CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

niedziela, 25 września 2011

Nowa Nadzieja

Czas żałoby zapanował w radioaktywnym mieście Prypeć...
Bowiem tak piękne miasto straciło swoich dwóch Towarzyszy...
Towarzysz Robert Kowalow poniósł śmierć bohaterską w bitwie o Czarnobyl, którą Prypeć wygrał z Rosją. Zaś Towarzysz Cezary Dzikowicz zmarł od przedawkowania narkotyków. Kolejnym smutnym wydarzeniem był rozwód Towarzysza Dawida Gahanowa z Towarzyszką-Władczynią Szyszą Szyszenko.
Łączmy się w smutku...
Po czasie żałoby w radioaktywnym mieście Prypeć...
-Dzień Dobry Wasza Wysokość! - usłyszała Szysza siedząc w swoim biurze i będąc w trakcie organizacji pierwszej, wielkiej po żałobnej imprezy w Prypeciach. Zastanawiała się, kto mógłby przerwać jej tak ważną pracę? Marian? Niee, on tak inteligentnie nie brzmi..
-Aaaa, generał Kowalow! - dostrzegła gościa i pozwoliła mu podejść do samego biurka. - Czym zawracasz moje szanowne carskie 4 litery?
-Towarzyszka wybaczy... - zawstydził się jak dotąd męski generał Piotr Kowalow – bohater bitwy o Czarnobyl. - Ja do Towarzyszki z pewną rzeczą chciałbym się zwrócić..
-Ano słucham!
-Pierwsza to... czy podczas imprezy będzie można wystrzelić prawdziwy strzał? Tak dla koksu.
-Dobra. A kolejna sprawa?
Po tych słowach wyciągnął czerwoną różę.
-Dla najpiękniejszej kobiety na świecie... - dodał.
Tego się nie spodziewała.
-Generale!... - sama miała już różowe policzki..
-Tu jest ich więcej! - wyciągnął wielki bukiet róż.
-Mein Got! - niemal zemdlała. - A jaka to okazja?
-Jesteś... pani... piękna...
-Dzień Kobiet?!
-Niezwykła...
-Moje urodziny?!
-Kobieca...
-Imieniny?
-Naturalna...
-Rocznica wysadzenia kibla u Mariana?
-Mądra...
-Piotruś...?
-Umówiłaby się pani ze mną na randkę?
Szysza – O_O
-Panie, spieprzaj pan...
-Ale...
-Spieprzaj dziadu!
Zawiedziony mocno opuścił pokój. Jednak obiecał sobie nie poddać się w zdobyciu jej serca. Aczkolwiek rozumiał jej gniew – jest po rozwodzie nieszczęśliwa. Ba, kto byłby szczęśliwi po zdradzie?

Minął się na schodach z Kejti, a właściwie Katją Robertą – wdową po Robercie. Generał był kuzynem jej męża. Po jego śmierci Roberta przestawał używać tego imienia, a wróciła do Katji, ale woli jak się jej mówi Kejti. Przez ostatnie wydarzenia stała się wyciszona, poważna. Czasem się uśmiechnie, zaśmieje... ale brakuje jej chęci do życia... mimo że ma dzieci , w tym bliźniaków Szymka i Pawła, którzy są już dorośli, lecz strata ukochanego boli bardziej. Choć dopiero co skończyła 37 lat, to uznała, że nic tylko czekać na całkowite zestarzenie się i w końcu śmierć.
-Katjuszo!
-Witaj Generale.
-Dopomóż mi! - złożył dłonie.
-Trudno jest odratować mocno zranione serce...
-Wiem.. - przypomniał sobie wojnę. - Ale zależy mi na niej..
Westchnęła i przyjrzała mu się – lubiła go i uważała jak Magda, że jest idealnym facetem dla Władczyni.
-Musisz ją oswajać... nic na siłę.. a może z czasem skradniesz jej serce...
Skinął głową.
-Mam nadzieje...
Gdy Kejti schodziła po schodach
-A Gahanow... - powiedział stojąc na schodach, a ona spojrzała na niego zatrzymując się.- Nie rozumiem go... tak cenny skarb stracić.
Nic nie powiedziała – tylko popatrzyła na niego spod długich rzęs, po czym odwróciła głowę i wyszła z Pałacu. Potrzebowała teraz spaceru.
Po drodze spotkała swoją córkę Polę z chłopakiem Piotrkiem.
-O, cześć mamo!
-Dzień Dobry pani!
Uśmiechnęła się do nich i poszła dalej. Nastolatki patrzyli na nią.
-Mama jest taka.. nieobecna...
-Musi wyjść z szoku i pogodzić się z tym...
-Tak... - przytuliła się do niego i ścisnęła mocniej go, gdyż i na nią śmierć ojca podziałała, lecz z Piotrkiem znosi ten ból lżej niż mama. Młody Barow okazywał jej maksimum wsparcia i miłości.

Paweł Kowalow czuł, że chce opuścić rodzinne miasto i wyjechać stąd. Marzył również o karierze aktorskiej. Jednak bał się o tym powiedzieć rodzinie, przede wszystkim matce i bratu oraz malutkiej Ewie Krawczuk. Potrzebował się komuś zwierzyć, ale komu..?

Nagrania Płonacych Dup leżały i leżały. Bowiem cóż czynić bez gitarzysty takiego jak Robert Kowalow? Perła choć odzyskał dawną radość, to i tak siedząc w studiu czuł pustkę i brak najlepszego przyjaciela. Ukochana żona, Czarna czuwała przy nim i głaskała jego bujne, kręcone włosy. Spojrzał na nią, w jej kocie, niebieskie oczy. Wyciągnął ręce na znak, by podeszła bliżej. Usiadła mu na kolanach, a on ją przytulił bardziej do siebie czując piękny zapach jej szamponu.
-Moja maleńka... - szepnął. - Pamiętam jak dziś dzień w którym się poznaliśmy. - uśmiechnął się do siebie. - Miałaś takie gęste, czarne włosy mrrrr. - schował nos w jej włosach.
-A Ty za to wydałeś mi się stuknięty.
-Hehehe, aż tak?
-Bawiłeś się moimi włosami piszcząc jak Marian, gdy widzi wyprzedaż w Tanim Armanim, a potem nie pozwoliłeś bym zapłaciła za obcięcie, bo wolałeś się umówić ze mną.
-Oj tam, oj tam!

Szysza starała się nie myśleć o zachowaniu Towarzysza Kowalowa, ale przegiął! Co on sobie myśli?! Tak do Caryncy?!
Dziś miała wygłosić przemówienie odnośnie impry. Jednak nie mogła, więc wezwała swoją prawą dłoń, którą obecnie jest...
-Towarzyszko Kejti!!
Lecz Towarzyszki nie było.
-Sacrable! - zaklęła szpetnie i okrutnie pani i władczyni.- To... ee... Towarzyszko Malejkowicz... kurwa, nie... jak jej było... Towarzyszko Magdo Riddle!
Lecz i ta Towarzyszka nie była obecna.
-No żesz kurwa mać, z kim ja pracuję. Jeszcze chwila, a wyślę wszystkich do reaktora! Towarzyszu...
-Mamo! - wpadł bez zapowiedzi Alan Gahanow.
-Synek! Mamusia pracuje! - lecz po chwili pomyślała, że może on je pomoże? - Chociaż chodź, wejdź, wypij kawusię i pomóż mamusi.
-W czym?
-Wygłosić przemówienie!
-O nie..
-Synek no! - >.<
-Już dobrze mamo...
-No!
Do drzwi zapukał ktoś, ale Szyszenko kazała mu czekać.
-Mamo... Olcia się zsikała na dywan z ZSRR...
-Że what?! I kto ma to wyczyścić?
-No właśnie nie wiem...
-Gorze, dopomóż mi kur.... leć sprzątać!
I synek poszedł.
Szyszka ponownie zaklęła szpetnie i okrutnie, że nie ma kto jej zastąpić. Postanowiła pokręcić się po Pałacu i poszukać kogoś. Znalazła tylko...
-DISCO!
-Wszyscy tylko nie Marian! - zrobiła facepalm.
Ku jej radości dostrzegła przez okno Piotrka i Polę.
-Dzieciaki! Do mojego biura! - krzyknęła.
Ci przerażeni kroczyli powoli, gdyż obawiali się tego, co ma do nich Królowa. Tymczasem odetchnęli z ulga, że to nie będzie nic złego dla nich.
-Wygłosicie o to przemówienie. - dała im kartkę. - Jestem dziś niedysponowana.
Piotruś zastanawiał się, co znaczy „niedysponowana”.
Ahh..
TO...
-No, to wypad na balkon!
A gdy wyszli, lud zgromadził się pod Pałacem.
Przerażony Piotr nie wiedział co powiedzieć, więc Pola zaczęła.
-Towarzysze rodacy!
-Gdzie je Szysza?! - jęknęli prawdopodobnie Paździochowie senior i junior.
-SILENCE! I'LL KILL YOU! - wydarła się. - Władczyni jest niedysponowana.
Wszyscy mężczyźni zaczęli się zastanawiać, co oznacza „niedysponowana”.
Ahh.
TO.
Teraz kolej była Piotra.
-No więc... eee... pragniemy ogłosić... żee... J'ai un copain... Il s'appelle Alain... (Że ę copę... I; sapel Alęę).
-Piotrek! Co Ty chrzanisz?
-Wybacz... ale z nerwów cytuję wierszyk z przedszkola po francusku.
Facepalm.

W tym samym czasie pewien mężczyzna na rowerze filmował całe wydarzenie – począwszy od tego tłumu aż po przemówienie. Miał nadzieje, że sfilmowanie Królowej Prypeci, lecz niestety ta nie mogła wystąpić. Chciał również przeprowadzić z nią wywiad oraz z innymi mieszkańcami tegoż radioaktywnego miasta.
-DISCO! - wskoczył mu w obiektyw Marian.
-Disco bejbi! - junior też.
-Witam panów! - powiedział do nich turysta z kamerą. - Mogliby by panowie mi pomóc?
-Naturlish!
-Chciałbym przeprowadzić wywiad z mieszkańcami Pałacu, lecz nie wiem jak to zrobić, bo strona internetowa ze zgłoszeniem specjalnej obecności nie działa...
-Oj nie chrzań pan, tylko chodź! - chwycił go pod ramię Paździoch zrzucając z roweru, który na ręce wziął Junior i przeprowadził przez zgromadzenie ludności aż pod drzwi do budynku. Z rozmachem je otworzył i dał wszystkim znać, że jest.
-Mogę po filmować w środku? - spytał turysta.
-Naturlish, bejbe. - Junior odpowiedział.
Tak oto mężczyzna filmował niemal każdy szczegół w tym domu. A Paździochy goniły się z rowerem.
Tymczasem Kejti wróciła do domu. Paździochy z emocji puścili rower, który sam pojechał... i wyjechał poza drzwi...
-Mój rower! - krzyknął kamerzysta i biegnąc poślizgnął się i nieszczęśliwym trafem uderzył w kobietę i razem upadli.
Zaraz potem wszyscy usłyszeli strzał z armaty. Dodatkowo do Pałacu zawitał dawno nie widziany Towarzysz Gahanow.
-Jak za dobrych, starych czasów! - skomentował widząc, że na Katji leży mężczyzna – Tak trzymać!
Szyszenko natychmiast zeszła po schodach z Polą i Piotrkiem.
-Noż kurwa mać! - krzyknęła na ten widok. - Nie dość, że ten psisyn mi tu przychodzi to demoluje z Paździochami mieszkanie!
Kolejna osoba wbiegła do Pałacu, tym razem Towarzysz Marcin Gorowiczow.
-Rower pierdyknął w czołg, a czołg pierdyknął z lufy w dom Mariana!
No i się zaczęła kolejna seria wariactw w radioaktywnej Prypeci...A może... Nowa Nadzieja?

Notka Specjalna!

Ogłaszam...

WIELKI COME BACK!!!

Nie spodziewałam się, że w ogóle się to stanie, ponieważ moja wena na Prypecie miała już umrzeć i nie zmartwychwstać, ale kilka dni temu nagle mnie oświeciło i tadąą! :D 

Jak widzicie, są zmiany w szacie bloga - uważam, że ten szablon pasuje najbardziej :)

Będą też duże zmiany w opowiadaniu. ;)

Także seria II cz.1 się zakończyła...

Zaczynamy serię II cz.2!!! :D

See ya!

piątek, 8 lipca 2011

Przerwa wakacyjna!

Wobec zaistniałej sytuacji w ciągu ostatnich miesięcy, ogłaszam PRZERWĘ WAKACYJNĄ!

Życzę wszystkim udanych, słonecznych, radosny, bezpiecznych i przede wszystkim prypeciowych wakacji!
A pamiętajcie - na upalne dni nie ma nic lepszego jak zimna Perła.... i cola! xD

See ya!

poniedziałek, 27 czerwca 2011

(Krótka) Notka Specjalna!

Znowu... znowu was przepraszam o ten brak notek mimo wakacji.
Prypecie nadal istnieją, lecz ja romansuję ze swoimi innymi projektami. Najnowszy to "Awantura o Rudą". Jest to opowiadanie w formie notatnika, gdzie znajdzie się ostra dawka przekleństw, absurdalnego humoru i nieklejenia się fabuły. Ale... zapraszam tych odważnych, bo niewrażliwym nie polecam.


Nie wiem, kiedy wstawię jakieś Prypecie. Oby wkrótce. Zresztą, zamierzam jak najszybciej skończyć II serię, bo zupełnie mi nie idzie... natomiast już mam napisane 4 pierwsze rozdziały III serii, które lepiej mi się pisało. Zatem, II seria będzie naprawdę krótka i może to lepiej, bo mi się niezbyt podoba.


See ya!

sobota, 28 maja 2011

Wiara.

Robertowie odwiedzili dziś dom dziecka - niewiele osób wiedziało, że tam idą. Podjęli tą decyzję. Nikt się nie domyślił, że przez ostatnie wydarzenie mogli by tam pójść i to zrobić.
Gdy to spacerowali sobie po mieście, natknęli się na małą dziewczynkę, miała na oko 6-8 lat. Miała w dłoniach świeże bułeczki, lecz gdy uderzyła w nich, to wypadły jej na ziemię. Miała przestraszony wzrok, więc szybko pozbierała żywność, choć była już brudna.
-Ej, gdzie to! - zatrzymał ją Robert.
Nic nie mówiła, ale stała. Spojrzała na kogoś w dali i schowała się za nimi. Po ulicy biegał piekarz i krzyczał coś. Kowalowie zaczęli się domyślać, kogo poszukuje.
-Chodźmy. - szepnęła do męża.
Chwyciła dziecko za rękę i znaleźli się w bezpieczniejszym miejscu, w wąskich ulicach.
-Czy Ty ukradłaś te bułeczki? - spytała Roberta.
Milczała.
-Gdzie są twoi rodzice? - spytał Robert.
Spuściła oczy.
-Nie zrobimy Ci krzywdy... - zapewniała ją Roberta. - Pojawiłaś się sama z bułkami... i... potrzebujesz czyjeś pomocy...
-Czy jesteś głodna?
Skinęła głową na jego pytanie.
Małżeństwo spojrzało na siebie.
-Zabierzemy ją do siebie. - zdecydowali wspólnie.
Tylko czy ona z nimi pójdzie.
-Pójdziesz z nami, dobrze? - Roberta się do niej uśmiechała i mówiła to ciepłym głosem.
Dziewczynka znów skinęła głową.
Roberta chwyciła ją za dłoń i prędko udali się do mieszkania.
On szykował jej jedzenie, a ona stwierdziła, że dziecko powinno się umyć i mieć nowe ubrania – miała na sobie długą, szarą i brudną sukienkę, na to zabrudzoną fioletową bluzę i czarny kaszkiet z daszkiem. Pokazała jej łazienkę.
-Pomogę Ci się umyć, jesteś bardzo zabrudzona.
Wsadziła ją do wanny. Podczas mycia spytała.
-Jak masz kochanie na imię?
Po chwili ciszy odpowiedziała.
-Faith... - po raz pierwszy się odezwała.
-Faith? To angielskie imię, znaczy ono „wiara”. Piękne masz imię. Ja jestem Roberta, a ten pan to mój mąż Robert.
Faith dalej się nie odzywała, więc Robertowa nie zadawała pytań, tylko ją myła. Gdy dziewczyna była już czyściutka, dała jej ubrania po jej córkach, które miała oddać na Caritas, ale zapomniała o tym, a teraz jak najbardziej się przydały. Dziecko od razu inaczej wyglądało – miała długie włosy koloru kasztanowego, niebiesko-szare oczy, pełne usta i była nawet wysoka, jeśli ma tyle lat na ile Kowalowie stwierdzili. Była też dość wychudzona, jakby nigdy nie miała niczego w ustach.
Robert zrobił jej kilka kanapek z szynką i serem oraz herbatę. Faith gdy zasiadła do stołu, od razu się rzuciła na jedzenie i od razu je zjadła. Byli tym zaskoczeni.
-Zrobię Ci kochanie kakao, chcesz? - Roberta pogłaskała ją po głowie.
-Tak.. - nieśmiało odpowiedziała.
Gdy mała jadła, Robertowie przeszli do innego pokoju i rozmawiali o tej sytuacji.
-Nie wiem, czy ja to może być córka. Na pewno nikogo z naszych znajomych. Ale... Madzia i Szyszka może by wiedziały... moglibyśmy ich spytać... Ale teraz... poczekajmy chwilę... niech odpocznie... zacznie się odzywać.. .wtedy ją popytamy, kim jest.
-Masz rację.
A gdy wrócili to znowu były puste talerze. Ona naprawdę musiała być wygłodzona.
Zabrali ją do Pałacu, wyraźnie była zachwycona tym miejscem. Dziewczyna w towarzystwie nowych dla niej osób była bardzo nieśmiała, za to jednak siedziała bardzo blisko Roberty, wręcz wtuliła się w nią, więc objęła Faith.
Potem Robertowie spytali się odnośnie niej Władczynię i Magdę.
-Nie znamy tej dziewczynki...
W końcu Faith poznała Polę, Szarlote i Pawła oraz Szymona – dzieci Robertów. Bliźniacy i Pola byli dla niej mili, również się z rodzicami zastanawiali, skąd ona jest. Tylko Szarlote trzymała na dystans młodą. Była zazdrosna, o rodziców, o rodzeństwo. Dlatego unikała dziewczynki. Natomiast Pola dawała jej swoje stare lalki, żeby Faith mogła się pobawić.
Dziewczyna odkąd pojawiła się w ich domu, była już inną osobą – była zadbana, śmiała się, stała się chętna do rozmowy. Nadszedł więc moment, w którym musieli jej zadać te pytania.
-Jak się nazywasz naprawdę?
-Po prostu Faith. - odpowiadała.
-Na pewno masz na imię Faith?
Chwilę milczała.
-Felicja...
-A więc jesteś Felicja...
-Felicja Repnin... i ja nie chcę wracać do domu, proszę! - rozpłakała się.
Roberta przytuliła do siebie, kołysząc ją w ramionach.
-Nie chcemy, byś odchodziła.. .jesteś częścią nas... Kowalową... ale tylko powiedź nam o sobie wszystko, dobrze? Ufasz nam?
Skinęła głową wycierając palcami łzy, więc Robert podał jej chusteczki.
-Ile masz lat?
-Osiem.
-Mieszkasz tu gdzieś?
-Na Fabrycznej mieszkałam.
-Dzielnica ubo... - nie dokończył Robert, ale on i jego żona wiedzieli, że to dzielnica, gdzie panuje bieda i bandytyzm.
-Kim są twoi rodzice?
Po chwili.
-Piją alkohol.
Roberta posmutniała i zrozumiała, co to dziecko musi przechodzić.
-Zabrali mnie od nich..
-I... co dalej?
-Mieszkam w domu dziecka. Tam jest źle. Tam nie mam co jeść i w czym chodzić...
-I dlatego ukradłaś bułki?
-Byłam głodna...
-I trafiłaś na nas.
-Znak od Boga. - powiedział Robert.
Na chwilę zamilkli. Wtedy Faith Felicja wtuliła się w Robertę.
-Ale ja Ciebie kocham, mamusiu...
Te słowa wzruszyły je obie.
-Jesteś w domu. - pocałowała ją w główkę.
Gdy bliźniacy i Pola wrócili ze szkoły, rodzice wezwali ich do poważnej rozmowy.
-Chcemy adoptować Faith.
-Serio? A da się tak? - zastanawiał się Paweł.
-Mieszka w domu dziecka... rodzice są alkoholikami, mieszkają na fabrycznej.
-Przecież tam Zdzichu mieszkał, kilka lat od nas starszy, ten złodziejaszek i ten co szkołę zawalił.. a potem się powiesił kilka miesięcy temu. A prawie 10 lat temu przespał się z dziewczyną, co dorabiała w klubie go-go i zaszła w ciążę. I co teraz? Laska została sama z tym i sobie nie radzi. Chyba nawet jej to dziecko odebrali. - powiedział Szymon
Kowalowie spojrzeli na siebie.
-Chyba nie sądzicie... ze to jego dziecko! - Szymon zrobił duże oczy.
-Wszystko jest możliwe. - powiedział Paweł.
-A opis się nawet zgadza... - dodała Pola.
-Czekajcie, przyjrzę się jej. - Szymon wyszedł z pokoju i pod pretekstem napicia się wody stanął przy dziewczynce. Uśmiechali się do siebie. Potem wrócił do pokoju.
-Wiecie co miał najładniejszego Zdzichu w sobie? Oczy – szaro-niebieskie. Teraz takie same zobaczyłem 3 minuty temu.
Dalej porozmawiali o plusach i minusach kolejnego członka ich rodziny. Przegłosowali, że adoptują dziewczynkę. Zasługuje na lepsze życie.

Dlatego na następnym dzień siłą ją zaciągnęli do domu dziecka. Warunki były straszne – brud, stare meble i prawie odpadające ściany. I dzieci tak muszą żyć...
-Robert, jak nie jej nie adoptujemy, to będziemy cierpieć do końca życia.
Zaczęły się formalności związane z adopcją. Przeszły tak naprawdę szybko i bez problemu, jakby naprawdę chcieli się pozbyć tego dziecka. Dla Kowalowów i tak to lepiej – Faith będzie mieszkać z nimi. Po długich, kilku godzinach Faith stała się Felicją Kowalow. Ku ucieszy wszystkich.
Nawet spytali ją, czy chciałaby naprawdę się nazywać Faith.
-Ja nią przecież jestem!
To był udany dzień.

Wydano z tej okazji specjalne przyjęcie – nowy członek rodziny, to jest wydarzenie!
Oczywiście pierwszą osobą, która ją powitała, była...
-DAAAA PUUUUUNK!!!
Tak – my wiemy, wy wiecie i basta i kapusta.
Na szczęście Felicji spodobała się duża i zwariowana rodzinka. Pomyślała sobie, że jest wielką szczęściarą, a marzenia się spełniają. I kocha swoją mamę, tatę oraz braci i siostry. W sumie wyglądem Faith się wyróżniała w rodzinie Kowalowów – jako jedyna nie miała czarnych włosów. Ale oczy jak wszyscy miała jasne oraz sposób bycia ten sam.

Ship Manifest miał już prawie wszystko gotowe, tylko teraz musieli zmiksować materiały na płytę. Płonące Dupy szykowały trasę koncertową. Bracia Kowalow oraz Robert zabierali Faith do studia i pokazywali swoje możliwości. Oczywiście młoda była tym zachwycona. Oraz już zaprzyjaźniła się z Ewą Galupienko – były rówieśniczkami, więc chodziły do tej samej klasy. Z tym, że Felicja mimo że nie miała warunków do nauki wcześniej zanim trafiła do Kowalów, to była inteligetna i jak na swój wiek mądra. Zdobywała już dobre oceny w szkole i pochwały od nauczycieli, a Ewa była dumna, że ma taką fajną przyjaciółkę.

Tymczasem Robert Krawczuk dostał list od Czachy, już przecież był kilka tygodni nad morzem. W wiadomości zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą i seks i heroinka to podstawa. Roba martwiło to, że Czarek nie chciał zerwać z tym niebezpiecznym nałogiem. Z dnia na dzień patrzył, jak przyjaciel szedł coraz niżej. Bał się, że któregoś dnia serce Czachy przestanie bić, nie raz mówił mu o tych obawach.
-Lepiej umrzeć młodo, nie chcę być stary i bez sił i jeszcze pomarszczony! - odpowiadał.

Pola i Piotrek stali na dworcu centralnym. Czekali na Stasia, co Pola pisała z nim przez internet.
-Jestem taka ciekawa! - mówiła.
On w duchu się modlił, by przyjechał brzydki chłopak i oby się nie zainteresował nią. Jednak gdy ludzie wysiedli z pociągu, wyszedł z niego wysoki chłopak, z blond włosami, ubrany w hawajską koszulę i jeansy. Miał na pewno jasne oczy.
-On właśnie miał ubrać koszulę hawajską... - powiedziała Pola będąc oczarowaną urodą chłopaka.
Piotruś wywrócił oczami.
Dostrzegł ich, uśmiechnął się szeroko i szedł w ich stronę. Serce biło jej jak szalone w emocji i też zaczęła się uśmiechać.
-Pola! - krzyknął radośnie.
-Stasiu!
Objęli się mocno, nawet ją pocałował w policzek. A z Piotrem przywitał się uściskiem dłoni. Poszli do cukierni, czuł się jak wyrzutek, czuł się nikomu nie potrzebny, kiedy to tych dwoje obejmowało się, czy szeptało sobie coś. Piotrek poczuł ukłucie w sercu.
-Zaraz wrócę.. - oznajmił.
Tak naprawdę oglądał ich z daleka – całowali się. To było dla niego za trudne. A gdy miał już maszerować ku przodowi, jakaś grupka młodych chłopaków, też blondynów trzymało telefon i coś filmował. Gdy spojrzał z ich punktu widzenia, telefon i niektórych spojrzenia były ustawione właśnie na Polę i Stasia... To był od początku podejrzane.
Nie wiedział potem czemu, ale bez wahania podszedł do nich.
-Filmujecie, co nie?
Spojrzeli na niego
-Cicho! To dopiero akcja, ziom! Gościu, nasz ziom robi tą laskę w konia, że ją kocha. A my to filmujemy, czaisz, nie?
Tego nie zniósł – wyrwał im telefon i wyłączył nagrywanie. Wkurzyli się, zaczęli go wyzywać, a on groźnie szedł do bohaterów niedoszłego filmiku. Nie wiedzieli, o co mu chodzi. On tylko chwycił jej rękę i zabrał ją od niego. Staś wstał i zaczął się pytać go, co jest grane. Wtedy Piotr się odwrócił z pięścią, którą mocno uderzył go. Stasiu powalony ciosem zawrócił się i upadł. Zaraz zjawili się koledzy.
-Stachu, żyjesz?
-Kurwa, ten kniot zjebał nam film!
Pola nie wiedziała co jest grane, o czym oni mówili.
Piotr po raz ostatni się do nich zwrócił.
-Wracajcie do siebie dupki żołędne, bo zapierdole wam tak w ten pysk, że krew się poleje. Nie chce was kurwa oglądać! - zamachnął się pięścią, a oni przestraszeni uciekli.
Teraz spojrzał na Polę i westchnął.
-Dlatego zawsze mam dystans do internetowych kochasi. - powiedział.
-Ale... o co chodzi, dlaczego go uderzyłeś?!
-Bo przyjechał tu z kolegami i nagrywali cię na komórkę , jak się całowaliście. Chciał cię ośmieszyć. Dobrze, że w porę zareagowałem.
Spuściła głowę.
-Ważne... żebyś już nie pisała z takimi... wiesz, ja Ci mówiłem....
-A co ja miałam zrobić, jak mnie olewałeś?! - wystartowała z pretensjami.
Stał osłupiały.
-Jak to? Przecież jestem przy Tobie zawsze.
-Ale nigdy nie reagujesz! Jak myślisz, dlaczego cię przytulam, dlaczego Ci mówię wszystko, dlaczego cię całuje w policzek?
-Bo... mnie lubisz...
-Nie, nie lubię cię!
Poczuł znowu ukłucie w sercu.
-Kocham cię, dlatego! Ile razy Ci dawałam znaki, a Ty nic! Albo wiedziałeś o tym, ale mnie nie kochasz! Pff, dlaczego miałbyś mnie kochać! Kto by mnie kochał, no kto!
Miała już biedź, gdy ją złapał za rękę i przyciągnął się do siebie.
-To ja Ciebie kocham! To ja dawałem Ci znaki! To ja nigdy nie widziałem twojej reakcji! Myślałem, że mnie nie kochasz.
-Ale... ja myślałam, że to Ty mnie nie...
-Heh, co za dziwna sytuacja...
-Tak...
-I co teraz?
-A cóż być może...
-Skoro ja kocham Ciebie, Ty mnie...
-Ty i ja... razem?
-Tak... i niech już nic nas nie rozdzieli.
-I tak ma być.
Jeszcze bardziej się do siebie przytulili i to był ten moment, w którym to wargi zakochanych ludzi łączą się w pocałunku miłości.

(Krótka) Notka Specjalna!

Na początku chciałam was przeprosić za brak systematyczności postów na blogu, ale to wszystko jest spowodowane moją nauką i walką o lepsze stopnie, co się równa brak czasu na Prypecie. Również dodam fakt, że oddałam się innym projektom, z których ja i moi przyjaciele są zadowoleni. I kolejny powód jest taki, że miałam niemal całkowitą utratę weny na to opowiadanie. Jednak dzięki kolejnej mojej miłości muzycznej - Blur i wokalista Damon Albarn (również wokalista w Gorillaz jako 2-D), który jest dla mnie bratnią duszą, nie tylko z powodu tak podobnej daty urodzenia (on - 23 marca, ja 24 marca), ale jego sposób zachowania, poglądy, gesty utwierdzają mnie w tym przekonaniu. A przed chwilą dowiedziałam, że na szczęście ma dziecko i to córkę! :D . Bo oczywiście ja niezdara przeczytałam z fałszywego źródła, że to nie jego... Taka nauczka, że trzeba czytać zaufane strony. A już miałam wysyłać list, by wreszcie przekazał swój gen następnemu pokoleniu. Ciekawe, czy jego córka też ma talent po tacie? :)

Dobrze, w następnej notce za kilka minut zapraszam do kolejnego rozdziału II serii Prypeci! :)

PS: Ta II seria będzie krótka, zdecydowanie, to już uprzedzam z góry.

wtorek, 26 kwietnia 2011

26 kwienia 1986

Dokładnie 25 lat temu w Czarnobylu wybuchła elektrownia atomowa...

Prypeć sąsiadował z Czarnobylem, dzieliło ich zaledwie kilometry. Dlatego władze miasta wydały rozkaz, że mieszkańcy muszą się ewakuować. Obywatele mogli zabrać tylko dokumenty, wszystkie inne rzeczy musieli zostawić. Tak właśnie miasto Prypeć mając zaledwie 16 lat zaczęło umierać...
 
Przechrzczono je nazwą "Miasto Widmo". A to tylko gratka dla tych, którzy pragną zwiedzić opuszczone miasto. Bałagan, jaki możecie zobaczyć na zdjęciach z miejsc katastrofy to sprawka wandali, niestety. Jeśli ktoś był w Czarnobylu czy w Prypeci, to doskonale wie, że to jest podróż do przeszłości, ponieważ miasto spustoszało, gdy jeszcze istniał ZSRR. Ja sama chciałabym w przyszłości wybrać się na Ukrainę i na własne oczy to wszystko zobaczyć.
Czasem sobie nawet marzyłam, żeby jakby dało się odremontować to miasto i nawet zamieszkać, ale to tylko takie jedno z moich marzeń kiedyś ;-) Teraz wolę się trzymać tego, że chce tam zwiedzać. ;-)

A o samej katastrofie różnie można powiedzieć, zastanawiać się co lub kto zawinił. Cóż... za wszystko i tak były odpowiedzialne władze, ale nie wolno było tego można powiedzieć głośno, nie można było znaleźć winnych.
A tym wszystkim zainteresowała mnie moja kumpela, Szyszka :-) Dzięki! Najlepszego! ;*
I również dzięki niej postanowiłam stworzyć na wesoło opowiadanie o mieszkańcach radioaktywnego miasta Prypeć. Oczywiście nigdy nie miałam na celu wyśmiewanie katastrofy czarnobylskiej, dlatego mam nadzieje, że nigdy nikt tak nie pomyślał ;-) Dlatego proszę nie brać mojego opowiadania na poważnie ;-)

Następna notka w niedalekiej przyszłości. Teraz skupiam się na innych projektach ;-)
Pozdrawiam! Do usłyszenia!

niedziela, 17 kwietnia 2011

Wspomnienia: Ślub Perły i Czarnej - ciąg dalszy i koniec ; Wazon.

Wszyscy zajęli swoje miejsca, w tym Ksiądz, Pan Młody i świadkowie. Swietłana i jej tata Andrzej stanęli na początku swojej trasy, aż pod ołtarz, gdzie to ojciec Panny Młodej miał ją tam „przekazać” Pawłowi Perle.
-Chyba przeżywam to bardziej niż twoją ciąże... - wyznał jej, kiedy czekali na znak od Szymona.
BTW jak zauważyliście, Szymon odpowiadał za dawanie sygnałów. W końcu po jego ślubie z Ewą stał się jedną z najważniejszych osób w Prypeci, więc Szyszka powierzyła mu zadanie, w których oprócz ochrony Pałacu, miał dawać sygnały startu lub zakończenia oraz mówić co jakiś czas raport z miejsc wydarzeń itp.
-Ale to ja biorę ślub, tatku...
-Wiem, wiem. - poklepał jej dłoń, po czym przełknął ślinę. - Gdyby to twoja matka widziała...
-I widzi. - wskazała na Szyszkę.
-No tak, ale twoja biologiczna matka...
-Wiesz... nie będę się na siłę wpychać do jej życia. Jak chce, to niech przyjedzie. Ja ją chętnie przyjmę u siebie.
Andrzej nieśmiało się uśmiechnął.
Szymek dał znak.
Tom zaczął grać słynną nutkę ślubną na pianinie. Czarna pod ramię z ojcem ruszyła do przodu powoli. Wszyscy patrzyli na nią zachwyceni jej urodą, wzrostem, figurą, włosami... A Perła wzdychał z zachwytu. Z radością chwycił dłoń ukochanej, gdy ta już była pod ołtarzem. Andrzej zaczął płakać ze szczęścia. Wtuliła się w niego Izabela Iwanow, mama Ewy Galupienko. Kilka miesięcy po wielkich ślubach, radioaktywna rodzinka królewska wybrała się do Polski. Andrzej i Izabela nawet po tylu latach rozłąki darzą się silnym uczuciem. Iza zamieszkała na stałe w Pałacu z Andrzejem. I możliwe, że też wezmą ślub.
W każdym razie ślub Krawczuków miał wersję amerykańską:
-Czy Ty, Pawle Krawczuk, bierzesz sobie za żonę Swietłanę Fleczerowicz i przysięgasz jej miłość, wierność, uczciwość małżeńską, aż do śmierci?
-DA PUNK!!!
-Czy Ty, Swietłano Fleczerowicz, bierzesz sobie za męża Pawła Krawczuka i przysięgasz mu miłość, wierność, uczciwość małżeńską, aż do śmierci?
-Tak!
-Punk! - dodał Perła.
-Zatem... wymieńcie się obrączkami.
Tak zrobili.
-Ogłaszam was mężem i żoną w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... AMEN... Pan Młody może pocałować Pannę Młodą.
Perła odsłonił spod welonu twarz świeżo upieczonej żony i pocałował ją czule i objął.
Wszyscy zaczęli klaskać, a niektórzy ze szczęścia płakali.

A teraz.... WESELE!!
-Złap mnie, jeśli polecę...
Zwiąż mnie, jeśli ucieknę...
Przytul mnie, jeśli płaczę...
Pocałuj mnie, jeśli kochasz...

Popełniam błędy
A ty je naprawiasz
Czasem kłamię
A ty mi wybaczasz

Jesteśmy tylko ludźmi”
Mówisz mi...
Jesteśmy stworzeni do miłości”
Szepczesz mi...

Gdziekolwiek będę
Gdziekolwiek zostanę
Gdziekolwiek odejdę
Zawsze będę cię kochać...”

To jest jedna z piosenek śpiewanych przez Szymona. Potem wziął na ręce swoją dwuletnią córeczkę Kasie. Miała te same oczy, co on oraz miała kasztanowe włosy, jej mama takie kiedyś miała.
Potem dziewczynka została posadzona w specjalnym kąciku z innymi dziećmi, które tez miały dwa latka: bliźniaki Szymek i Paweł Kowalow, Robert Krawczuk, Dawid Riddle, Czarek Dzikowicz.
Oczywiście z Kasią najbardziej bawić się chciał Robert. Dawidek i Czaruś obmyślali plan ataku na gości, a bliźniaki ze sobą się bawili, choć też szli do Roberta i Kasi.
Mieli szczęście: dzieci młodsze od nich musiały zostać w domu w opiekunkami, ze względów bezpieczeństwa.
Zaś ciężarne kobiety musiały jeść tylko zdrową żywność oraz zero alkoholu.
-Dlatego cieszę się, że nie jestem kobietą.- wypił kieliszek whiskacza Gahanow. - Ale za to zazdroszczę wam cycuszków. - po czym spojrzał na biust żony.

Para młoda dostała mnóstwo prezentów. Przyszła kolej na mamę Perły.
-Jesteś moim jedynym dzieckiem. Masz piękną żonę i synka. Myślę, że to co Ci dam, to najlepszy prezent. - po czym wręczyła im wazon.
-Oh gosh, przecież to wazon Romanowów! - powiedziała Roberta.
-O rly? - nie dowierzała Szyszka.
-Mamusiu! To twój najukochańszy wazon!
-Właśnie, a Ty jesteś mój najukochańszy na świecie, więc moja miłość idzie z tym wazonem.
Krawczukowie podziękowali za ten piękny prezent.
-Tylko jeśli choć znajdzie się na nim jedna rysa...
-Spoko, skleimy i będzie punk!!
-... przyjadę tu do was i zawału dostanę!!
-Yymmm...
-I nie będzie punk!

Dopiero teraz Perła przypomniał sobie te słowa jego matki, a Czarna myślała co zrobić.
-Oby mama nie przyjechała...
-Skoro stłukłeś wazon z jej miłością, to to wyczuje.
Robert wbiegł do domu.
-Mamo, tato!! Mam zajebistą wiadomość do powie.... o cholera! - zobaczył stłuczony wazon. - Co się stało?
-Twój ojciec jako, że rasowy z niego punkowiec, to stłukł wazon od twojej babci, który dała nam w dniu naszego ślubu.
-Oh gosh, tato...
-Skleimy synek, skleimy!
Zadzwonił telefon. Rob podszedł do słuchawki.
-Da? Cześć babciu!
Krawczuków przeszedł prąd po skórze.
-Są, są.... a, ok hehe! Ja? A dobrze... oni też... aha... tak... uhm... jasne, spoko... tak, tak... dobrze babciu... przekażę... no, papa! - odłożył słuchawkę. - Babcia z dziadkiem nas odwiedzą! Powiedziała, że miała niedawno sen, że jej wazon został stłuczony, więc uznała to za jakiś znak.
Czarna i Perła na siebie spojrzeli.
-To gdzie masz ten klej? - spytała męża.
-Dobra, dobra! - przerwał im syn. - Najpierw musicie to wysłuchać! Nawet nie wiecie, że ktoś był pod naszym domem! Kiedy to siedzieliście w pokoju nic nie słysząc, to ja poszedłem otworzyć drzwi. Gościu nazywa się Daniel Millerow.
-Ten Millerow?! Ten od wytwórni...
-Da, tato! I powiedział, że słyszał nas na ostatnim koncercie, co ja śpiewałem i zaproponował mi, że może nas wziąć pod swoje skrzydła! To go zaprowadziłem do piwnicy...
-Obcy w domu?! - Swietłana zareagowała.
-To Daniel koteczku, ja go przecie dobrze znam!
-No i przywitał się z chłopakami, to mu zagraliśmy kilka piosenek i mu się spodobało! To my zaciesz i w ogóle. Potem pogadałem z chłopakami o tym kontrakcie i wszyscy się zgodzili. A najlepsze, że nasz kontrakt polegał na uścisku dłoni! Jutro mamy pojawić się w jego studiu i będziemy nagrywać!
-Ołsom syneczku! Da punk! - ojciec go przytulił po męsku.
-Niesamowite.. - skomentowała Czarna. - Jaki ojciec, taki syn.
-Da punk! A teraz zbierzmy kawałki wazonu i skleimy to! A kiedy mama przyjedzie?
-Jutro o 12.00.
-... kleimy!

U Dzikowiczów w ich ogrodzie pracował ogrodnik Rogerro. Do domu przyjechała Zuzanna Dzikowicz. Poprosiła ogrodnika do kuchni. Zasłoniła żaluzje, po czym rzuciła się na niego i całować się zaczęli dziko i namiętnie.

Czarek wracał do domu, by tam dać sobie kolejną dawkę narkotyków. Niestety, Czacha brał narkotyki, palił papierosy i inne ziółka oraz pił, choć dopiero ma osiemnaście lat, lecz jego przygoda zaczęła się w wieku piętnastu lat. Zaczął się buntować, miał dosyć kłótni i zdrad w rodzinie, więc sięgnął po używki, by radzić sobie ze stresem. Przyjaciele chcieli nieraz go z tych nałogów wyciągnąć przestrzegając, że niszczy sobie zdrowie i może nawet przez to umrzeć. Lecz on i tak ich nie słuchał, jego „Bogami” byli Jim Morrison oraz Dave Gahan z okresu „Songs Of Faith And Devotion”. Zresztą, zrobił sobie tatuaże takie, jakie ma Gahan + miał tatuaż ze znakiem radioaktywności oraz serce przebite sztyletem oraz wiele innych. Dodatkowo miał przekute uszy w kilku miejscach. Nosił pierścionki i bransoletki, za to ubierał się zwykle tak samo: biały podkoszulek i czarne, skórzane spodnie i glany. Choć zwykle ten podkoszulek zdejmował, by dumnie pokazać tors z tatuażami. A jego dziewczyna Jasmin na wszystko mu pozwalała i sama też wkręcała się w jego styl życia, choć nie tak bardzo jak on. Dodatkowo towarzyszyła im muzyka rocka psychodelicznego oraz nawet reggae i utożsamiali się z ruchem hipisowskim jak i również nie wstydzili się uprawiać seks w miejscach publicznych, np. w toalecie w szkole. Chodzili też do specjalnych klubów, gdzie były specjalne do uprawiania seksu, nawet z nieznajomymi.

Gdy Czacha wszedł do domu, usłyszał jakieś jęki. Wszedł do kuchni i ujrzał matkę, która kochała się z Rogerro, ona siedziała na stole, oplatając nogami talię kochanka, a on wykonywał w niej ruchy.
A Czarek jakby nigdy nic, wziął sobie szklankę i nalał piwa. Kochankowie zaczęli się ubierać, a Zuśka próbowała coś powiedzieć.
-Kiedy obiad? - spytał ją syn.
-Nie wiem...
-To się dowiedz, bo głodny jestem. Potem pieprz się z innym. - i wyszedł z pomieszczenia.
-Nie pyskuj, gówniarzu! - krzyknęła za nim. - Jak Ci się nie podoba, to się wyprowadź, osiemnaście już masz lat.
Po pewnym czasie, Czacha po wstrzyknięciu sobie dawki narkotykowej, na jednym ramieniu miał torbę.
-Gdzie Ty się wybierasz?! - spytała go matka.
-Sama powiedziałaś, że jak mi się nie podoba, to mam się wyprowadzić, bo mam osiemnaście lat. No, to papa. - wyszedł z domu.
Poszła za nim.
-Masz tu wracać,w tej chwili!!
-Wracaj do domu mateczko, sayo nara!
Nie goniła go, a on szedł prosto. Wierzyła, że wróci dopiero jutro w południe, bo nie sądziła, że on naprawdę wyszedł na dłużej...

sobota, 2 kwietnia 2011

Wspomnienia: Ślub Perły i Czarnej.

-DA! PUNK!
-Skarbie...
-Tak?
-Stłukłeś wazon...
Perła entuzjastycznie krzyknął DA! PUNK!, lecz jednocześnie wymachując rękoma stłukł wazon..
-Aaa... kupi się nowy.
-Ale to twojej matki.
-Pożyczy jakiś od niej.
-To unikat.
-Em... skleimy!
Bo z każdego wyjścia jest rozwiązanie.
-Ale to był prezent ślubny!
-... i tak skleimy!
-Ale to był jej ulubiony i jedyny wazon! I to prosto z carskiego dworu!
-Eem... to i tak skleimy!
Może więc cofnijmy się o szesnaście lat, w dzień, w którym odbył się ślub Perły i Czarnej.
Była to oczywiście słoneczna sobota, wręcz radośnie radioaktywna.
Przygotowania szły pełną parą.
I ta radość wszystkich. Ah!
Najbardziej oczywiście cieszyli się bohaterowie tegoż dnia – Paweł „Perła” Krawczuk oraz Swietłana „Czarna” Fleczerowicz. Zaraz po nich ich ówcześnie dwuletni synek Robert. Wtedy nie zdawał sobie sprawy, że został poczęty przez nieletnią matkę i pełnoletniego ojca. O tyle dobrze, że wszyscy cieszyli się z narodzin chłopca. A mały Robert im bardziej stawał się większy, tym bardziej stawał się małą kopią ojca, co stwierdził sam ojciec Perły.
W każdym razie rodzice byli przygotowywani do ceremonii, która miała odbyć się w ogrodzie niż jak to z wykle jest w Kościele. Robercik biegał po pokoju, lecz nagle wujek Peregun powstrzymał małego szaleńca i wziął na ramiona.
-Poczekaj, niedługo Ty będziesz mieć swojego! - powiedział Robert Kowalow głaszcząc okrągły brzuch swojej ciężarnej żony Roberty.
-Wzajemnie!
-Tym razem, to nie będą bliźniaki... szczerze, to boję się naturalnego porodu, a przecież już mam dwójkę urwisów...
-Poradzisz sobie, jak my wszystkie. - Czarna puściła jej oczko.
-Ja też się denerwuje. - powiedziała Laura. - To nasze pierwsze dziecko, a ja nie wiem, czy dam radę wydać je na świat.
-Każda kobieta dała radę, to czemu Ty nie. - dołączyła się do dyskusji Magda.
-Bo ja bardzo się boję bólu...
-Każda się boi.
-E, koteczki! - wtrąciła Szysza. - Przecież możecie mieć cesarkę!
-No... chyba... - podrapała się po głowie Roberta.
-Jak to – cesarkę?! - Zuśka była zaskoczona.
-No... możecie rodzić naturalnie albo przez cesarkę.
Chwila ciszy.
-Kurwa mać! - odpowiedziała krótko Dzikowiczowa. - Ale chociaż seks jest przyjemniejszy!
-Zuśka... - Roberta przypomniała jej, że są tu też dzieci.
-A co znaczy „kulfa macz”? - mały Szymek był ciekawy.
-A co to jest sekz? - mały Robert też był ciekaw.
-Coś, co nie powinniście wiedzieć! - odpowiedziała mu Ewa.
-DA! PUNK! - (chyba nie musimy mówić kto).
Gahanow z Gorowiczowem odwrócili się tyłem do wszystkich w pokoju by wypić kilka kieliszków whiskacza.
-TOWARZYSZU GAHANOW! - wydarła się Szyszenko.
Przerażeni jej tonem powoli odwrócili się w jej stronę.
-Da Szanowna Małżowinko? - spytał nieśmiało jej mąż.
-Czy znowu z Towarzyszem Gorowiczowem pijecie whiskacza, by potem być nawaleni jak ruskie czołgi?!
Perła starał się powstrzymać od śmiechu, lecz łzy zbierały mu się do oczu i był czerwony na policzkach. Robert stłumił śmiech jedną dłonią, a drugą czesał włosy Perle.
-W takim tempie to wszyscy się spóźnicie na ślub. - Andrzej pojawił się w pomieszczeniu. - Hej, mały! - ucieszył się widząc swojego wnuka.
-Zaraz będą gotowi! - powiedział Kowalow. - Ostatnie poprawki...
-Makijażyk dokończę! - Roberta malowała oczy Swietłanie.
-Welon założymy! - Magda z Szyszką jednocześnie powiedziały.
-I będzie... - zaczął mówić Szymek.
-PUNK! - wiem, że wiecie.

Państwo młodzi byli już gotowi. Świadkami tak jak przy ślubie Robertów, Gorowiczów i Riddle'ów było kilka: po stronie panny młodej stały Szysza, Magda i Roberta (ksiądz pozwolił na max. trzy osoby). Po stronie pana młodego znaleźli się Robert, Szymon i Pery. Jednak i tak największą sensację miała wzbudzić... mama Perły, czyli pani Bogdana Krawczuk. Jej mąż, pan Antoni Krawczuk był obiektem zainteresowań Marcina i Dawida, ponieważ jest on, jak oni smakoszem whiskacza, ale przede wszystkim fajki. Do tego możemy dodać cygara oraz zwykłe papierosy.
-I Ty fajki nie palisz? - drapał się po... głowie Gahanow.
-Wolę papierosa raz na jakiś czas. Nie mogę palić przy Roberciku, bo jeszcze by to źle na niego zadziałało, a Czarnulka lubi jak czuć ode mnie gumę orbit mmm... miętową.
-A nie truskawkową?
-No... kiedyś, bo jak żuliśmy ją razem, to ona przeze mnie niechcący ją połknęła...
Lecz wracając do teściowej Czarnej – trzeba było kupić jej prezent, w zamian za prezent, jaki niedługo młodzi mieli otrzymać. Specem od tego był akurat... Marian. Tylko on z wręcz namiętnością robił zakupy i wybierał prezenty. Wzbudzał przy tym sensację, ponieważ ubierał zielone szpilki i brał czasem swojego psa-yorka płci żeńskiej, która się wabiła Pamela [ah ten Słoneczny Patrol! (Paździochowicz był fanem tego serialu i Pam (miał nawet plakaty w domu))]. Nie wiadomo wtedy jeszcze było, co kupi Marian, ale chciał tylko imię matki.
-Mama zaraz przyjedzie! - krzyknął Peregun.
-Twoja?
-Nie... twoja! - zwrócił się do Perłowicza.
-A nie lepiej – wtrącił się Gahanow zapalając cygaro. - dać jej wielopak szczęśliwego piwosza piwa Perła?
-Mamusia nie lubi piwa.
-To co lubi?
-Co lubi? Ano... WAZONY!
Ponoć mama Pawła Perły była kolekcjonerką wazonów – tych najdroższych i najcenniejszych. A jej faworytem był wazon królewski, który należał do ówczesnej carskiej rodziny Romanowów. Pilnowało go niemal cały czas i dbała, by nikt go nawet nie dotknął.

W stronę Pałacu jechały dwa pojazdy. Jedno to był jeep Mariana, a drugi wóz to była czarna limuzyna.
-Mamusia! - jęknął Perła.
-I Paździochowicz... - mruknął Dawid.
-Nie mrucz tak. - zwróciła się do niego Szysza. - Bo to mnie podnieca. - szepnęła mu.
Zaczął mruczeć, a po czym jednak zrobił wielkie oczy.
-Ponieca cię ten pedał?! - był niemal przerażony.
Cała uwaga tym razem się na nich skupiła, tylko Krawczuk obserwował limuzynę, jakby nic do niego nie docierało. Niestety, nieszczęśliwym trafem Marian ze spółką przyśpieszył i chciał pierwszy zajechać pod sam Pałac, a limuzyna chciała też tam zaparkować. Paździochowicz szybszy nie był i uderzył (na szczęście nie mocno) w prawy bok zderzaka.
-Nawet nie umie parkować. - skomentował Gahanow z cygarem. - Powinien jeździć na rowerku, bo jemu dwa pedały się przydadzą się, he he he.
Wszyscy wyszli przed Pałac. Marian podbiegł do Szyszenko.
-Patrz, patrz... co za... co za...
-Widzę...
-Patrz, jak oni mi auto zniszczyli! - pokazywał na uszkodzonego jeepa. - Nowe auto, a oni mi drogę zajechali.
Szyszka zrobiła facepalm.
-Stłuc go, kochanie? - jej mąż strzelił z palców.
-Nie, lepiej swoje piękne paluszki oszczędzaj.
Mruczał jej do ucha.
Perełka szukał drzwi w limuzynie. W końcu same się otworzyły i go uderzyły, a on upadł na tyłek i zrobił kwaśną minę jęcząc „ała”. Z auta wyszła kobieta, niskiego wzrostu, o blond, krótkich i kręconych włosach.
-Mamusia! - ucieszył się na jej widok.
A mamusia prawdopodobnie przez stłuczkę oblała się napojem, bo miała plamę na ubraniu.
-Żebym ja na ślub dziecka miała plamę! - była oburzona. - Nigdy więcej picia kawy!
-Kawy? - Magda była już zauroczoną panią Krawczukową.
-Kawusia! - Szysza również.
Malejkowicz... tfu, Ridllejowa (nie mogę się przyzwyczaić, sorry!) podeszła do mamy Perły.
-Witam panią bardzo serdecznie! Magda Malejkowicz z tej strony!
(Em... nie jestem jedyna, ha!)
-To znaczy... Riddle... przepraszam, przyzwyczaiłam się do mojego panieńskiego nazwiska.
-A ja po ślubie nadal byłam Bogurodzicą, bo koleżanki nazywały mnie po mojej ksywce.
-Cóż... mi mówią Magda, Madzia albo wampirek haha.
-A myślałam, że to Ty jesteś moją synową, ale...
-Ona też jest bardzo sympatyczna! I bardzo ładna, normalnie modelka, chociaż urodziła synka, to ma absolutnie perfekcyjną figurę! Tylko pozazdrościć.
Swietłana słysząc to, podeszła do nich.
-Panią kojarzę... pani pewnie modelka? - pani Krawczukowa uważnie się przyglądała.
-Ja jestem pani synową... Swietłana... - podała rękę.
Mama Perły nadal ją uważnie oglądała.
-Ależ bez oficjalnych przywitań tu proszę! Sama stwierdziłaś, że jesteś moją synową.
-Tak... - Czarna była stremowana. W końcu to teściowa, rozumiecie.
Tymczasem, Marian opłakiwał swoje auto. Gahanow nie wytrzymał i pociągnął go za kołnierz.
-Ty pacanie... nie żyjesz...
-Ale auto...
-Nie żyjesz...
-Gahciu, ale auto ma...
-Nie ważne... to jest mama Perły, teściowa Czarnej. Jeśli choć raz coś dziś spieprzysz, dorwę cię i zabiję, rozumiesz?
-Tak...
-Nie, nie rozumiesz. Jeśli moja Szanowna Małżonka dostanie okresu, nie żyjesz. Jeśli moja Szanowna Małżonka rozwali wazon, nie żyjesz. Wszyscy tutaj są nietykalni przez Ciebie.
-Dobrze...
-Nie, nie dobrze. Zabiję też twojego męża, babcie, dziadka...
-Nie mam dziadka...
-... to pradziadka.
Madzia krzyknęła do nich.
-Chodźcie, bo zaraz się zacznie! Ale Marian... daj prezent!
Paździochowicz nerwową kiwnął głową.
Gahanow na koniec mu powiedział.
-No, a teraz wypierdalaj. - rzucił go na ziemię. - Nie chce mi się z Tobą gadać...
Marian pobiegł do bagażnika swojego jeepa. Wyjął z niego... wazon!
-Mamusiu... - Perła wziął wazon. - To dla Ciebie... od nas. - wręczył jej prezent.
-Oh, dziękuje synku... synku... - mina jego mamy poważniała. - synku...
-Tak, mamusiu?
Mama robiła minę niezadowolonej.
-Nie... podoba się wzór? - nieśmiało spytał.
-Jest ładny, ale napis mi się nie podoba.
-Napis... a co... - pokazała mu doniczkę. - O niech Wincentego strzelą!
Na wazonie było napisane: „ Panie Antoni i Panie Bogdanie – dziękujemy!”
Wszyscy zrobili facepalm.
Gahanowi wypadło cygaro z wrażenia. A gdy teraz patrzył groźnie na Mariana, zacżął iśc w jego stronę. Zaczął się pościg, walka o życie.
Czarna krzyknęła.
-Marian!! Dawid!! Hände hoch!!!!
Gahanow się zatrzymał, ale Marian biegł. Tym razem Szyszka ryknęła.
-STOP, KURWA!!
No i stanął.
-A teraz idziemy na ślub. - powiedziała to łagodnie.
-Prezent zachowam. - stwierdziła pani Bogdana. - Może faktycznie wyglądam na chłopa. Ale teraz mój synek i moja synową są najważniejsi.
-KSIĄDZ! - krzyknął Simon w łoki-toki do Roberta, a ten poinformował o tym Szyszenko.
-Na miejsca, kochani! - krzyknęła Władczyni.

Ciąg dalszy wspomnień ze ślubu nastąpi...

piątek, 18 marca 2011

Rzeka Prypeć.

Myslovitz - Długość Dźwięku Samotności.

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam

Tak, zawsze genialny
Idealny muszę być
I muszę chcieć, super luz i już
Setki bzdur i już, to nie ja

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam

Wiesz, lubię wieczory
Lubię się schować na jakiś czas
I jakoś tak, nienaturalnie
Trochę przesadnie, pobyć sam
Wejść na drzewo i patrzeć w niebo
Tak zwyczajnie, tylko że
Tutaj też wiem kolejny raz
Nie mam szans być kim chcę

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam

Noc, a nocą gdy nie śpię
Wychodzę choć nie chcę spojrzeć na
Chemiczny świat, pachnący szarością
Z papieru miłością, gdzie ty i ja
I jeszcze ktoś, nie wiem kto
Chciałby tak przez kilka lat
Zbyt zachłannie i trochę przesadnie
Pobyć chwilę sam, chyba go znam

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam

Powyższą, polską piosenkę słuchała i cicho nuciła Pola. Miała przed oczami Piotrka, którego wciąż kochała. Jej sekret znała tylko Kasia. Dzieliło ich tylko trzy lata różnicy, ale co to za różnica, jak one były dla siebie jak siostry. Kaśka znała tez przecież Piotrka i wie, że on pasuje do Poli jak nikt inny. Zawsze pocieszała Polę, że on też coś do niej czuje i ma u niego szanse, kiedy to ona marudziła, że on jej nie kocha albo nie odzywa się bez powodu, tudzież strzela focha z nieznanych przyczyn. Piotr był dziwaczny, tajemniczy i chyba mało kto go rozumiał, czasem nawet sama Pola. Nie był typowym piętnastolatkiem. Gdyby jeszcze nie ten bardzo młodzieńczy wygląd i sama wiedza o jego wieku, to zapewne ktoś obcy by pomyślał, że jest on studentem. Ponieważ był dojrzalszy od rówieśników i dlatego oprócz Poli nie miał nikogo. Zawsze byli jacyś koledzy od tak do pogadania, ale to tylko ona zasłużyła sobie na miano przyjaciółki, a właściwie jego ukochanej. Głowił się prawie całymi dniami, czy ona też czuje do niego to samo. Szalał z zazdrości, kiedy myślał, że ona spotka się z Patrykiem z sieci. Internetowym znajomościom nie miał nic przeciw, bo sam z tego korzystał, ale chciał, by ona go pokochała, kiedy to miłość jest tak blisko niej...

Tymczasem Polę odwiedził jej brat i jeden z bliźniaków – Paweł.
-Nad czym tak fantazjujesz? - zapytał ją widząc siedzącą ją w kącie z słuchawkami.
-A Ty dlaczego się tu pojawiłeś?
-A nie można? - puścił oczko.
-Nie bronię... ale na pewno masz jakiś powód.
-Ano, mam! Gdzie jest Pietrek?
-On... nie wiem.
-Nie widzę go na próbie, to myślałem, że u Ciebie jest... ale jak nie ma...
-Może jest u siebie?
-Nie ma go tam.
-Zadzwonię do niego.
-Ok, dzięki siorka!
Odłożyła wszystko i sięgnęłam po telefon.
Piotrek poszedł nad rzekę Prypeć, tu w dzieciństwie przesiadywał ze swoim ojcem, gdy to on łowił ryby i uczył tej umiejętności syna. Ojciec zawsze z dumą wspominał, kiedy to on ze swoim ojcem ojcem, a dziadkiem Piotra siedział w tym samym miejscu i robiąc to samo. Lecz Peregun zawsze przestrzegał syna, by łowienie wybrał jako swoją pasję, a nie zawód, bo jego życie może nie potoczyć się po jego myśli. I Piotr nie myślał, by być rybakiem, nawet nie łowił ryb jak ojciec, ale wyjazdu z ojcem by nie odmówił. Nie ważne, że ktoś w szkole może się śmiać – jemu to i tak obojętne. I tak kochał to miejsce i potrzebował się wewnętrznie uspokoić i wyciszyć, a rzeka była jak lekarstwo.
Nagle... coś mu się rzuciło w oczy. Jakby nie był tu wcale sam. W dali dostrzegł, że ktoś nago kąpię się w rzece. Zmrużył oczy. Z wielkim zaskoczeniem odkrył, że... to Robertowie – rodzice Poli! Tak jak jego rodzice, Kowalowie byli sobie wciąż tak samo zakochani, ale to właśnie oni mimo wieku pozwalali sobie na odrobinę szaleństwa, niezależnie od wieku. Każda para w ich wieku powinna brać z nich przykład!
Piotrek wobec tej sytuacji pomyślał, że nie mogą go zauważyć rodzice dziewczyny, w której się podkochuje. Choć oni i tak byli zajęci tylko sobą. W swojej radioaktywnej miłości nie widzieli nic oprócz siebie.
Usłyszał dzwonek swojego telefonu. Od razu padł na ziemię, chowając się w wysokiej trawie i odnajdując swój plecak wyjął telefon. To Pola.
-Gdzie jesteś? Paweł cię szuka.
-Jestem... znaczy... zaraz wrócę.
-Masz próby zespołu, więc... wiesz.
-Tak... - patrzył cały czas na Kowalowów. Teraz mama Poli była unoszona w górę przez tatę Poli i... Piotrkowi z wielkim zawstydzeniem było przyznać, że jej mama ma idealne ciało.
-Pietrek... Pietrek?
-Tak?
-No, nie odlatuj tak, by pomyślę, że coś Ci się stało.
-A... zamyśliłem się... - przyznał i z trudem starał się nie patrzyć na nagich rodziców jego rozmówczyni.
-Potem możesz do mnie wpaść, bo rodzice znowu gdzieś wyszli i chata wolna.
-Ta... - spojrzał na jej rodziców. Teraz... para kopulowała... - O kurwa!
-Co się stało?!
-A... bocian...
-Co?!
-Znaczy... nie ważne! Zaraz będę na próbach! Buziaki!
-Ale Pietrek...
Rozłączył się i nie chcąc oglądać seksu ludzi dorosłych, a zwłaszcza Kowalowów, podniósł się i biegiem uciekł z tego miejsca. Było to troszkę pod górkę, lecz niespodziewanie na samej górce pojawił się....
-DISCO!
Piotrek stracił równowagę i panicznie wymachując rękoma zaczął spadając z górki turlając się i spadając do wody.

Wtedy Roberta z Robertem zorientowali się, że ktoś tam jest, więc szybko wyszli z rzeki. Ukryci zobaczyli, że to syn Pereguna i Laura.
-Może ryby chciał łowić? - zastanawiał się Robert.
-Ale się też pokąpać.
-Z Polą?!
-Nie widzę jej... ale nie byłabym zdziwiona widząc ich tu razem, skoro my... tyle lat tu przychodzimy...
-Ohh tak skarbie... - zaczął całować jej kark.
A ponieważ nie mieli żadnych ubrań, to widok wzajemnie nagich ciał pobudzał ich instynkt i zmysły i emocje, jakie nimi rządziły w tej chwili.

Piotr wyszedł z wody i popatrzył na Mariana groźnym wzrokiem.
-Siema młody! What's up?!
-Gucio...
Paździochowicz nie zrozumiał młodego Barrowa, a ten mokry szedł w mokrej odzieży. Na próby zespołu.

-W tej trawie nikt nas nie zauważy... - powiedział Kowalow, kiedy schowali się bardziej w wysokiej trawie.
Ona leżała, a on całował całe jej ciało. Następnie położył się na niej i w naturze uprawiali seks.

W piwnicy Krawczuków...
Rob obściskiwał się z Kasią, Kudłaty palił papierosa brzdąkając na gitarze, a bracia o czymś dyskutowali. Nagle do pomieszczenia wparował Piotr. Z stalową miną w przemokniętych ubraniach i brudnych nogawkach zatrzymał się w progu drzwi i patrzył na nich. Kudłatemu z wrażenia skręt wypadł.
-A Tobie co się stało? - spyta Szymek.
-Powiedzmy, że miałem szybki prysznic po wyjściu.
-O nie! - Rob podszedł do niego. - Taki mokry nie możesz grać. Spocony owszem, ale nie mokry od szybkiego numerku.
Dawid parsknął śmiechem.
-Oj, nie czepiaj się słówek! - zwrócił mu uwagę młody Krawczuk.
-Sugerujesz, że Piecia zaliczył panienkę przed wyjściem? - śmiał się młody Riddle.
-I to jaką... - dodał Szymek mrugając okiem.
Piotrek płonął na twarzy, lecz zachowywał zimną krew.
-Oj, już się zamknijcie! - powiedziała Kasia. - Chodź Peter, dam Ci jakieś ciuchy i zaczynajcie próbę!
Piotr założył ubrania dane mu przez Kaśkę i stanął za klawiszami i panowie zaczęli grać...

A tymczasem Daniel Millerow zapukał do drzwi Krawczuków...

niedziela, 27 lutego 2011

Mały zbieg.

Piotrek zastanawiał się, do kogo ma iść – czy do któregoś z braci Poli, czy do Alana albo kogoś innego? Potrzebował rady, ponieważ nie chciał, by Pola zakochała się w chłopaku z sieci.
-Pójdę do Alana... by mi kogoś doradził... w sprawie dziewczyn.

Szyszka serdecznie go przywitała, kiedy przekroczył próg Pałacu.
Alan grał na komputerze, znowu.
-Stary, - zaczął Piotr. - kogo polecasz, jeśli chodzi o poradę w sprawie dziewczyny?
-Nie mów, że się zakochałeś.
-Nie o to chodzi... znaczy... no znasz kogoś?
-Robert, Dawid.
-A którego bardziej?
Alanek chwilę się zastanowił.
-Rob.
-Ok, dzięki. Nara! - wyszedł z jego pokoju.

-Już nas opuszczasz? - powiedziała do niego Szysza, kiedy schodził po schodach.
-Szukam Roberta... Roba... - odpowiedział.
-Wiem, że Kasia ma próby, a on na pewno po nią poszedł.
-Bardzo, ale to bardzo go teraz potrzebuje.... albo Dawida...
-Dawid... on to wróci wieczorem, bo przecież spędza każdą chwilę z Pauliną.
-Jeśli ciocia któregoś będzie widziała, to niech ciocia powie, że ich szukam.
-Spox man!
-Dziękuje!
W tym momencie właśnie Rob wszedł z Kasią za ręce.
-O, widzisz! Już jest! - powiedziała Szyszenko.
Piotrek podszedł do niego.
-Możemy... pogadać?
-Pewnie. Kasiu, to Ty idź do wujka po... wiesz co.
Dziewczyna poszła po schodach, a oni poszli na balkon.
-Ty masz Kasię. - zaczął syn Perego.
-Tak, jesteśmy już trzy lata razem i dobrze nam.
-Tak, tak... jak... to się stało, że się... poznaliście... no wiesz...
-Wiesz... byliśmy przyjaciółmi, a potem wybuchła chemia i samo się to jakoś potoczyło.
-A co byś zrobił, jakby dziewczyna, którą kochasz... załóżmy, że masz piętnaście lat i jeszcze nie chodzisz z Kasią, a jesteście tylko przyjaciółmi. Ona umawia się z kimś przez chat, a Ty nie wiesz, jak jej wyznać miłość, choć czujesz, że cię nie kocha.
-Wiedziałem, że się podkochujesz w Poli.
-Ja? Ja...
-Nawet się zaczerwieniłeś teraz, co mnie bardziej przekonuje. Spokojnie, nie powiem nikomu. Nie masz 101 % pewności, że ona cię nie kocha. Masz o tyle łatwiej, że ma starszych braci. Oni mogą Ci też pomóc.
-Zależy mi na niej. - nieśmiało to wypowiedział.
-I dobrze, tak trzymaj. Spoko dziewczyna i Ty też. Miłość to super sprawa, wierz mi. Fajnie, że do mnie przyszedłeś. Lubie cię stary... młody, wiesz o tym. Zaraz sprowadzę Pawła lub Szymona.
-Boje się, że ona się mnie przestraszy.
-A wolisz żałować, że nigdy nie powiedziałeś jej tego?
-Nieee...
-To więc powiesz jej to, ale bądź romantyczny – laski to lubią.
Kasia w tym momencie przyszła i oznajmiła, że ma „to coś” od wujka.
-Super! - skomentował Rob. - Mamy tutaj sprawę sercową.
Przysiadła się do swojego chłopaka, a ten ją objął.
-Mogę jej powiedzieć, co? - spytał Piotra.
Ten nieśmiało pokiwał głową.
-Młody jest zakochany.
-Wspaniale!
-Ale nie jest pewny, czy ona go kocha.
-Oj... a wiadomo, kto to.
-Jak ma na imię jego przyjaciółka?
-Pola.
-To już wiesz.
-A... to coś tak czułam.
-I nie wie, jak to jej powiedzieć.
-Hmmm... na pewno romantycznie.
-Mówiłem?
-Dziewczyny lubią, jak chłopcy są wobec nich czuli. Proponuje Ci, byś ją zabrał gdzieś, nawet do pokoju. Usiądźcie razem, rozmawiajcie, obejmijcie się. Zacznij ją delikatnie głaskać po poliku i włosach. Patrz jej w oczy! I to ten moment, kiedy zbliżacie twarze i całujecie się. Całowanie to prosta sztuka, naprawdę. Nie trzeba instrukcji, to się po prostu wie. Sam instynktownie czujesz to. A... na seks to za wcześnie.
-Niektórzy wcześniej zaczynają.
-My nie... nie tak wcześniej...
-To ich sprawa, kiedy się na to zdecydują.
-Tak... ale najpierw pamiętaj, żeby się nie śpieszyć do łóżka. Na razie to ma być to, co powiedziałam. To jest na razie początek tego, co najlepsze przed wami. Powodzenia Piotrek.
-Dasz radę.
-Dzięki... - powiedział im.

-Panowie... wyjeżdżamy! - Czacha w objęciach z Jasminą zwrócił się do kolegów z zespołu.
-Jak to - „wyjeżdżamy”? - nie dowierzał Paweł.
-Na wakacje.
-A co z zespołem? - spytał Rob.
-Ty będziesz śpiewał.
-Ja? No, ale...
-Masz stary talenta, więc co... co?
-Nie wiem, czy też odniesiemy sukces.
-Odniesiecie, słowo wiary... i honoru.
Od tej pory rolę wokalisty pełnił Robert. Przed koncertem, w którym miał przejąć rolę wokalisty, denerwował się.
-Nie wiem, jak wypadnę. - mówił.
-Poradzisz sobie, skarbie. - ukochana cały czas go wspierała.

Najpierw na scenę wyszedł Czacha.
-Ziomki! Wyjeżdżam z moją dupeczką... na wakacje! Nie będę więc tu – to logiczne, co nie? Więc w naszym zespole będzie śpiewać... Robert! Dziś da wam popis, a wy zobaczycie, czy jest cool! Sayo nara!!!

-Chcesz grzałkę? - spytał Kudłaty Roba.
Bez słowa wyrwał Dawidowi szklankę z napojem i wypił jej zawartość od razu. Wyyzedł z chłopakami na scenę.
Publiczność wariowała, jak zawsze.
-Jak się macie? - spytał publiczność Robert.
Odpowiedzieli krzykami radości.
-Dziś posłuchacie mnie... najpierw... dam wam nową piosenkę - „Mały zbieg”... PANOWIE, ZACZYNAMY!!!!
Usłyszeliśmy gitary, a po ich wstępie, nowy wokalista podszedł ponownie do mikrofonu.
-Na ulicy, gdzie mieszkasz
Dziewczyny gadają o życiu towarzyskim
Są zrobione ze szminki, plastiku i farby
Odrobiny czerni na ich oczach
To całe twoje życie, wszystko, o co prosiłaś
Kiedy twój tatuś zechce z tobą pogadać?
Lecz ty tkwiłaś w innym świecie
Starałaś się coś przekazać
Ale nikt nie słyszał ani jednego słowa
Powinni byli ujrzeć w twoich oczach
Co chodziło ci po głowie

Ooh, ona jest małym zbiegiem
Córeczka tatusia uczyła się szybko
Wszystkich tych rzeczy, których nie mógł jej powiedzieć
Ooh, ona jest małym zbiegiem

Każdej nocy ucieka inną drogą, która
Z pewnością ją zaskoczy
Widzę cię na ulicy
Namawiasz mnie do szaleństwa
Siedzisz sama w domu
Bo już nic innego nie możesz zrobić
Masz tylko zdjęcia wiszące w cieniu
Pozostały tam by cię obserwować

Wiesz dobrze, że ona lubi światła
Nocą w neonowych reklamach Broadway’u
Tak naprawdę to wszystko ją nie obchodzi
Szukała jedynie miłości
Lecz nikt nie usłyszał jej słów
Powinni byli ujrzeć w twych oczach
Co chodziło ci po głowie

Ooh, ona jest małym zbiegiem
Córeczka tatusia uczyła się szybko
Wszystkich tych rzeczy, których nie mógł jej powiedzieć
Ooh, ona jest małym zbiegiem

Ooh, ona jest małym zbiegiem
Córeczka tatusia uczyła się szybko
Wszystkich tych rzeczy, których nie mógł jej powiedzieć
Ooh, ona jest małym zbiegiem.

Ku zaskoczeniu publiczności, chłopaków z zespołów i samego Roberta.... TO BYŁO ZAJEBISTE!!!
Można nawet było stwierdzić, że Rob jest lepszym wokalistą od Czarka... Na pewno nikt nie miałby nic przeciw, jeśli to właśnie nowy wokalista był nim już na stałe. Grał świetnie na gitarze i jego głos idealnie pasowa do piosenek.
Zaśpiewał jeszcze kilka piosenek z repertuaru zespołu i niektóre dziewczęta mdlały albo chciały wejść na scenę, ale ochroniarze dobrze pilnowali tego. Ogólnie mówiąc – koncert wypadł lepiej niż sądzono. Tym bardziej, że akurat w klubie przebywał Daniel Millerow – właściciel niezależnej wytwórni muzycznej i wiedział, że musi wsiąść tych chłopaków pod swoje skrzydła...