CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

niedziela, 24 października 2010

Kawa.

Robertowie też usłyszeli wybuch. Dostrzegli, że z Pałacu wylatuje biały dym.
-Chodź szybko! - powiedziała do ukochanego.
Pobiegli do miejsca. Stały radiowozy i karetki. Robert podszedł do Andrzeja Fleczerowicza.
-Co się stało?!
-Ktoś zapomniał wyłączyć gotujących się jajek...
-Co... jajek?
-Tak.
Rob skierował oczy ku niebu po czym patrzył na swoje buty aż w końcu spojrzał na Andrzeja.
-A ktoś ucierpiał?
-No... Towarzysz Gorowiczow akurat przebywał w kuchni...
W tym momencie na noszach wynieśli białego, śmierdzącego Marcina Gorowiczowa. Za nim szła przestraszona narzeczona.
-Pss! - szepnął ktoś do ucha Robertowi i Andrzejowi.
To był Marian.
-Gdzie jest policjant?
Wskazali mu.
Podziękował i podszedł do wąsatego mundurowego.
-Pożyczy mi pan kajdanki?
-A po jakiego grzyba?
-Chcę skuć niedysponowaną koleżankę!
Zastanawiał się, co to znaczy.
Ahh..
TO.
-Towarzysz Paździochowicz ma się uspokoić, bo go skujemy!
-Chętnie!
Popatrzył na Mariana dziwnie i złapał się za czoło.
-Nie te gierki ze mną!
Pojawiła się Towarzyszka Szyszenko i dostrzegła uciekiniera.
-MARIAN! - krzyknęła.
Ten z przerażonym wzrokiem zabrał kluczyki policjantowi i pobiegł do policyjnego auta. Zamknął się w nim i odpalił.
-Jezu – Roberta wzięła pod ramię Roberta – co on wyprawia?
-A czego można się po nim spodziewać? - stwierdził Andrzej, a wszyscy kiwali głową.
Zaczął wyjeżdżać z Pałacu. Problem w tym, że Marian nie ma prawa jazdy i nie umie jeździć. Panika dotknęła Prypecian.
Kiedy to pomylił biegi, spróbował zahamować i obił inne samochody i wjechał na znak drogowy. Włączyły się alarmy samochodowe, a tłum zgromadził się wokół radiowozu i Pałacu. Gahanow widząc tak niepokojącą sytuacje, postanowił wygłosić przemówienie.
-Towarzysze Rodacy! W imieniu mojej... Szanownej Małżonki... prosimy o... zachowanie spokoju... i powrócenie do domu... Zignorowanie... poleceń... grozi surowymi karami... okrążaniem 101 razy Reaktora o godzinach porannych... i nocnych...
Mieszkańcy wrócili do swoich domów, ale z okien obserwowali sytuacje. Skonfiskowano radiowóz, a Marian pojechał innym samochodem policyjnym na komisariat. Towarzyszka Malejkowicz pojechała do szpitala, by móc być przy Marcinie. Lekarze mieli mały ubaw, z powodu historii z jajkami. Specjalne ekipy zajęły się sprzątaniem kuchni i wstawieniem nowych okien.

Szymon Galupienko wyszedł na chwilę po paczkę papierosów i zaraz wrócił. Ewa siedziała w jego koszuli, ponieważ musiała wrzucić do prania brudną odzież. Jego ten widok coraz bardziej podniecał. Nie umiał panować nad sobą, kiedy miał dotyczenia z piękną dziewczyną.
Pomyślał, że nałóg tytoniowy uspokoi na chwile jego pragnienia. Pomylił się, bo wciąż miał te same myśli.
-Masz kawę? - zapytała go, bo nie chciała buszować po szafkach.
-Mam.
Podszedł do niej od tyłu. Złapał jej dłonie i nimi sterował. Otworzyła szafkę nad zlewem i wyciągnęła torebkę z kawą.
-Dziękuje... - powiedziała prawie niewyraźnie.
Jego usta zajęły się pieszczeniem jej ucha. Ręce skrzyżowały się na jej tali. Teraz jego wargi dotykały jej szyi. Jego dłonie powędrowały w górę i zatrzymały się na jej biuście. Czuł, że jej piersi są podniecone, więc powoli je masował. Miała zamknięte oczy i zagryzała dolną wargę. Przycisnęła jego dłonie swoimi dłoniami.
Obrócił ją, ale ona nadal oczu nie otwierała. Jednym ruchem ściągnął z niej koszulkę. Była tylko w bieliźnie. Językiem polizał jej szyję i schodził nim niżej. Dłonią dotykał przez stanik pierś.
Schodził niżej i zatrzymał się na wysokości majtek. Spojrzał szybkim ruchem na jej twarz i językiem wrócił tam, gdzie zaczął. Jego usta znalazły się przy jej ustach. Językiem dotykał jej warg.
Zaraz potem znalazł się w jej ustach. Objął ją, a ona sparaliżowana jego zachowaniem, stała bezruchu. Rozpiął jej staniki rzucił na podłogę. Spuściła wzrok i przechyliła głowę w bok. Teraz zajął się sobą, a ona cofnęła się trochę do tyłu i ułożyła tak ręce, by zakryć obnażony biust. Zdjął swój czerwony podkoszulek i jeansy oraz obuwie. Była zafascynowana jego klatką piersiową. Podszedł do niej i pchnął ją na łóżko. Kiedy opadła na pościel, położył na niej i zatopił się w jej ustach, a potem szyi. Poczuła, że strach ją dotyka, więc zdecydowała się prawie, że szeptem powiedzieć:
-Nie powinniśmy tego robić...
Nie przerywał.
-Masz chłopaka? - spytał.
-Nie...
-Więc w czym problem?
Chwilę milczała.
-Jestem... nigdy nie... ech... jestem dziewicą...
Tym razem przerwał.
-Boisz się?
Nie odpowiedziała, a spuściła wzrok i oblała się rumieńcem. Kiwnęła głową.
-Będę delikatny....
Zabrał się za całowanie jej piersi. Szybkim ruchem pozbawił ją jej majtek i swoich.
Jej serce waliło jak oszalałe.
-Ile masz lat? - spytał.
-Prawie 19...
-To dzieli nas tylko 5 lat różnicy...
Wziął prezerwatywę.
-Żeby nam kłopotów nie narobić.
Dla Szymona przypadkowa ciąża to kłopot ,a co dopiero z polską paparazzi.
Po założeniu jej.
-Nie bój się... - mruknął jej do ucha.
Położył się na niej, a ona go objęła. Twarz miał nad jej twarzą. Podparł się na ramionach.
Poczuła go w sobie. Głośno jęknęła. Mocniej przycisnęła do siebie Szymona. Ciężko oddychała. Było to dla niej takie nowe uczucie. Chciała to przerwać. Miała go już odepchnąć, lecz on wciąż leżał na niej i wykonywał powolne ruchy. On i ona, wirowali jakby w dziwnym tańcu. Przybliżali się i oddalali od siebie. Nie było granicy między jej ciałem a ciałem jego. Chciała się z tego wyrwać. Miała go odepchnąć od siebie.
-Spokojnie maleńka – szeptał – jest dobrze... bardzo dobrze.
Im dłużej tak wirowali, tym bardziej zaczęła się przyzwyczajać do tego. To powoli stawało się przyjemne.
Wyszedł z niej. Czyżby skończył? Nie. To tylko zmiana pozycji.
Położył się, a ona na nim. Czuła go bardziej niż wcześniej. Ich ciała płonęły z gorąca i pociły się z podniecenia. Podnosiła się i opadała i tak aż do zmiany pozycji.
Usiadł na łóżku, a ona na nim. Zaczęła jęczeć i nieprzytomnie szeptała jego imię.
Nie skończyło się na tych dwóch pozycjach. Wykorzystali chyba wszystkie popularne i najlepsze sztuki kochania się. Kiedy ich szczytowanie dobiegło końca, stwierdzili, że to koniec.
Szymon opadł wręcz wyczerpany na nią. Jego głowa leżała na jej ramieniu. Głaskała je włosy.
-Jak.. jak.. - przełknął ślinę. - jak było?
-Obłędnie... - wyszeptała.
Wstał z łóżka i zaczął się przeciągać. Jego nagie ciało było dla niej paraliżująco przyjemnym widokiem. Gdy tylko patrzyła na jego męskość, to dostawała dreszczy.
Wyciągnął rękę ku niej i przyciągnął do siebie. Bez słowa zaprowadził do łazienki. Znaleźli się w kabinie prysznicowej. Zimna woda spływała po ich gorących ciałach. Tam, obdarzali się dzikimi, pełnymi pożądania pocałunkami i pieszczotami. Puściły mu hamulce i podniósł ją za pośladki. Objęła jego talię nogami, a rękoma szyję. Jego męskość znalazła się w jej kobiecości. Szum prysznica częściowo zagłuszył jej dźwięki rozkoszy...

Towarzysz Andrzej Fleczerowicz nic innego nie robił jak bawienie się zepsutym aparatem, który znalazł. Robił z niego ciuchcię, która niewidzialnym torem jechała po całym mieszkaniu. Wszystkiemu temu przyglądała się jego 15-letnia córka Swietłana Fleczerowicz.
-Tato... co ty robisz? - spytała krzyżując ręce.
-A... nic...
-To czym się bawisz?
-Niczym...
-Czy to aparat?
Pokazał jej.
-Po co ci zepsuty aparat?
-Bo... bo... moja sprawa!
-Mogę go naprawić.
-Ty?
-A co myślałeś?
Zastanowił się.
-Dobrze, spróbuj.
Oddał jej „zabawkę” i razem usiedli przy stole. Dziewczyna zaczęła się uważnie przyglądać urządzeniu.
-Patrzyłeś, czy jest film w środku?
-Eee... nie...
Westchnęła.
-Podaj mi śrubokręt.
Wziął swój piórniczek i wyjął jej. Ta zaczęła się posługiwać i coś robić nim. Jej tata się tylko przyglądał i główkował, co ona robi. Coś pstryknęło! Pogrzebała i wyjęła jakiś przedmiot.
-Ciekawe, że film ani trochę się nie zepsuł!
-Co z tym zrobimy?
-Jak to co? Wywołamy!
-Ale to jest czyjeś... nie lepiej to zwrócić właścicielowi?
-A kto się zakrada do Pałacu?
-No..
-No?
-Złodziej...
-Tak więc go zdemaskujemy! Jasne?
-Dobrze, dobrze.
Jego córka zachowywała się jak jego żona, która wyjechała na jakiś czas z Prypeci.
„Przynajmniej ktoś jest w tym domu bystry” - stwierdził.

Gdy zapadły ciemny wieczór, Robertowie wyciągnęli na balkon kocyki i leżeli na nich. Puścili z radia muzykę i przynieśli sobie kieliszki z winem. Ona leżała na jego klacie piersiowej i oboje podziwiali gwieździste niebo i oświetloną Prypeć.
-Tak się cieszę, że mam ciebie kochanie... - wyszeptał.
-Wzajemnie Robercie... - odpowiedziała.
Podniosła się i położyła się na nim. Całowali się.
Gdy przerwali:
-Mam szaloną myśl skarbie. - powiedział jej i uśmiechnął się na swój sposób.
-Wiem o czym myślisz.
Rozebrali się aż do nagości. Zaczęli się kochać ze sobą.
Pani Romanow siedziała na balkonie z koleżanką Henryką i widziały co robią ci dwoje.
-Ach ta dzisiejsza młodzież... - powiedziała i napiły się łyku herbaty.

0 komentarze: