-DA! PUNK!
-Skarbie...
-Tak?
-Stłukłeś wazon...
Perła entuzjastycznie krzyknął DA! PUNK!, lecz jednocześnie wymachując rękoma stłukł wazon..
-Aaa... kupi się nowy.
-Ale to twojej matki.
-Pożyczy jakiś od niej.
-To unikat.
-Em... skleimy!
Bo z każdego wyjścia jest rozwiązanie.
-Ale to był prezent ślubny!
-... i tak skleimy!
-Ale to był jej ulubiony i jedyny wazon! I to prosto z carskiego dworu!
-Eem... to i tak skleimy!
Może więc cofnijmy się o szesnaście lat, w dzień, w którym odbył się ślub Perły i Czarnej.
Była to oczywiście słoneczna sobota, wręcz radośnie radioaktywna.
Przygotowania szły pełną parą.
I ta radość wszystkich. Ah!
Najbardziej oczywiście cieszyli się bohaterowie tegoż dnia – Paweł „Perła” Krawczuk oraz Swietłana „Czarna” Fleczerowicz. Zaraz po nich ich ówcześnie dwuletni synek Robert. Wtedy nie zdawał sobie sprawy, że został poczęty przez nieletnią matkę i pełnoletniego ojca. O tyle dobrze, że wszyscy cieszyli się z narodzin chłopca. A mały Robert im bardziej stawał się większy, tym bardziej stawał się małą kopią ojca, co stwierdził sam ojciec Perły.
W każdym razie rodzice byli przygotowywani do ceremonii, która miała odbyć się w ogrodzie niż jak to z wykle jest w Kościele. Robercik biegał po pokoju, lecz nagle wujek Peregun powstrzymał małego szaleńca i wziął na ramiona.
-Poczekaj, niedługo Ty będziesz mieć swojego! - powiedział Robert Kowalow głaszcząc okrągły brzuch swojej ciężarnej żony Roberty.
-Wzajemnie!
-Tym razem, to nie będą bliźniaki... szczerze, to boję się naturalnego porodu, a przecież już mam dwójkę urwisów...
-Poradzisz sobie, jak my wszystkie. - Czarna puściła jej oczko.
-Ja też się denerwuje. - powiedziała Laura. - To nasze pierwsze dziecko, a ja nie wiem, czy dam radę wydać je na świat.
-Każda kobieta dała radę, to czemu Ty nie. - dołączyła się do dyskusji Magda.
-Bo ja bardzo się boję bólu...
-Każda się boi.
-E, koteczki! - wtrąciła Szysza. - Przecież możecie mieć cesarkę!
-No... chyba... - podrapała się po głowie Roberta.
-Jak to – cesarkę?! - Zuśka była zaskoczona.
-No... możecie rodzić naturalnie albo przez cesarkę.
Chwila ciszy.
-Kurwa mać! - odpowiedziała krótko Dzikowiczowa. - Ale chociaż seks jest przyjemniejszy!
-Zuśka... - Roberta przypomniała jej, że są tu też dzieci.
-A co znaczy „kulfa macz”? - mały Szymek był ciekawy.
-A co to jest sekz? - mały Robert też był ciekaw.
-Coś, co nie powinniście wiedzieć! - odpowiedziała mu Ewa.
-DA! PUNK! - (chyba nie musimy mówić kto).
Gahanow z Gorowiczowem odwrócili się tyłem do wszystkich w pokoju by wypić kilka kieliszków whiskacza.
-TOWARZYSZU GAHANOW! - wydarła się Szyszenko.
Przerażeni jej tonem powoli odwrócili się w jej stronę.
-Da Szanowna Małżowinko? - spytał nieśmiało jej mąż.
-Czy znowu z Towarzyszem Gorowiczowem pijecie whiskacza, by potem być nawaleni jak ruskie czołgi?!
Perła starał się powstrzymać od śmiechu, lecz łzy zbierały mu się do oczu i był czerwony na policzkach. Robert stłumił śmiech jedną dłonią, a drugą czesał włosy Perle.
-W takim tempie to wszyscy się spóźnicie na ślub. - Andrzej pojawił się w pomieszczeniu. - Hej, mały! - ucieszył się widząc swojego wnuka.
-Zaraz będą gotowi! - powiedział Kowalow. - Ostatnie poprawki...
-Makijażyk dokończę! - Roberta malowała oczy Swietłanie.
-Welon założymy! - Magda z Szyszką jednocześnie powiedziały.
-I będzie... - zaczął mówić Szymek.
-PUNK! - wiem, że wiecie.
Państwo młodzi byli już gotowi. Świadkami tak jak przy ślubie Robertów, Gorowiczów i Riddle'ów było kilka: po stronie panny młodej stały Szysza, Magda i Roberta (ksiądz pozwolił na max. trzy osoby). Po stronie pana młodego znaleźli się Robert, Szymon i Pery. Jednak i tak największą sensację miała wzbudzić... mama Perły, czyli pani Bogdana Krawczuk. Jej mąż, pan Antoni Krawczuk był obiektem zainteresowań Marcina i Dawida, ponieważ jest on, jak oni smakoszem whiskacza, ale przede wszystkim fajki. Do tego możemy dodać cygara oraz zwykłe papierosy.
-I Ty fajki nie palisz? - drapał się po... głowie Gahanow.
-Wolę papierosa raz na jakiś czas. Nie mogę palić przy Roberciku, bo jeszcze by to źle na niego zadziałało, a Czarnulka lubi jak czuć ode mnie gumę orbit mmm... miętową.
-A nie truskawkową?
-No... kiedyś, bo jak żuliśmy ją razem, to ona przeze mnie niechcący ją połknęła...
Lecz wracając do teściowej Czarnej – trzeba było kupić jej prezent, w zamian za prezent, jaki niedługo młodzi mieli otrzymać. Specem od tego był akurat... Marian. Tylko on z wręcz namiętnością robił zakupy i wybierał prezenty. Wzbudzał przy tym sensację, ponieważ ubierał zielone szpilki i brał czasem swojego psa-yorka płci żeńskiej, która się wabiła Pamela [ah ten Słoneczny Patrol! (Paździochowicz był fanem tego serialu i Pam (miał nawet plakaty w domu))]. Nie wiadomo wtedy jeszcze było, co kupi Marian, ale chciał tylko imię matki.
-Mama zaraz przyjedzie! - krzyknął Peregun.
-Twoja?
-Nie... twoja! - zwrócił się do Perłowicza.
-A nie lepiej – wtrącił się Gahanow zapalając cygaro. - dać jej wielopak szczęśliwego piwosza piwa Perła?
-Mamusia nie lubi piwa.
-To co lubi?
-Co lubi? Ano... WAZONY!
Ponoć mama Pawła Perły była kolekcjonerką wazonów – tych najdroższych i najcenniejszych. A jej faworytem był wazon królewski, który należał do ówczesnej carskiej rodziny Romanowów. Pilnowało go niemal cały czas i dbała, by nikt go nawet nie dotknął.
W stronę Pałacu jechały dwa pojazdy. Jedno to był jeep Mariana, a drugi wóz to była czarna limuzyna.
-Mamusia! - jęknął Perła.
-I Paździochowicz... - mruknął Dawid.
-Nie mrucz tak. - zwróciła się do niego Szysza. - Bo to mnie podnieca. - szepnęła mu.
Zaczął mruczeć, a po czym jednak zrobił wielkie oczy.
-Ponieca cię ten pedał?! - był niemal przerażony.
Cała uwaga tym razem się na nich skupiła, tylko Krawczuk obserwował limuzynę, jakby nic do niego nie docierało. Niestety, nieszczęśliwym trafem Marian ze spółką przyśpieszył i chciał pierwszy zajechać pod sam Pałac, a limuzyna chciała też tam zaparkować. Paździochowicz szybszy nie był i uderzył (na szczęście nie mocno) w prawy bok zderzaka.
-Nawet nie umie parkować. - skomentował Gahanow z cygarem. - Powinien jeździć na rowerku, bo jemu dwa pedały się przydadzą się, he he he.
Wszyscy wyszli przed Pałac. Marian podbiegł do Szyszenko.
-Patrz, patrz... co za... co za...
-Widzę...
-Patrz, jak oni mi auto zniszczyli! - pokazywał na uszkodzonego jeepa. - Nowe auto, a oni mi drogę zajechali.
Szyszka zrobiła facepalm.
-Stłuc go, kochanie? - jej mąż strzelił z palców.
-Nie, lepiej swoje piękne paluszki oszczędzaj.
Mruczał jej do ucha.
Perełka szukał drzwi w limuzynie. W końcu same się otworzyły i go uderzyły, a on upadł na tyłek i zrobił kwaśną minę jęcząc „ała”. Z auta wyszła kobieta, niskiego wzrostu, o blond, krótkich i kręconych włosach.
-Mamusia! - ucieszył się na jej widok.
A mamusia prawdopodobnie przez stłuczkę oblała się napojem, bo miała plamę na ubraniu.
-Żebym ja na ślub dziecka miała plamę! - była oburzona. - Nigdy więcej picia kawy!
-Kawy? - Magda była już zauroczoną panią Krawczukową.
-Kawusia! - Szysza również.
Malejkowicz... tfu, Ridllejowa (nie mogę się przyzwyczaić, sorry!) podeszła do mamy Perły.
-Witam panią bardzo serdecznie! Magda Malejkowicz z tej strony!
(Em... nie jestem jedyna, ha!)
-To znaczy... Riddle... przepraszam, przyzwyczaiłam się do mojego panieńskiego nazwiska.
-A ja po ślubie nadal byłam Bogurodzicą, bo koleżanki nazywały mnie po mojej ksywce.
-Cóż... mi mówią Magda, Madzia albo wampirek haha.
-A myślałam, że to Ty jesteś moją synową, ale...
-Ona też jest bardzo sympatyczna! I bardzo ładna, normalnie modelka, chociaż urodziła synka, to ma absolutnie perfekcyjną figurę! Tylko pozazdrościć.
Swietłana słysząc to, podeszła do nich.
-Panią kojarzę... pani pewnie modelka? - pani Krawczukowa uważnie się przyglądała.
-Ja jestem pani synową... Swietłana... - podała rękę.
Mama Perły nadal ją uważnie oglądała.
-Ależ bez oficjalnych przywitań tu proszę! Sama stwierdziłaś, że jesteś moją synową.
-Tak... - Czarna była stremowana. W końcu to teściowa, rozumiecie.
Tymczasem, Marian opłakiwał swoje auto. Gahanow nie wytrzymał i pociągnął go za kołnierz.
-Ty pacanie... nie żyjesz...
-Ale auto...
-Nie żyjesz...
-Gahciu, ale auto ma...
-Nie ważne... to jest mama Perły, teściowa Czarnej. Jeśli choć raz coś dziś spieprzysz, dorwę cię i zabiję, rozumiesz?
-Tak...
-Nie, nie rozumiesz. Jeśli moja Szanowna Małżonka dostanie okresu, nie żyjesz. Jeśli moja Szanowna Małżonka rozwali wazon, nie żyjesz. Wszyscy tutaj są nietykalni przez Ciebie.
-Dobrze...
-Nie, nie dobrze. Zabiję też twojego męża, babcie, dziadka...
-Nie mam dziadka...
-... to pradziadka.
Madzia krzyknęła do nich.
-Chodźcie, bo zaraz się zacznie! Ale Marian... daj prezent!
Paździochowicz nerwową kiwnął głową.
Gahanow na koniec mu powiedział.
-No, a teraz wypierdalaj. - rzucił go na ziemię. - Nie chce mi się z Tobą gadać...
Marian pobiegł do bagażnika swojego jeepa. Wyjął z niego... wazon!
-Mamusiu... - Perła wziął wazon. - To dla Ciebie... od nas. - wręczył jej prezent.
-Oh, dziękuje synku... synku... - mina jego mamy poważniała. - synku...
-Tak, mamusiu?
Mama robiła minę niezadowolonej.
-Nie... podoba się wzór? - nieśmiało spytał.
-Jest ładny, ale napis mi się nie podoba.
-Napis... a co... - pokazała mu doniczkę. - O niech Wincentego strzelą!
Na wazonie było napisane: „ Panie Antoni i Panie Bogdanie – dziękujemy!”
Wszyscy zrobili facepalm.
Gahanowi wypadło cygaro z wrażenia. A gdy teraz patrzył groźnie na Mariana, zacżął iśc w jego stronę. Zaczął się pościg, walka o życie.
Czarna krzyknęła.
-Marian!! Dawid!!
Hände hoch!!!!Gahanow się zatrzymał, ale Marian biegł. Tym razem Szyszka ryknęła.
-STOP, KURWA!!
No i stanął.
-A teraz idziemy na ślub. - powiedziała to łagodnie.
-Prezent zachowam. - stwierdziła pani Bogdana. - Może faktycznie wyglądam na chłopa. Ale teraz mój synek i moja synową są najważniejsi.
-KSIĄDZ! - krzyknął Simon w łoki-toki do Roberta, a ten poinformował o tym Szyszenko.
-Na miejsca, kochani! - krzyknęła Władczyni.
Ciąg dalszy wspomnień ze ślubu nastąpi...