CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS »

wtorek, 26 kwietnia 2011

26 kwienia 1986

Dokładnie 25 lat temu w Czarnobylu wybuchła elektrownia atomowa...

Prypeć sąsiadował z Czarnobylem, dzieliło ich zaledwie kilometry. Dlatego władze miasta wydały rozkaz, że mieszkańcy muszą się ewakuować. Obywatele mogli zabrać tylko dokumenty, wszystkie inne rzeczy musieli zostawić. Tak właśnie miasto Prypeć mając zaledwie 16 lat zaczęło umierać...
 
Przechrzczono je nazwą "Miasto Widmo". A to tylko gratka dla tych, którzy pragną zwiedzić opuszczone miasto. Bałagan, jaki możecie zobaczyć na zdjęciach z miejsc katastrofy to sprawka wandali, niestety. Jeśli ktoś był w Czarnobylu czy w Prypeci, to doskonale wie, że to jest podróż do przeszłości, ponieważ miasto spustoszało, gdy jeszcze istniał ZSRR. Ja sama chciałabym w przyszłości wybrać się na Ukrainę i na własne oczy to wszystko zobaczyć.
Czasem sobie nawet marzyłam, żeby jakby dało się odremontować to miasto i nawet zamieszkać, ale to tylko takie jedno z moich marzeń kiedyś ;-) Teraz wolę się trzymać tego, że chce tam zwiedzać. ;-)

A o samej katastrofie różnie można powiedzieć, zastanawiać się co lub kto zawinił. Cóż... za wszystko i tak były odpowiedzialne władze, ale nie wolno było tego można powiedzieć głośno, nie można było znaleźć winnych.
A tym wszystkim zainteresowała mnie moja kumpela, Szyszka :-) Dzięki! Najlepszego! ;*
I również dzięki niej postanowiłam stworzyć na wesoło opowiadanie o mieszkańcach radioaktywnego miasta Prypeć. Oczywiście nigdy nie miałam na celu wyśmiewanie katastrofy czarnobylskiej, dlatego mam nadzieje, że nigdy nikt tak nie pomyślał ;-) Dlatego proszę nie brać mojego opowiadania na poważnie ;-)

Następna notka w niedalekiej przyszłości. Teraz skupiam się na innych projektach ;-)
Pozdrawiam! Do usłyszenia!

niedziela, 17 kwietnia 2011

Wspomnienia: Ślub Perły i Czarnej - ciąg dalszy i koniec ; Wazon.

Wszyscy zajęli swoje miejsca, w tym Ksiądz, Pan Młody i świadkowie. Swietłana i jej tata Andrzej stanęli na początku swojej trasy, aż pod ołtarz, gdzie to ojciec Panny Młodej miał ją tam „przekazać” Pawłowi Perle.
-Chyba przeżywam to bardziej niż twoją ciąże... - wyznał jej, kiedy czekali na znak od Szymona.
BTW jak zauważyliście, Szymon odpowiadał za dawanie sygnałów. W końcu po jego ślubie z Ewą stał się jedną z najważniejszych osób w Prypeci, więc Szyszka powierzyła mu zadanie, w których oprócz ochrony Pałacu, miał dawać sygnały startu lub zakończenia oraz mówić co jakiś czas raport z miejsc wydarzeń itp.
-Ale to ja biorę ślub, tatku...
-Wiem, wiem. - poklepał jej dłoń, po czym przełknął ślinę. - Gdyby to twoja matka widziała...
-I widzi. - wskazała na Szyszkę.
-No tak, ale twoja biologiczna matka...
-Wiesz... nie będę się na siłę wpychać do jej życia. Jak chce, to niech przyjedzie. Ja ją chętnie przyjmę u siebie.
Andrzej nieśmiało się uśmiechnął.
Szymek dał znak.
Tom zaczął grać słynną nutkę ślubną na pianinie. Czarna pod ramię z ojcem ruszyła do przodu powoli. Wszyscy patrzyli na nią zachwyceni jej urodą, wzrostem, figurą, włosami... A Perła wzdychał z zachwytu. Z radością chwycił dłoń ukochanej, gdy ta już była pod ołtarzem. Andrzej zaczął płakać ze szczęścia. Wtuliła się w niego Izabela Iwanow, mama Ewy Galupienko. Kilka miesięcy po wielkich ślubach, radioaktywna rodzinka królewska wybrała się do Polski. Andrzej i Izabela nawet po tylu latach rozłąki darzą się silnym uczuciem. Iza zamieszkała na stałe w Pałacu z Andrzejem. I możliwe, że też wezmą ślub.
W każdym razie ślub Krawczuków miał wersję amerykańską:
-Czy Ty, Pawle Krawczuk, bierzesz sobie za żonę Swietłanę Fleczerowicz i przysięgasz jej miłość, wierność, uczciwość małżeńską, aż do śmierci?
-DA PUNK!!!
-Czy Ty, Swietłano Fleczerowicz, bierzesz sobie za męża Pawła Krawczuka i przysięgasz mu miłość, wierność, uczciwość małżeńską, aż do śmierci?
-Tak!
-Punk! - dodał Perła.
-Zatem... wymieńcie się obrączkami.
Tak zrobili.
-Ogłaszam was mężem i żoną w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego... AMEN... Pan Młody może pocałować Pannę Młodą.
Perła odsłonił spod welonu twarz świeżo upieczonej żony i pocałował ją czule i objął.
Wszyscy zaczęli klaskać, a niektórzy ze szczęścia płakali.

A teraz.... WESELE!!
-Złap mnie, jeśli polecę...
Zwiąż mnie, jeśli ucieknę...
Przytul mnie, jeśli płaczę...
Pocałuj mnie, jeśli kochasz...

Popełniam błędy
A ty je naprawiasz
Czasem kłamię
A ty mi wybaczasz

Jesteśmy tylko ludźmi”
Mówisz mi...
Jesteśmy stworzeni do miłości”
Szepczesz mi...

Gdziekolwiek będę
Gdziekolwiek zostanę
Gdziekolwiek odejdę
Zawsze będę cię kochać...”

To jest jedna z piosenek śpiewanych przez Szymona. Potem wziął na ręce swoją dwuletnią córeczkę Kasie. Miała te same oczy, co on oraz miała kasztanowe włosy, jej mama takie kiedyś miała.
Potem dziewczynka została posadzona w specjalnym kąciku z innymi dziećmi, które tez miały dwa latka: bliźniaki Szymek i Paweł Kowalow, Robert Krawczuk, Dawid Riddle, Czarek Dzikowicz.
Oczywiście z Kasią najbardziej bawić się chciał Robert. Dawidek i Czaruś obmyślali plan ataku na gości, a bliźniaki ze sobą się bawili, choć też szli do Roberta i Kasi.
Mieli szczęście: dzieci młodsze od nich musiały zostać w domu w opiekunkami, ze względów bezpieczeństwa.
Zaś ciężarne kobiety musiały jeść tylko zdrową żywność oraz zero alkoholu.
-Dlatego cieszę się, że nie jestem kobietą.- wypił kieliszek whiskacza Gahanow. - Ale za to zazdroszczę wam cycuszków. - po czym spojrzał na biust żony.

Para młoda dostała mnóstwo prezentów. Przyszła kolej na mamę Perły.
-Jesteś moim jedynym dzieckiem. Masz piękną żonę i synka. Myślę, że to co Ci dam, to najlepszy prezent. - po czym wręczyła im wazon.
-Oh gosh, przecież to wazon Romanowów! - powiedziała Roberta.
-O rly? - nie dowierzała Szyszka.
-Mamusiu! To twój najukochańszy wazon!
-Właśnie, a Ty jesteś mój najukochańszy na świecie, więc moja miłość idzie z tym wazonem.
Krawczukowie podziękowali za ten piękny prezent.
-Tylko jeśli choć znajdzie się na nim jedna rysa...
-Spoko, skleimy i będzie punk!!
-... przyjadę tu do was i zawału dostanę!!
-Yymmm...
-I nie będzie punk!

Dopiero teraz Perła przypomniał sobie te słowa jego matki, a Czarna myślała co zrobić.
-Oby mama nie przyjechała...
-Skoro stłukłeś wazon z jej miłością, to to wyczuje.
Robert wbiegł do domu.
-Mamo, tato!! Mam zajebistą wiadomość do powie.... o cholera! - zobaczył stłuczony wazon. - Co się stało?
-Twój ojciec jako, że rasowy z niego punkowiec, to stłukł wazon od twojej babci, który dała nam w dniu naszego ślubu.
-Oh gosh, tato...
-Skleimy synek, skleimy!
Zadzwonił telefon. Rob podszedł do słuchawki.
-Da? Cześć babciu!
Krawczuków przeszedł prąd po skórze.
-Są, są.... a, ok hehe! Ja? A dobrze... oni też... aha... tak... uhm... jasne, spoko... tak, tak... dobrze babciu... przekażę... no, papa! - odłożył słuchawkę. - Babcia z dziadkiem nas odwiedzą! Powiedziała, że miała niedawno sen, że jej wazon został stłuczony, więc uznała to za jakiś znak.
Czarna i Perła na siebie spojrzeli.
-To gdzie masz ten klej? - spytała męża.
-Dobra, dobra! - przerwał im syn. - Najpierw musicie to wysłuchać! Nawet nie wiecie, że ktoś był pod naszym domem! Kiedy to siedzieliście w pokoju nic nie słysząc, to ja poszedłem otworzyć drzwi. Gościu nazywa się Daniel Millerow.
-Ten Millerow?! Ten od wytwórni...
-Da, tato! I powiedział, że słyszał nas na ostatnim koncercie, co ja śpiewałem i zaproponował mi, że może nas wziąć pod swoje skrzydła! To go zaprowadziłem do piwnicy...
-Obcy w domu?! - Swietłana zareagowała.
-To Daniel koteczku, ja go przecie dobrze znam!
-No i przywitał się z chłopakami, to mu zagraliśmy kilka piosenek i mu się spodobało! To my zaciesz i w ogóle. Potem pogadałem z chłopakami o tym kontrakcie i wszyscy się zgodzili. A najlepsze, że nasz kontrakt polegał na uścisku dłoni! Jutro mamy pojawić się w jego studiu i będziemy nagrywać!
-Ołsom syneczku! Da punk! - ojciec go przytulił po męsku.
-Niesamowite.. - skomentowała Czarna. - Jaki ojciec, taki syn.
-Da punk! A teraz zbierzmy kawałki wazonu i skleimy to! A kiedy mama przyjedzie?
-Jutro o 12.00.
-... kleimy!

U Dzikowiczów w ich ogrodzie pracował ogrodnik Rogerro. Do domu przyjechała Zuzanna Dzikowicz. Poprosiła ogrodnika do kuchni. Zasłoniła żaluzje, po czym rzuciła się na niego i całować się zaczęli dziko i namiętnie.

Czarek wracał do domu, by tam dać sobie kolejną dawkę narkotyków. Niestety, Czacha brał narkotyki, palił papierosy i inne ziółka oraz pił, choć dopiero ma osiemnaście lat, lecz jego przygoda zaczęła się w wieku piętnastu lat. Zaczął się buntować, miał dosyć kłótni i zdrad w rodzinie, więc sięgnął po używki, by radzić sobie ze stresem. Przyjaciele chcieli nieraz go z tych nałogów wyciągnąć przestrzegając, że niszczy sobie zdrowie i może nawet przez to umrzeć. Lecz on i tak ich nie słuchał, jego „Bogami” byli Jim Morrison oraz Dave Gahan z okresu „Songs Of Faith And Devotion”. Zresztą, zrobił sobie tatuaże takie, jakie ma Gahan + miał tatuaż ze znakiem radioaktywności oraz serce przebite sztyletem oraz wiele innych. Dodatkowo miał przekute uszy w kilku miejscach. Nosił pierścionki i bransoletki, za to ubierał się zwykle tak samo: biały podkoszulek i czarne, skórzane spodnie i glany. Choć zwykle ten podkoszulek zdejmował, by dumnie pokazać tors z tatuażami. A jego dziewczyna Jasmin na wszystko mu pozwalała i sama też wkręcała się w jego styl życia, choć nie tak bardzo jak on. Dodatkowo towarzyszyła im muzyka rocka psychodelicznego oraz nawet reggae i utożsamiali się z ruchem hipisowskim jak i również nie wstydzili się uprawiać seks w miejscach publicznych, np. w toalecie w szkole. Chodzili też do specjalnych klubów, gdzie były specjalne do uprawiania seksu, nawet z nieznajomymi.

Gdy Czacha wszedł do domu, usłyszał jakieś jęki. Wszedł do kuchni i ujrzał matkę, która kochała się z Rogerro, ona siedziała na stole, oplatając nogami talię kochanka, a on wykonywał w niej ruchy.
A Czarek jakby nigdy nic, wziął sobie szklankę i nalał piwa. Kochankowie zaczęli się ubierać, a Zuśka próbowała coś powiedzieć.
-Kiedy obiad? - spytał ją syn.
-Nie wiem...
-To się dowiedz, bo głodny jestem. Potem pieprz się z innym. - i wyszedł z pomieszczenia.
-Nie pyskuj, gówniarzu! - krzyknęła za nim. - Jak Ci się nie podoba, to się wyprowadź, osiemnaście już masz lat.
Po pewnym czasie, Czacha po wstrzyknięciu sobie dawki narkotykowej, na jednym ramieniu miał torbę.
-Gdzie Ty się wybierasz?! - spytała go matka.
-Sama powiedziałaś, że jak mi się nie podoba, to mam się wyprowadzić, bo mam osiemnaście lat. No, to papa. - wyszedł z domu.
Poszła za nim.
-Masz tu wracać,w tej chwili!!
-Wracaj do domu mateczko, sayo nara!
Nie goniła go, a on szedł prosto. Wierzyła, że wróci dopiero jutro w południe, bo nie sądziła, że on naprawdę wyszedł na dłużej...

sobota, 2 kwietnia 2011

Wspomnienia: Ślub Perły i Czarnej.

-DA! PUNK!
-Skarbie...
-Tak?
-Stłukłeś wazon...
Perła entuzjastycznie krzyknął DA! PUNK!, lecz jednocześnie wymachując rękoma stłukł wazon..
-Aaa... kupi się nowy.
-Ale to twojej matki.
-Pożyczy jakiś od niej.
-To unikat.
-Em... skleimy!
Bo z każdego wyjścia jest rozwiązanie.
-Ale to był prezent ślubny!
-... i tak skleimy!
-Ale to był jej ulubiony i jedyny wazon! I to prosto z carskiego dworu!
-Eem... to i tak skleimy!
Może więc cofnijmy się o szesnaście lat, w dzień, w którym odbył się ślub Perły i Czarnej.
Była to oczywiście słoneczna sobota, wręcz radośnie radioaktywna.
Przygotowania szły pełną parą.
I ta radość wszystkich. Ah!
Najbardziej oczywiście cieszyli się bohaterowie tegoż dnia – Paweł „Perła” Krawczuk oraz Swietłana „Czarna” Fleczerowicz. Zaraz po nich ich ówcześnie dwuletni synek Robert. Wtedy nie zdawał sobie sprawy, że został poczęty przez nieletnią matkę i pełnoletniego ojca. O tyle dobrze, że wszyscy cieszyli się z narodzin chłopca. A mały Robert im bardziej stawał się większy, tym bardziej stawał się małą kopią ojca, co stwierdził sam ojciec Perły.
W każdym razie rodzice byli przygotowywani do ceremonii, która miała odbyć się w ogrodzie niż jak to z wykle jest w Kościele. Robercik biegał po pokoju, lecz nagle wujek Peregun powstrzymał małego szaleńca i wziął na ramiona.
-Poczekaj, niedługo Ty będziesz mieć swojego! - powiedział Robert Kowalow głaszcząc okrągły brzuch swojej ciężarnej żony Roberty.
-Wzajemnie!
-Tym razem, to nie będą bliźniaki... szczerze, to boję się naturalnego porodu, a przecież już mam dwójkę urwisów...
-Poradzisz sobie, jak my wszystkie. - Czarna puściła jej oczko.
-Ja też się denerwuje. - powiedziała Laura. - To nasze pierwsze dziecko, a ja nie wiem, czy dam radę wydać je na świat.
-Każda kobieta dała radę, to czemu Ty nie. - dołączyła się do dyskusji Magda.
-Bo ja bardzo się boję bólu...
-Każda się boi.
-E, koteczki! - wtrąciła Szysza. - Przecież możecie mieć cesarkę!
-No... chyba... - podrapała się po głowie Roberta.
-Jak to – cesarkę?! - Zuśka była zaskoczona.
-No... możecie rodzić naturalnie albo przez cesarkę.
Chwila ciszy.
-Kurwa mać! - odpowiedziała krótko Dzikowiczowa. - Ale chociaż seks jest przyjemniejszy!
-Zuśka... - Roberta przypomniała jej, że są tu też dzieci.
-A co znaczy „kulfa macz”? - mały Szymek był ciekawy.
-A co to jest sekz? - mały Robert też był ciekaw.
-Coś, co nie powinniście wiedzieć! - odpowiedziała mu Ewa.
-DA! PUNK! - (chyba nie musimy mówić kto).
Gahanow z Gorowiczowem odwrócili się tyłem do wszystkich w pokoju by wypić kilka kieliszków whiskacza.
-TOWARZYSZU GAHANOW! - wydarła się Szyszenko.
Przerażeni jej tonem powoli odwrócili się w jej stronę.
-Da Szanowna Małżowinko? - spytał nieśmiało jej mąż.
-Czy znowu z Towarzyszem Gorowiczowem pijecie whiskacza, by potem być nawaleni jak ruskie czołgi?!
Perła starał się powstrzymać od śmiechu, lecz łzy zbierały mu się do oczu i był czerwony na policzkach. Robert stłumił śmiech jedną dłonią, a drugą czesał włosy Perle.
-W takim tempie to wszyscy się spóźnicie na ślub. - Andrzej pojawił się w pomieszczeniu. - Hej, mały! - ucieszył się widząc swojego wnuka.
-Zaraz będą gotowi! - powiedział Kowalow. - Ostatnie poprawki...
-Makijażyk dokończę! - Roberta malowała oczy Swietłanie.
-Welon założymy! - Magda z Szyszką jednocześnie powiedziały.
-I będzie... - zaczął mówić Szymek.
-PUNK! - wiem, że wiecie.

Państwo młodzi byli już gotowi. Świadkami tak jak przy ślubie Robertów, Gorowiczów i Riddle'ów było kilka: po stronie panny młodej stały Szysza, Magda i Roberta (ksiądz pozwolił na max. trzy osoby). Po stronie pana młodego znaleźli się Robert, Szymon i Pery. Jednak i tak największą sensację miała wzbudzić... mama Perły, czyli pani Bogdana Krawczuk. Jej mąż, pan Antoni Krawczuk był obiektem zainteresowań Marcina i Dawida, ponieważ jest on, jak oni smakoszem whiskacza, ale przede wszystkim fajki. Do tego możemy dodać cygara oraz zwykłe papierosy.
-I Ty fajki nie palisz? - drapał się po... głowie Gahanow.
-Wolę papierosa raz na jakiś czas. Nie mogę palić przy Roberciku, bo jeszcze by to źle na niego zadziałało, a Czarnulka lubi jak czuć ode mnie gumę orbit mmm... miętową.
-A nie truskawkową?
-No... kiedyś, bo jak żuliśmy ją razem, to ona przeze mnie niechcący ją połknęła...
Lecz wracając do teściowej Czarnej – trzeba było kupić jej prezent, w zamian za prezent, jaki niedługo młodzi mieli otrzymać. Specem od tego był akurat... Marian. Tylko on z wręcz namiętnością robił zakupy i wybierał prezenty. Wzbudzał przy tym sensację, ponieważ ubierał zielone szpilki i brał czasem swojego psa-yorka płci żeńskiej, która się wabiła Pamela [ah ten Słoneczny Patrol! (Paździochowicz był fanem tego serialu i Pam (miał nawet plakaty w domu))]. Nie wiadomo wtedy jeszcze było, co kupi Marian, ale chciał tylko imię matki.
-Mama zaraz przyjedzie! - krzyknął Peregun.
-Twoja?
-Nie... twoja! - zwrócił się do Perłowicza.
-A nie lepiej – wtrącił się Gahanow zapalając cygaro. - dać jej wielopak szczęśliwego piwosza piwa Perła?
-Mamusia nie lubi piwa.
-To co lubi?
-Co lubi? Ano... WAZONY!
Ponoć mama Pawła Perły była kolekcjonerką wazonów – tych najdroższych i najcenniejszych. A jej faworytem był wazon królewski, który należał do ówczesnej carskiej rodziny Romanowów. Pilnowało go niemal cały czas i dbała, by nikt go nawet nie dotknął.

W stronę Pałacu jechały dwa pojazdy. Jedno to był jeep Mariana, a drugi wóz to była czarna limuzyna.
-Mamusia! - jęknął Perła.
-I Paździochowicz... - mruknął Dawid.
-Nie mrucz tak. - zwróciła się do niego Szysza. - Bo to mnie podnieca. - szepnęła mu.
Zaczął mruczeć, a po czym jednak zrobił wielkie oczy.
-Ponieca cię ten pedał?! - był niemal przerażony.
Cała uwaga tym razem się na nich skupiła, tylko Krawczuk obserwował limuzynę, jakby nic do niego nie docierało. Niestety, nieszczęśliwym trafem Marian ze spółką przyśpieszył i chciał pierwszy zajechać pod sam Pałac, a limuzyna chciała też tam zaparkować. Paździochowicz szybszy nie był i uderzył (na szczęście nie mocno) w prawy bok zderzaka.
-Nawet nie umie parkować. - skomentował Gahanow z cygarem. - Powinien jeździć na rowerku, bo jemu dwa pedały się przydadzą się, he he he.
Wszyscy wyszli przed Pałac. Marian podbiegł do Szyszenko.
-Patrz, patrz... co za... co za...
-Widzę...
-Patrz, jak oni mi auto zniszczyli! - pokazywał na uszkodzonego jeepa. - Nowe auto, a oni mi drogę zajechali.
Szyszka zrobiła facepalm.
-Stłuc go, kochanie? - jej mąż strzelił z palców.
-Nie, lepiej swoje piękne paluszki oszczędzaj.
Mruczał jej do ucha.
Perełka szukał drzwi w limuzynie. W końcu same się otworzyły i go uderzyły, a on upadł na tyłek i zrobił kwaśną minę jęcząc „ała”. Z auta wyszła kobieta, niskiego wzrostu, o blond, krótkich i kręconych włosach.
-Mamusia! - ucieszył się na jej widok.
A mamusia prawdopodobnie przez stłuczkę oblała się napojem, bo miała plamę na ubraniu.
-Żebym ja na ślub dziecka miała plamę! - była oburzona. - Nigdy więcej picia kawy!
-Kawy? - Magda była już zauroczoną panią Krawczukową.
-Kawusia! - Szysza również.
Malejkowicz... tfu, Ridllejowa (nie mogę się przyzwyczaić, sorry!) podeszła do mamy Perły.
-Witam panią bardzo serdecznie! Magda Malejkowicz z tej strony!
(Em... nie jestem jedyna, ha!)
-To znaczy... Riddle... przepraszam, przyzwyczaiłam się do mojego panieńskiego nazwiska.
-A ja po ślubie nadal byłam Bogurodzicą, bo koleżanki nazywały mnie po mojej ksywce.
-Cóż... mi mówią Magda, Madzia albo wampirek haha.
-A myślałam, że to Ty jesteś moją synową, ale...
-Ona też jest bardzo sympatyczna! I bardzo ładna, normalnie modelka, chociaż urodziła synka, to ma absolutnie perfekcyjną figurę! Tylko pozazdrościć.
Swietłana słysząc to, podeszła do nich.
-Panią kojarzę... pani pewnie modelka? - pani Krawczukowa uważnie się przyglądała.
-Ja jestem pani synową... Swietłana... - podała rękę.
Mama Perły nadal ją uważnie oglądała.
-Ależ bez oficjalnych przywitań tu proszę! Sama stwierdziłaś, że jesteś moją synową.
-Tak... - Czarna była stremowana. W końcu to teściowa, rozumiecie.
Tymczasem, Marian opłakiwał swoje auto. Gahanow nie wytrzymał i pociągnął go za kołnierz.
-Ty pacanie... nie żyjesz...
-Ale auto...
-Nie żyjesz...
-Gahciu, ale auto ma...
-Nie ważne... to jest mama Perły, teściowa Czarnej. Jeśli choć raz coś dziś spieprzysz, dorwę cię i zabiję, rozumiesz?
-Tak...
-Nie, nie rozumiesz. Jeśli moja Szanowna Małżonka dostanie okresu, nie żyjesz. Jeśli moja Szanowna Małżonka rozwali wazon, nie żyjesz. Wszyscy tutaj są nietykalni przez Ciebie.
-Dobrze...
-Nie, nie dobrze. Zabiję też twojego męża, babcie, dziadka...
-Nie mam dziadka...
-... to pradziadka.
Madzia krzyknęła do nich.
-Chodźcie, bo zaraz się zacznie! Ale Marian... daj prezent!
Paździochowicz nerwową kiwnął głową.
Gahanow na koniec mu powiedział.
-No, a teraz wypierdalaj. - rzucił go na ziemię. - Nie chce mi się z Tobą gadać...
Marian pobiegł do bagażnika swojego jeepa. Wyjął z niego... wazon!
-Mamusiu... - Perła wziął wazon. - To dla Ciebie... od nas. - wręczył jej prezent.
-Oh, dziękuje synku... synku... - mina jego mamy poważniała. - synku...
-Tak, mamusiu?
Mama robiła minę niezadowolonej.
-Nie... podoba się wzór? - nieśmiało spytał.
-Jest ładny, ale napis mi się nie podoba.
-Napis... a co... - pokazała mu doniczkę. - O niech Wincentego strzelą!
Na wazonie było napisane: „ Panie Antoni i Panie Bogdanie – dziękujemy!”
Wszyscy zrobili facepalm.
Gahanowi wypadło cygaro z wrażenia. A gdy teraz patrzył groźnie na Mariana, zacżął iśc w jego stronę. Zaczął się pościg, walka o życie.
Czarna krzyknęła.
-Marian!! Dawid!! Hände hoch!!!!
Gahanow się zatrzymał, ale Marian biegł. Tym razem Szyszka ryknęła.
-STOP, KURWA!!
No i stanął.
-A teraz idziemy na ślub. - powiedziała to łagodnie.
-Prezent zachowam. - stwierdziła pani Bogdana. - Może faktycznie wyglądam na chłopa. Ale teraz mój synek i moja synową są najważniejsi.
-KSIĄDZ! - krzyknął Simon w łoki-toki do Roberta, a ten poinformował o tym Szyszenko.
-Na miejsca, kochani! - krzyknęła Władczyni.

Ciąg dalszy wspomnień ze ślubu nastąpi...