czuł się jak wyrzutek, czuł się nikomu nie potrzebny, kiedy to tych dwoje obejmowało się, czy szeptało sobie coś. Piotrek poczuł ukłucie w sercu.
-Zaraz wrócę.. - oznajmił.
Tak naprawdę oglądał ich z daleka – całowali się. To było dla niego za trudne. A gdy miał już maszerować ku przodowi, jakaś grupka młodych chłopaków, też blondynów trzymało telefon i coś filmował. Gdy spojrzał z ich punktu widzenia, telefon i niektórych spojrzenia były ustawione właśnie na Polę i Stasia... To był od początku podejrzane.
Nie wiedział potem czemu, ale bez wahania podszedł do nich.
-Filmujecie, co nie?
Spojrzeli na niego
-Cicho! To dopiero akcja, ziom! Gościu, nasz ziom robi tą laskę w konia, że ją kocha. A my to filmujemy, czaisz, nie?
Tego nie zniósł – wyrwał im telefon i wyłączył nagrywanie. Wkurzyli się, zaczęli go wyzywać, a on groźnie szedł do bohaterów niedoszłego filmiku. Nie wiedzieli, o co mu chodzi. On tylko chwycił jej rękę i zabrał ją od niego. Staś wstał i zaczął się pytać go, co jest grane. Wtedy Piotr się odwrócił z pięścią, którą mocno uderzył go. Stasiu powalony ciosem zawrócił się i upadł. Zaraz zjawili się koledzy.
-Stachu, żyjesz?
-Kurwa, ten kniot zjebał nam film!
Pola nie wiedziała co jest grane, o czym oni mówili.
Piotr po raz ostatni się do nich zwrócił.
-Wracajcie do siebie dupki żołędne, bo zapierdole wam tak w ten pysk, że krew się poleje. Nie chce was kurwa oglądać! - zamachnął się pięścią, a oni przestraszeni uciekli.
Teraz spojrzał na Polę i westchnął.
-Dlatego zawsze mam dystans do internetowych kochasi. - powiedział.
-Ale... o co chodzi, dlaczego go uderzyłeś?!
-Bo przyjechał tu z kolegami i nagrywali cię na komórkę , jak się całowaliście. Chciał cię ośmieszyć. Dobrze, że w porę zareagowałem.
Spuściła głowę.
-Ważne... żebyś już nie pisała z takimi... wiesz, ja Ci mówiłem....
-A co ja miałam zrobić, jak mnie olewałeś?! - wystartowała z pretensjami.
Stał osłupiały.
-Jak to? Przecież jestem przy Tobie zawsze.
-Ale nigdy nie reagujesz! Jak myślisz, dlaczego cię przytulam, dlaczego Ci mówię wszystko, dlaczego cię całuje w policzek?
-Bo... mnie lubisz...
-Nie, nie lubię cię!
Poczuł znowu ukłucie w sercu.
-Kocham cię, dlatego! Ile razy Ci dawałam znaki, a Ty nic! Albo wiedziałeś o tym, ale mnie nie kochasz! Pff, dlaczego miałbyś mnie kochać! Kto by mnie kochał, no kto!
Miała już biedź, gdy ją złapał za rękę i przyciągnął się do siebie.
-To ja Ciebie kocham! To ja dawałem Ci znaki! To ja nigdy nie widziałem twojej reakcji! Myślałem, że mnie nie kochasz.
-Ale... ja myślałam, że to Ty mnie nie...
-Heh, co za dziwna sytuacja...
-Tak...
-I co teraz?
-A cóż być może...
-Skoro ja kocham Ciebie, Ty mnie...
-Ty i ja... razem?
-Tak... i niech już nic nas nie rozdzieli.
-I tak ma być.
Jeszcze bardziej się do siebie przytulili i to był ten moment, w którym to wargi zakochanych ludzi łączą się w pocałunku miłości.